31 grudnia 2015

SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU!


Jeden rysunek dziennie. Blok z odrywanymi kartkami


SAM SMITH

wydawnictwo: Olesiejuk
ilość stron: 368
format: 17x22 cm
rok wydania: 2015
cena: 19,99 zł


W moim domu jest ogromna kolekcja rysunków mojej Alicji. Mała od zawsze bardzo dużo rysowała i malowała. Pierwszego psa stworzyła mając nie więcej jak trzy latka. A potem było już tylko lepiej. Alicja w taki sposób spędza prawie cały dzień. Gdy zazwyczaj rodzice kupują dziecku jeden komplet kredek na rok szkolny - u nas Ala zużywa ich co najmniej trzy. Nie kupuje już bloków, bo mi się to nie opłaca. Mała rysuje w zeszytach lub na kartkach do kserokopiarki. I choć naprawdę staram się zostawiać w domu tylko te jej najlepsze dzieła - jest ich tak dużo, że aż trudno uwierzyć. Jak tak dalej pójdzie, nie będę miała gdzie ich chować... 

Gdy więc zerknęłam na tytuł tej książki - pomyślałam, że moje dziecko będzie nią zachwycone. W końcu Alicja i tak stale rysuje. Codziennie lub prawie codziennie. Więc takie zobowiązanie by robić to regularnie nie jest dla niej wielkim wyzwaniem. A fajnie byłoby mieć w jednym miejscu wszystkie te jej prace. Bez konieczności zakładania kolejnego segregatora ;) Poza tym książka ta to nie czysty zwykły blok. Na każdej stronie wewnątrz tej lektury znajdziemy konkretne zadanie do wykonania. oczywiście dotyczy ono rysowania. Ale to i tak fajne urozmaicenie. A może nawet drobne wyzwanie? Wszystko zależy od zdolności plastycznych malucha. I od jego zapału do pracy ;)

Zadanie, o którym wspomniałam przed chwilką to nic innego jak instrukcja narysowania konkretnej rzeczy. Są tu na przykład wskazówki jak wykonać hipopotama, stracha na wróble, karetę Kopciuszka, cytrynę, aparat fotograficzny, małpę na drzewie itp. Takich wskazówek jest oczywiście 366. A są one tak proste, ze każdy maluch sobie z nimi poradzi. Przede wszystkim. każdy element, ba każdy najdrobniejszy ruch w celu wykonania danego rysunku jest tu ładnie pokazany. Więc wystarczy tylko kierować się wskazówkami, naśladować wszystkie etapy po kolei - i rysunek gotowy! To naprawdę nic trudnego.Powiedziałabym nawet, że dla mojego dziecka wiele z tych prac będzie wręcz za łatwa. Ale pomyślałam, że to nie szkodzi i sadzę, że moje dziecko i tak ucieszy się z tej książki. Bo stopień trudności to jedno, ale pomysłowość to zupełnie co innego.

Dzięki tej lekturze moja córka po pierwsze dostrzeże inne sposoby narysowania czegoś co dotąd robiła inaczej. Będzie mogła podejrzeć jak to robią inni, w jakiś sposób się zainspirować. A po drugie - przestanie ograniczać się do tych rzeczy, które dotąd królowały na jej pracach. Jej rysunki to głownie kotki, pieski i koniki. Czasem jakieś kwiaty, domy postacie. Ale chyba nigdy nie pomyślała by narysować na przykład fokę, wulkan, namiot, flet czy pirata. Ta książka na pewno wniesie w jej prace odrobinę świeżości. Sprawi, że moja córeczka spróbuje czegoś nowego. Czegoś się nauczy! Uważam, że takie urozmaicenie to ogromna zaleta taj książki. Bardzo mi się to podoba.

Jak widzicie ta książka to blok z odrywanymi kartkami. Nie musimy zatem trzymać wszystkiego w jednym miejscu, jeśli mamy taką ochotę, możemy ją podzielić na mniejsze części. Ale jesli zechcemy, by nasza książka została w komplecie, to także nie mamy o co się martwić. Kartki na szczęście same nie wypadają. Nie będą nam się wysuwać z książki, nie ma potrzeby by je wklejać ani nic z tych rzeczy. Tak więc wszyscy będą zadowoleni. Jestem tego pewna :) A jeśli chodzi o grubość poszczególnych stron, to chyba także nie jest tak źle. Wiadomo, że jeśli maluch będzie bardzo mocno przyciskał kredkę, to nie ma siły, by kontury jego rysunku nie pojawiły się na odwrocie. Ale przy zwykłym rysowaniu i kolorowaniu nie powinniśmy mieć z tym kłopotu.

Ogólnie ta książka naprawdę bardzo mi się podoba. Świetnie nadaje się zarówno dla mniej zdolnego malucha jak i tych dzieciaczków co z ołówkiem radzą sobie całkiem fajnie. Podoba mi się to, że jest tam bardzo wiele ciekawych pomysłów, że propozycje zabaw świetnie nadają się zarówno dla chłopca jak i dla dziewczynek. Że każda instrukcja ma inny stopień trudności. Prace nie są tylko łatwe lub tylko trudne. Są przeróżne i każdy brzdąc na pewno znajdzie wśród nich coś dla siebie. Fajnym pomysłem jest także sama idea powstania tej lektury. Jeden rysunek dziennie. Taki pomysł uczy dzieciaczki systematyczności, nakłania do regularnej zabawy, mobilizuje. Podoba mi się to. Jak dla mnie super. Gorąco polecam!

30 grudnia 2015

Emi i Tajny Klub Superdziewczyn. Kółko hiszpańskiego



AGNIESZKA MIELECH

wydawnictwo: Wilga 
ilość stron: 152
format: 13,5x18,5 cm
rok wydania: 2015
cena: 17,99 zł


Alicja coraz częściej zupełnie sama, bez żadnego namawiania - sięga po książki. Najciekawsze w tym wszystkim jest to, że moje dziecko nie ogranicza się do jednej tematyki. Czasem ta są jakieś opowiadania, czasem wierszyki, niekiedy zastaje ją siedzącą nad jakąś encyklopedią czy inną naukową pozycją. To nie jest tak, że mała uwielbia czytać i robi to na każdym kroku. Jak każde dziecko podchodzi do czytania z lekką niechęcią. Ale treść książek, które mamy w domu na tyle ją interesują, że siłą rzeczy moje dziecko czyta. Jak nie przeczyta - nie dowie o czym jest dana lektura. A wygląda na to, że mam bardzo ciekawskie dziecko, bo choć z czytaniem u niej różnie bywa, to i tak często widuję ją z głową pochyloną nad książką.

Staram się zatem, by na jej półkach były lektury o bardzo różnej tematyce. Zresztą co ja Wam tu będę pisać. Biorąc pod uwagę ilość recenzowanych przez nas książek na tym blogu na pewno domyślacie się, że półki naszych dzieciaków pękają w szwach. Jest tam nie tylko dużo pozycji, ale są one jeszcze baaardzo urozmaicone. Książki edukacyjne, kreatywne, zagadki, wiersze, opowiadania i wiele wiele więcej. Dziś więc pokażę Wam kolejną lekturę z tej ostatniej kategorii. Ciekawą i nie dużą książkę w sam raz dla 8 latki. Przygodę siedmioletniej dziewczynki i jej przyjaciół. A nie jest to taka zwykła opowiastka tylko przygoda detektywistyczna! Ala bardzo lubi takie przygody, więc byłam pewna, że ta także jej się spodoba.

Emi i Tajny Klub Superdziewczyn to tak naprawdę seria książek (wszystkie tytuły znajdziecie TUTAJ). Nie wiem na dokładnie ile już pozycji w niej znajdziemy, ale na pewno te książki, które trafiły w moje ręce nie są jedyne. Tym bardziej, że ta, którą chcę Wam dziś polecić to druga część. Nie ukrywam, że gdy się o tym dowiedziałam - nie byłam zachwycona. Bardzo nie lubię czytać tak nie po kolei. Wiadomo, że skoro jest to seria, to dobrze byłoby śledzić losy bohaterów, to wypadałoby to robić od początku. Mnie się nie udało. Pierwszej części nie znam. Ale cóż. Ciekawość co się kryje wewnątrz byłą silniejsza, więc zaczęłam ją czytać. 

I powiem Wam szczerze, że jak zwykle za szybko zaczęłam się martwić. Bo nie czułam żadnego dyskomfortu, że nie przeczytałam poprzedniej książki. Tak naprawdę, jeśli mam być z Wami tak do końca szczera - gdybym nie sprawdziła sobie, że ta lektura to tom drugi - sama na pewno bym się tego nie domyśliła. Akcja tej książki zaczyna się w momencie, gdy nasza główna bohaterka Emi kończy zerówkę. Jej grupa przygotowała piękny występ na zakończenie roku, a zaraz po wakacjach dziewczynka zaczęła przygotowywać się do nauki w szkole. To było nowe wyzwanie. Egzamin (bo szkoła miała być prywatna), kompletowanie wyprawki i... mimo drobnego poślizgu z powodu próby stworzenia Emilce szkoły w domu - nasza mała bohaterka trafiła do klasy 1D. Myślicie, że to będzie kolejna nudna książka o szkolnych przygodach małej dziewczynki? Oj, co to to nie! Teraz dopiero zacznie się akcja!

Bo jak się pewnie domyślacie czytając tytuł tej lektury - Emi należy do Tajnego Klubu Superdziewczyn. Tak w zasadzie jest jego przewodniczącą. I choć klub ten nie działa cały czas, tylko wtedy, gdy w okolicy dzieje się coś podejrzanego - Emilka wraz z przyjaciółkami czujnie rozglądają się dookoła, by nie przegapić żadnej ważnej sprawy. I tak te super dziewczyny trafiają na trop kolejnej zagadki. Tajemnicę dziwnego zachowania Pani od Hiszpańskiego. Oraz zaginięcia pewnego egzotycznego zwierzaka z ich szkolnego zwierzyńca. Myślicie, że te dwie sprawy mają ze sobą coś wspólnego? Dowiecie się, gdy przeczytacie tą książkę!

Ostatnio zupełnie nie ciągnie mnie do takich dziecięcych książek. I powiem Wam szczerze, że gdy wzięłam tą lekturę do ręki, byłam przekonana, że przeczytanie jej będzie dla mnie katorgą. Zupełnie nie miałam na nią ochoty. Tymczasem okazało się, że połknęłam ją w mgnieniu oka. Przygodę Emi i jej przyjaciółek czyta się z wielką przyjemnością. Książka ta napisana jest tak lekko i ciekawie, że nawet nie zauważyłam kiedy dotarłam do końca. Nie, to już nie moja tematyka. Wydaje mi się, że jestem już chyba za stara na takie książki. Ale patrząc z perspektywy mojego dziecka - jestem pewna, że to świetna lektura! Fajnie napisana, wciągająca, ciut zawiała. Alicji na pewno się spodoba. I Waszym dzieciaczkom pewnie też więc polecam :)


29 grudnia 2015

Chowańce. Gwiazdy przeznaczenia


ADAM JAY EPSTEIN, ANDREW JACOBSON

wydawnictwo: IUVI
ilość stron: 368
format: 13,5x20,5 cm
rok wydania: 2015
cena:  29,90 zł  22,43 zł

Jestem z pokolenia Harrego Pottera. Kiedy miałam jakieś bodajże 10 lat wyszła pierwsza książka, jakiś czas później kiedy pojawiła się ona w mojej miejskiej bibliotece od razu poleciałam, aby ją wypożyczyć. Oj to była prawdziwa walka, przychodziłam codziennie, a i tak strasznie ciężko było na nią trafić, cały czas była w obiegu ;) Przeczytałam wszystkie części i chyba właśnie wtedy zapałałam lubością do magicznych książek, albo inaczej mówiąc książek o magii ;)

Kiedy zobaczyłam Chowańce od razu przypomniał mi się Harry Potter i pomyślałam sobie o moim starszaku. Bo może on tak jak i ja polubi taką tematykę? Pewnie, że nie mogę mieć co do tego pewności. Nie mm nawet pewności czy Nikodem polubi czytanie, narazie nauka idzie nam dosyć opornie. Nie odziedziczył smykałki do czytania po mamie... Mam nadzieję, że jak się już rozkręci to polubi to.Czeka na niego tyle książek, że chyba bym się zapłakała gdyby nie miał zamiaru samodzielnie ich przeczytać w przyszłości ;) Wspomniałam o Harrym Potterze, ale powiem Wam, że tak naprawdę wcale nie ma tutaj zbyt dużego podobieństwa. Jedyne co łączy te historie to to, że obie są o magii, czarach... I to by było na tyle. Zresztą już przechodzę do krótkiego opisu więc sami się przekonacie o czym opowiada ta książka.

Wszystko zaczyna się dosyć zwyczajnie. W pewnym małym miasteczku, w bardzo odległych, dawnych czasach żył sobie zupełnie zwykły kot. Był to dachowiec, złodziejaszek, który radził sobie dzięki swojej przebiegłości i sprytowi. Przez lata nauczył się jak kraść jedzenie, aby robić to skutecznie i aby nie zostać złapanym. Jednak pewnego dnia wpadł w pułapkę zastawioną przez okropnego łowcę nagród. Aldwyn'owi udaję się uciec i chowa się w pewnym dziwnym miejscu pełnym magicznych zwierząt. Kot chciał tylko przeczekać najgorsze i wrócić do swojego dachowego życia, ale pech chciał (a może to było szczęście), że Aldwyn'a upatrzył sobie pewien młody, dopiero uczący się czarodziej. 

I takim oto sposobem Aldwyn został wybrany na Chowańca czyli magicznego pomocnika czarodzieja. Bowiem każdy czarodziej musi mieć swojego Chowańca, jednak zwierzak ten powinien mieć magiczne zdolności, a nasz koci bohater takowych nie posiada. Jednak kiedy jego przyjaciołom, a nawet całemu królestwu zagraża wielkie niebezpieczeństwo to okazuje się, że bez magii także można, a nawet trzeba sobie poradzić...

Jednak nie tylko o Aldwyn'ie tutaj przeczytamy. Poznamy także żabę o imieniu Gilbert oraz modrosójkę o imieniu Skylar. Jest też Jack czyli nowy właściciel naszego głównego bohatera, przyjaciele Jacka - Dalton i Marianne oraz ich nauczyciel magii - Kalstaff. To oczywiście nie wszyscy bohaterowie, których tutaj spotkamy. Ale o tym musicie przekonać się już sami :)

Powiem Wam, że dzieje się tutaj naprawdę dużo. Pomyłka przez którą kot trafił do tego magicznego miejsca to dopiero początek. Przygody, które przeżywają później on i jego nowi przyjaciele są naprawdę niesamowite i bardzo niebezpieczne. Ale jeśli macie ochotę dowiedzieć się co to na przykład gwiazdy przeznaczenia, most zdrady, pogrzebany pałac, czaropis, troll jaskiniowy, gundabestia, siedmiogłowa hydra, armia umarłych, jastrzębie gromowe i wiele wiele innych niezwykłych rzeczy i osób to koniecznie musicie przeczytać tę książkę :)

Muszę przyznać, że chociaż jest to książka dla dzieci i młodzieży to czytało mi się ją naprawdę fajnie, szybko, sprawnie. Byłam ciekawa tych wszystkich niebezpiecznych i magicznych rzeczy, które Aldwyn spotkał na swojej drodze. Bardzo mnie wciągnęły jego przygody. Powiem Wam, że jest to naprawdę pomysłowy i fartowny kot :) Ja z chęcią zabieram się za kolejny tom o Chowańcach i z przyjemnością dowiem się co za nowe magiczne rzeczy czekają na tę trójkę niezwykłych zwierzaków. Myślę, że ta książka spodoba się wszystkim, nie tylko tym których interesuje tematyka magii. Jestem pewna, że jak ją już zaczniecie to nie będziecie mogli się oderwać :)


28 grudnia 2015

Czerwone! Żółte! Zielone!


wydawnictwo: Debit
ilość stron: 12
format: 27x24 cm
rok wydania: 2015
cena: 36,90 zł

Choć moja Natalka ma niewiele ponad dwa latka to od jakiegoś czasu mniej więcej wie o co chodzi z tymi światłami czerwonymi i zielonymi. Za każdym razem gdy wychodzimy na spacer bez wózka tłumaczę małej kiedy możemy, a kiedy nie wolno nam wchodzić na jezdnię. Nie robię tego dlatego, że mam jakieś chore ambicje, by moja córka wiedziała wszystko jak najwcześniej. Nie chwalę się tym. To wyszło całkiem spontanicznie. Natalka nie lubi spacerów za rękę, zazwyczaj chadza własnymi ścieżkami, więc gdy wymagałam od niej by zaczekała na światłach, żeby przejść prze jezdnię zazwyczaj się buntowała. Najłatwiej więc było wytłumaczyć dlaczego tak jest i pokazać, że nie tylko my czekamy, ale wszyscy dookoła także. 

I wiecie co? Takie tłumaczenie podziałało. Natalka teraz chętniej czeka, wiedząc, że gdy pojawi się zielone światło ruszymy dalej. Oczywiście wciąż nie jest idealnie. Zdarzają nam się jeszcze potknięcia, ale i tak jest dużo lepiej niż dotychczas. Więc może to i dobry pomysł, by uczyć maluszki przepisów ruchu drogowego jak najwcześniej? By przestrzegać dzieciaczki co wolno, a czego nie powinno się robić na ulicy. Co oznaczają niektóre proste i najczęściej spotykane znaki? Hm... To naprawdę może być dobry pomysł. Na razie to może być dla nich zabawa. Może się wydać czymś ciekawym jak jakaś przygoda. A z czasem zaprocentuje i nasze dzieci poruszając się samodzielnie po mieście będą bezpieczniejsze!

Jak zatem rozpocząć taką naukę? To proste. Pokazując, wyjaśniając, przypominając lub... sięgając po taką oto ciekawą i na pewno mądrą książeczkę, przy której mały urwis w mig wszystkiego się nauczy! Bo jak zwykle, wiedza ta ma być przekazana naszym dzieciaczkom w trakcie bardzo fajnej zabawy. A to najlepszy sposób jaki znam. U nas działa za każdym razem, więc teraz na pewno też nas nie zawiedzie :)

W książce tej znajdziemy obrazki z krótkimi tekstami. Każdy z nich przedstawia jakąś inną sytuacje jaką możemy zaobserwować na ulicy. Są nimi między innymi zasady przechodzenia przez ulicę, zabawy przy drodze, zachowania się przy przejeździe kolejowym, poruszania się gdy przy drodze brakuje chodnika itp. Za każdym razem na obrazku jest dokładna informacja jak należy się zachować. Co zrobić by zachować bezpieczeństwo. A wyjaśnienia te sa naprawdę bardzo proste i czytelne. Nie ma mowy, by nasz brzdąc czgoś nie zrozumiał.

Dodatkową atrakcją jest to, że ta lektura jest publikacją interaktywną. To znaczy, że tuż obok książeczki znajdują się guziczki. Każdy z nich przedstawia inną grafikę. Część z nich to znaki drogowe, część to na przykład światła lub dziecięca piłka. A na samej górze jest piesek w stroju policjanta. Gdy na niego naciśniemy usłyszymy krótki wierszyk o zachowaniu się na drodze, a dokładnie o przechodzeniu przez ulicę. Natomiast kolejne guziczki służą nam do zabawy podczas czytania tej lektury. Każda scenka na samej górze zaraz obok tytułu ma znaczek identyczny jak jestem z przycisków na panelu. Po naciśnięciu usłyszymy komentarz do obrazka. Nie musimy zatem za każdym razem, gdy nasz maluszek po nią sięgnie czytać mu tekstu z chmurek. Bawiąc się interaktywną częścią tej książki dowie się tego co najważniejsze. 

Powiem Wam szczerze, że w naszym domu nie ma zbyt wielu książek interaktywnych. Choć te, które mamy Natalka stale ogląda. Aż dziw, że baterie jeszcze wytrzymują. Mam wrażenie, że już dawno powinny skapitulować. Ale trzeba przyznać, że dodatki w postaci guziczków i wydobywających się z książki dźwięków bardzo podobają się takim maluchom. U nas przynajmniej są one zawsze bardzo mile widziane. A gdy dodamy do tego jeszcze ciekawą i mądrą treść to otrzymamy lekturę, którą my sami z przyjemnością będziemy podsuwać naszym dzieciaczkom. Ja osobiście jestem na tak. Myślę, że warto zaopatrywać się w takie książki. Są takie inne. Ciekawsze. Zatem polecam :)

27 grudnia 2015

Na oceanie nie ma ciszy. Biografia Aleksandra Doby, który przepłynął kajakiem Atlantyk



DOMINIK SZCZEPAŃSKI

wydawnictwo: Agora
ilość stron: 336
format: 15,5x21,5 cm
rok wydania: 2015
cena:  39,99 zł

Jak wiecie - jestem ogromną fanką wszelkiego rodzaju książek podróżniczych. Mam ich już trochę na swoim koncie i zawsze bardzo trudno mi jest się oprzeć pokusie, by nie sięgnąć po kolejną. Tym bardziej, że ich bohaterowie to ludzie, których podziwiam. Dokonują rzeczy, o których mnie nawet nigdy się nie śniło. Dzięki nim poznaję miejsca dla mnie niedostępne. To dziwne, że typowa domatorka taka jak ja stale czuje niedosyt informacji o dalekich często bardzo egzotycznych miejscach. Kocham podróże, ale te bliskie. Nigdy nie marzyłam o dalekich wyprawach. Nie planowałam wielkich czynów. Ale podziwiam ludzi, którzy to robią. Którzy spełniają swoje marzenia. Nawet te najbardziej szalone i nieprawdopodobne. 

Dziś chciałabym Wam przedstawić Aleksandra Dobę. Człowieka, którego największą pasją jest kajakarstwo. Zajmuje się tym od lat. Pływa zawsze, gdy tylko ma okazję. A jego wyprawy są naprawdę godne podziwu. Przepłyniecie Polski? Opłyniecie jeziora Bajkał? Słysząc o tych wyprawach już wiedziałam, że mam do czynienia z kolejnym człowiekiem czynu. Z mężczyznom, który nie tylko nie boi się marzyć, ale również robi wszystko, by te marzenia zrealizować. Jednak ta książka nie opowiada nam o tym, jak Pan Aleksander zdecydował się opłynąć największe jezioro na świecie. Nie opisuje nam całego życia tego uroczego człowieka. Ta biografia wspomina te wszystkie wydarzenia, ale skupia się na czymś zupełnie innym. Opisuje nam niezwykle trudną i jak dla mnie wręcz nieprawdopodobną wyprawę. 167 dni na oceanie. Pan Aleksander bwiem zdecydował się przepłynąć kajakiem Ocean Atlantycki!

Skłamałabym, gdybym napisała, że Aleksander Doba był pierwszym śmiałkiem, który podjął się takiego wyzwania. Przed nim byli i inni. Czym zatem różni się ta wyprawa od wszystkich pozostałych? Przede wszystkim Pan Aleksander zdecydował się przepłynąć ocean w najszerszym miejscu. Po drugie, ta wyprawa miała być w 100% samodzielna. Bez żadnej pomocy z zewnątrz. Bez żagli itp udogodnień. Pan Aleksander podróżował wyłącznie dzięki sile własnych mięśni, a jego kajak do przemieszczania się posiadał jedynie ster i wiosła. Ten człowiek musiał stawić czoła wielu niebezpieczeństwom zupełnie sam. Miał okazję spotkać się z rekinami, wielorybami i żółwiami morskimi. Kilkakrotnie musiał stawić czoła ogromnym falom podczas sztormu. Nie brakowało także kilku większych i mniejszych awarii, które nieco utrudniały mu podróż. Jednak nasz bohater nigdy nie zrezygnował z dalszej drogi. Wiedział, że jego podróż kończy się dopiero na Florydzie, i że musi osiągnąć wcześniej zamierzony cel.

Powiem Wam szczerze, że tą książkę czyta się po prostu błyskawicznie. Na początku troszkę się gubiłam, gdy autor sięgał pamięciom do innych, wcześniejszych przygód Aleksandra Doby. Ale to było tylko na samym początku tej książki. Potem, gdy już się wciągnęłam, nie mogłam przestać czytać. Historia tego uroczego człowieka sprawia, że wszystko dookoła nagle staje się łatwiejsze. Wszystkie marzenia, dotąd niezrealizowane - na wyciągnięcie ręki. Skoro można wyruszyć w taką podróż? Skoro można przepłynąć cały ocean kajakiem, o własnych siłach i w dodatku nie postradać podczas tej wyprawy zmysłów, nie podupaść na zdrowiu i cieszyć się jak dziecko z osiągniętego celu - to można wszystko! Trzeba tylko chcieć i mieć naprawdę bardzo dobry plan. Bo nie trudno rzucić się na głęboką wodę i działać. Nie trudno zginąć dążąc do realizacji swoich marzeń za wszelką cenę. Ale sztuką jest je zrealizować, by mieć kolejne - czasem równie niesamowite co te poprzednie. Pan Aleksander w tej książce wiele razy powtarzał, że nie jest samobójcom. Że kocha swoje życie i chciałby jeszcze długo pozostać na tym świecie. Ale to nie zmienia faktu, że chce robić to co kocha. Wie co robi, jest doskonale przygotowany do każdej wyprawy i nie straszne mu żadne sztormy czy wielkie drapieżniki. Najważniejsze jest przygotowanie i wiara, ze wszystko na pewno się uda. Wystarczy tylko bardzo tego chcieć.

To co najbardziej podobało mi się w tej książce to pogoda ducha Pana Aleksandra. Mimo wielu niepowodzeń, przeciwności, bardzo trudnych warunków w jakich przyszło mu spędzać czas - dobry humor i optymistyczne podejście do życia nigdy go nie opuszczało. Jestem pewna, że wiele osób w niektórych sytuacjach szybko by się poddało. Wiele z nich na pewno zrezygnowałoby z dalszej wyprawy. Ale nie Pan Aleksander. Sztorm? Brak łączności ze światem zewnętrznym? Zepsuta solarka? Awaria SPOTa? A nawet uszkodzony ster nie był wstanie zniechęcić naszego bohatera. Pan Aleksander wiedział, że wszystko jest w stanie przeżyć. Wiedział, że każda przeszkoda jest do pokonania, żeby tylko zrealizować swój plan. Ten człowiek wierzył, że to się uda. Musi się udać. Ten mężczyzna zawsze był pełen optymizmu i pogody ducha. Mimo ogromnego zmęczenia, mimo ciągłej walki z żywiołem stale był pełen pozytywnych myśli. Naprawdę powinniśmy brać z niego przykład. Bo taka postawa jest godna naśladowania.

Książka ta jest także bardzo fajnie napisana. Jeśli jesteście równie ciekawi świata co ja. Jeśli lubicie poznawać zakątki, których z pewnością nigdy nie odwiedzicie osobiście. Jeśli czytając takie historie czujecie lekki dreszczyk na plecach i wciąż Wam mało - to ta lektura jest dla Was idealna. Tą książkę się wręcz połyka. Wszystkie wydarzenia opisane wewnątrz są ujęte w takim spokojnym i bardzo optymistycznym tonie. Aleksander Doba opowiada nam swoje przygody tak, jakbyśmy byli jego najlepszymi przyjaciółmi. Jakbyśmy znali się od lat, a on postanowił podzielić się z nami swoimi uczuciami. Opisuje nam wszystkie swoje przygody w bardzo ciepły sposób. Cała książka utrzymana jest w takim stylu pozytywnie zakręconego człowieka. Ocean? To przecież tylko większa kałuża! Odciski na rekach, opuchlizny, dziwne zmiany na paznokciach? Co tam... przecież prędzej czy później wszystko minie! Pana Aleksandra nic nie było w stanie zniechęcić. On realizował swoje marzenie i to było najważniejsze.

Ten bohaterski czyn to jedno. Wszystkie niezwykłe osiągnięcia naszego bohatera to drugie. Ale mnie najbardziej w tej książce podobało się podejście Pana Aleksandra do życia i do ludzi. Fragmenty o tym, że uśmiech łamie wszystkie bariery, że należy optymistycznie podchodzić do życia, że wiek człowieka wcale nie jest przeszkodą, by realizować swoje cele, że żeby zrealizować swoje marzenia trzeba działać, a nie czekać, aż ona same do nas przyjdą - czytałam z największą przyjemnością. W dzisiejszych czasach ludzie stale na coś narzekają. Wiecznie jest im źle. Ale też rzadko kiedy próbują zrobić coś w tym kierunku by było im lepiej. I to zawsze bardzo mnie irytowało. Jestem optymistką. Zawsze nią byłam. I choć daleko mi do takiego pozytywnego nastawienia do życia jakie miał Pan Aleksander, to i tak zawsze starałam się wszystko widzieć w różowych okularach. Nie można stale tylko narzekać i płakać. Zawsze jestem zdania, że mogło być gorzej. I że wszystkie przeszkody jakoś da się przeskoczyć. Ale po przeczytaniu tej książki - moja wiara w życie jest jeszcze większa.

Ta książka w pewien sposób naładowuje nas pozytywną energią. Sprawia, że po jej przeczytaniu mamy chęć zacząć działać. I to już teraz, natychmiast!

"[...] lepiej żyć jeden dzień jak tygrys niż sto lat jak owca."
Na oceanie nie ma ciszy; str. 329

Gorąco Wam tę lekturę polecam. Jest niesamowita!

23 grudnia 2015

Cudze jabłka


AGNIESZKA KRAKOWIAK-KONDRACKA

wydawnictwo: Literackie
ilość stron: 296
format: 13x20,5 cm
rok wydania: 2015
cena: 26,97 zł

Seria z Fasonem wydawnictwa Literackiego wpadła mi w oko już jakiś czas temu. Z tej kolekcji polecałam Wam już takie tytuły jak: "Dante na tropie', "Zaczaruj mnie" oraz "Jajko z niespodzianką". Czytając nas zatem od dawna wiecie, że nie są to takie typowe romansidła lecz książki bardziej życiowe. Takie, które opowiadają historie ciut bardziej skomplikowane niż zwykłe "kocha mnie czy nie?" ;) Lubię takie powieści. Lubię czytać o ludziach, którzy muszą pokonać jakieś swoje własne słabości. O tych, którzy mimo wielu kłód pod nogami rzucanych przez los potrafią znaleźć rozwiązanie z każdej sytuacji i żyć dalej. Lubię czytać o silnych i zaradnych kobietach. O prawdziwej miłości, która przezwycięża nawet największe próby. Tak, to zdecydowanie moja tematyka. Ta seria jest chyba zatem stworzona specjalnie dla mnie.

Tym razem poznamy Ewę i Marka i ich córeczkę Polę. To bardzo kochające się małżeństwo żyło w dostatku i szczęściu wiele lat. On zarabiał na cała rodzinę, starał się by nigdy niczego im nie brakowało. Dbał o ich dobrobyt i trzeba przyznać, że szło mu rewelacyjnie. Piękny duży dom, wspaniałe sprzęty, prywatna szkoła, wiele dodatkowych zajęć i zagraniczne urlopy dwa razy do roku. Kto nie chciał by tak żyć? Beztrosko i szczęśliwie? Ona natomiast zajmowała się domem. Wszystko co było związane z utrzymaniem mieszkania, wychowaniem córki itp pozostawało na jej głowie. Ewa kochała takie życie. Była naprawdę bardzo szczęśliwa. Ale jak wiadomo, czasem los ma dla nas zupełnie inny plan. Pewnego dnia wszystko zaczyna się sypać. Okazuje się, że Marek ukrywał przez żoną fakt, że w jego firmie nie dzieje się zbyt dobrze. Kobieta o wszystkim dowiaduje się dopiero, gdy nie można już niczego zrobić. Ewa dowiaduje się, że są bankrutami z dnia na dzień. Nie mają nic. Firma Marka ogłosiła upadłość, komornik zajął ich mieszkanie oraz wszystkie zgromadzone na koncie pieniądze. Zostają zupełnie sami, bez niczego. Na szczęście Ewa ma jeszcze niewielki dom na wsi po swoich rodzicach. To ich ostatnia deska ratunku. Ale co dalej?Przecież trzeba za coś żyć, coś robić, jakoś egzystować. Małżeństwo wspólnie podejmuje decyzje, że ich córeczka nie może odczuć tego co się teraz dzieje. Dziewczynka wciąż chodzi do prywatnej szkoły, uczęszcza regularnie na treningi pływackie. Stara się żyć jak dawniej, choć na pewno zmiany w jej życiu są bardzo odczuwalne. A rodzice? Walczą o lepsze jutro. Marek cały czas stara się podnieść z gruzów swoją firmę. Szuka ludzi, którzy mogliby mu w tym pomóc. Natomiast Ewa podejmuje najtrudniejszą decyzję swojego życia. Podejmuje się pracy w hotelu jako sprzątaczka. I kto by pomyślał, że jeszcze nie tak dawno była dokładnie po tej drugiej stronie? To ona była gościem w takich miejscach. Korzystała z wygód i czuła się jak Pani. Tymczasem teraz sprząta toalety, czyści zabrudzone podczas upojnych nocy materace i stara się być niezauważalna przez klientów. Czy jednak jej poświęcenie i starania jej męża coś pomogą? Czy ich miłość przetrwa, gdy nagle na horyzoncie pojawiła się piękna i przebojowa była przyjaciółka Ewy - Iwona? Gdy wśród przyjaciół małżeństwa znajduje się wolny i bardzo przystojny Wiktor? Jak myślicie? Czy miłość tego szczęśliwego małżeństwa przetrwa tę próbę? Ode mnie się tego nie dowiecie. Więcej przeczytacie już sami.

Czytając tą książkę myślałam tylko o tym, jak bardzo to co uważamy za ogromne szczęście jest uczuciem niezwykle ulotnym. Wystarczy drobiazg, by wszystko nagle runęło. By nasz poukładany dotąd świat - stanął na głowie. Zdrada? Bankructwo? Choroba? Śmierć? W zasadzie wszystko może się zdarzyć, co nagle zmieni nasze dotychczasowe życie. Co zrujnuje nasz świat w ciągu kilku minut i sprawi, że wszystko stanie się nagle beznadziejne. A my nie mamy na to żadnego wpływu. Jedyne co możemy zrobić to starać się żyć dalej. Próbować przezwyciężyć tę przeszkodę. A  to niestety wcale nie jest łatwe... Ewa i Marek zostali postawieni w takiej właśnie sytuacji. Ich miłość została wystawiona na próbę, którą niewiele osób by przeszło. Nagle wszystko zaczęło się sypać, na ich głowę spadło w jednym momencie tak wiele problemów i trosk, że aż trudno w to uwierzyć. A co za tym idzie - małżeństwo to zaczęło się od siebie oddalać. Nagle między nimi zaczęły pojawiać się pewne niedomówienia. Zaczęły wychodzić drobne wady w ich dotychczasowym życiu, których dotąd nie dostrzegali. Zmęczeni zaistniałą sytuacją zaczęli mówić rzeczy, których dotąd nigdy by nie powiedzieli. Potem zaczęły się tajemnice, brak porozumienia. Gdy wszystko się układa i życie jest beztroskie - ludzie nie doceniają tego co mają. Wszystko się zmienia, gdy życie zaczyna płatać nam figle.

Ta książka jest naprawdę bardzo piękna. Nie jest to żaden romans, lecz historia życia pewnego zgodnego i bardzo kochającego się małżeństwa. Może opowieść ta jest ciut zbyt wyidealizowana. Ja  chyba nie umiałabym ot tak przejść do porządku dziennego w takiej sytuacji. Na pewno miałabym gorsze chwile. pewnie nie umiałabym być taka dzielna. Nie wiem sama. Może zaczęłabym płakać, lub obwiniać za całe zło mojego partnera? Nie wiem, ale jestem pewna, że nie byłoby wtedy tak różowo jak w tej historii. Tutaj bohaterka tej powieści została przedstawiona jako taka dzielna samodzielna. Idealna partnerka, wyrozumiała i silna. Nie robi awantur mężowi, nie krzyczy, nie złości się i nie płacze. Nie. Ewa bierze sprawy w swoje ręce, rozpoczyna pracę,która jeszcze nie tak dawno uważała za lekko poniżającą. Dotąd była bogata dama, teraz musiała te damy usługiwać i dbać o ich komfort. Mało tego, robi to w kompletnym ukryciu, by nikt nie dowiedział się, że stara się pomóc w tej trudnej sytuacji. Taka superwomen XXI wieku. Mimo to, autorka przedstawia ją nam w taki sposób, że nie potrafimy jej nie lubić. Ewa natychmiast wkrada się w nasze serce i przez cały czas bardzo gorliwie jej dopingujemy. Czytając marzyłam o tym, by wszystko dobrze się skończyło. By kobieta znalazła wystarczająco dużo siły, cierpliwości i przyjaciół, by w końcu stanąć na nogi. Ale powiem Wam szczerze, że książka ta jest dość przewidywalna. Może nie w każdej sytuacji, ale tak naprawdę wiemy, że w tej powieści wszystko dobrze się skończy. Że miłość po prostu musi zwyciężyć. Nie ma co do tego żadnej wątpliwości! Nie uważam tego jednak za wadę tej lektury. Naprawdę czytałam ją z ogromną przyjemnością i cieszę się, że trafiła w moje ręce. Naprawdę bardzo mi się podobała. Dlatego z czystym sumieniem mogę ją Wam polecić :)


22 grudnia 2015

Szczęśliwi czas liczą! Czyli to i owo o czasie i zegarach



MARCIN PAŁASZ

wydawnictwo: Bis
ilość stron: 48
format: 20x25 cm
rok wydania: 2015
cena: 24 zł

Alicja uwielbia odmierzać czas. Znacznie szybciej niż jej rówieśnicy nauczyła się posługiwać zegarkiem. A gdy jeszcze nie do końca wiedziała o co w tym wszystkim chodzi musiałam jej rysować na kartce jak wygląda dana godzina, o której na przykład miało być coś co ją interesowało w telewizji, bo mała sama chciała sprawdzać czy to odpowiedni moment by włączyć TV czy jeszcze nie. Nie pamiętam, żebym ja miała coś takiego. Ale wtedy życie toczyło się znacznie spokojniej. Teraz wszyscy za czymś pędzą. Czyżby mojemu dziecku ta mania ścigania się z czasem zaczęła się udzielać? Oby nie...

Dziś jednak chciałabym pokazać Wam książkę o czasie i zegarkach. Autorzy lektur dla najmłodszych chyba nigdy nie przestaną mnie zaskakiwać. Nie przypuszczałam, że kiedykolwiek spotkam opowiadanie, w którym znajdę informację o różnych rodzajach zegarów i wskazówki jak z nich korzystać. A jednak taka książka także do nas trafiła. Oto historia pewnej sympatycznej rodzinki spędzającej wakacje nad morzem. Tak, tak. Wiem. Wakacje to czas lenistwa a nie nauki. Ale w tym przypadku trudno mówić o takiej typowej nauce. Te dzieci po prostu chętnie dowiadują się czegoś nowego, a ich rodzice potrafią przekazać im pewne informacje w ciekawy i z pewnością mało moralizatorski sposób. To zatem nie nauka. To zabawa! A jaka pożyteczna? Sami zobaczcie!

Dociekania na temat czasu i sposobu jego mierzenia rozpoczęły się całkiem przypadkowo pewnego pięknego ciepłego dnia. Dzieci akurat skończyły zabawę na plaży i zmęczone powędrowały do rodziców. Odpoczynek, odpoczynkiem. Ale w pewnym momencie Antkowi zabuczało w brzuchu. Spytał więc kiedy pójdą całą rodzinką na obiad. Jednak zamiast konkretnej odpowiedzi otrzymał wskazówkę od swojej siostry, by obserwował słońce. Według niej, czas na obiad nadejdzie w momencie, gdy ta ognista kula zawiśnie nad wielką sosną rosnącą niedaleko. Chłopiec był zdumiony. A co ma słońce i drzewo do tego kiedy wszyscy zbiorą się by iść na posiłek? To trochę dziwne prawda? Ale, jak się okazuje nie do końca.

Tata dzieciaczków wyjaśnił im bowiem, że na świecie nie zawsze istniały zegarki. Dawniej ludzie nie znali takiej techniki a mimo to i tak potrafili odmierzać czas. I nie dzielili dnia na trzy pory, czyli ranek, południe i wieczór. Potrafili także powiedzieć dokładnie, która jest godzina! Ale jak oni to robili? To proste! By wskazać konkretny czas, korzystali z wiedzy na temat przemieszczania się po niebie słońca. Dla nas to brzmi dość dziwnie, ale to wcale nie jest takie trudne. Jeśli chcecie dowiedzieć się czegoś więcej na temat takiego zegara, lub kilku innych nietypowych urządzeń do odmierzania czasu - koniecznie zerknijcie do tej książki. Spodoba Wam się!

Tak naprawdę wcale nie miałam zamiaru chwytać po kolejną książkę edukacyjną. Zainteresował mnie raczej tytuł tej publikacji i ciekawa byłam co kryje się wewnątrz. Jednak, gdy tylko zaczęłam czytać zorientowałam się, że książka ta oferuje znacznie więcej niż mi się zdawało. Oczekiwałam jedynie fajnego i ciekawego opowiadania. Wesołej historii, dzięki której miło spędzimy kolejny wieczór z książką. Ja i moje dwie dziewczyny. Tymczasem znalazłam tu poza ową opowiastką wiele ciekawostek na temat sposobu odmierzania czasu, historii zegarka itp. Nie ukrywa, że jeden fragment zaskoczył nawet mnie. Znałam bowiem zegar słoneczny i piaskowy, ale o chińskim budziku nigdy nie słyszałam :)

Opowiadanie, które Wam dziś polecam jest naprawdę bardzo ciekawe. Podoba mi się nie tylko pomysł na tę książkę, ale również sposób przedstawienia tych wszystkich wydarzeń. Autor potrafi snuć ciekawe opowieści oraz zainteresować małego czytelnika tym co chce mu przekazać. Na pochwałę zasługuje tu także sposób wydania tej lektury. Wysoka jakość wykonania plus wesołe ilustracje jednego z moich ulubionych ilustratorów - Artura Nowickiego. Taki zestaw gwarantuje nam, że książeczka ta przypadnie do gustu nie tylko nam, ale również naszym pociechom. Ja jestem bardzo zadowolona. Tak więc - polecam!