29 stycznia 2018

Żegnaj, Skarpetko!


BENJAMIN CHAUD

wydawnictwo: Zakamarki
ilość stron: 36
format: 21,5x33,5 cm
rok wydania: 2015
dostępna: TUTAJ

Kiedy pierwszy raz spojrzałam na tę książkę od razu wiedziałam, że to jest właśnie coś wprost idealnego dla mojego Dominika! Skąd takie stwierdzenie? Ponieważ na okładce jest chłopiec i jego przyjaciel królik. A kto jest najlepszym przyjacielem mojego chłopca? Oczywiście także królik ;) Co prawda ten z książki jest biały i grubaśny, za to nasz jest szary i to taka szmatka do przytulania, ale coś ich jednak łączy - oczywiście długie uszy ;) Także nie mogłam przejść obok tej książki obojętnie, w końcu rzadko się trafia na książki o chłopcach i królikach ;)

Dzisiejsza historyjka zapowiada się naprawdę smutno, wręcz przerażająco! Nasz mały główny bohater stwierdza, że jego królik o imieniu Skarpetka jest trochę gruby, trochę niemrawy i na dodatek jest bardzo słabym kompanem zabaw. Siedzi tylko i nie zna różnicy między kowbojami i Indianami! Chłopcu w jego wieku potrzeba prawdziwych kolegów, nie jest już małym dzieckiem! Więc postanawia pozbyć się Skarpetki. Zabiera go na spacer do lasu, na tyle daleko, aby go tam zostawić, aby nie potrafił wrócić do domu. 

Królik jest niczego nie świadomy, ale na miejscu chłopiec wszystko mu wyjaśnia, tłumaczy, że dobrze mu będzie na wolności, ale Skarpetka nie odstępuje go na krok, wcale nie ma zamiaru odchodzić. Chłopiec postanawia załatwić to inaczej, przywiązuje go do drzewa i ucieka! Ale po chwili uświadamia sobie, że to był, bardzo, bardzo zły pomysł. Wraca więc na miejsce, a tam... nie ma Skarpetki! Zniknął! Na szczęście na drodze są kawałki czerwonej włóczki, którą królik był przywiązany. Rozpoczynają się poszukiwania zaginionego królika...

Jak widzicie historia ta jest raczej smutna, powiedziałabym nawet, że momentami dramatyczna. W końcu opowiada o odtrąceniu i porzuceniu swojego najlepszego przyjaciela. Jednak zdradzę Wam, że jak to w książkach dla dzieci bywa jest tutaj zaskakujący happy end, ale jaki? Tego już musicie dowiedzieć się sami ;)

Tak myślałam trochę o tym wszystkim i stwierdziłam, że pewnie większość dzieci ma w swoim życiu, w swoim domu, a nawet w swoim pokoju takich swoich pierwszych najlepszych przyjaciół, z którymi przez jakiś czas potrafią nie rozstawać się na krok. Jednak w pewnym wieku każde z tych dzieci stwierdza, że już pora pozbyć się tego przyjaciela, że jest już za duże na takie rzeczy. I pewnie różnie Ci najlepsi przyjaciele kończą. Jedni są oddawani innym dzieciom, inni wyrzucani na śmietnik, jeszcze inni chowani gdzieś na dno pudła i zaniesieni na strych, ale jak widać są też tacy przyjaciele jak Skarpetka, którzy mają szansę odzyskać wolność, jednak czy tego właśnie chcą?

Opowieść ta chociaż na początku trochę smutna później staje się już o wiele weselsza. W końcu chłopiec na własnej skórze przekonał się, że lepszy przyjaciel, który nie odróżnia kowboi od Indian niż żaden ;) Powiem Wam, że ja jestem zachwycona tym opowiadaniem. Jest jednocześnie dziecięce i bardzo życiowe, skłania do przemyśleń, do poważniejszej rozmowy i do przytulenia swojego ukochanego pluszaka :) Ja jestem pod dużym wrażeniem. Mój Dominik co prawda słuchał z zainteresowaniem, cieszył się na widok króliczka w książce, ale na pewno nie zrozumiał przekazu. Ale to nic, przyjdzie czas, że zrozumie, jestem pewna :) Ja natomiast zrozumiałam i jakoś tak mnie chwyciło za serducho podczas czytania, było mi najpierw odrobinę smutno, a potem poczułam ulgę jak gdyby to wszystko zdarzyło się naprawdę ;) I myślę, że właśnie takie uczucia powinna wywołać lektura tej książki i jestem pewna, że w przypadku młodszych czytelników niż ja jest tak samo ;)

A wygląd tej książki? Tutaj także same ochy i achy z mojej strony! Jest naprawdę śliczna. Jest duża, tekst wewnątrz jest duży, ilustracje są duże, a na dodatek ładne, wesołe, proste i kolorowe. Królik imieniem Skarpetka wygląda szczególnie rewelacyjnie, jest przesympatyczny, wprost nie da się go nie polubić! Ta książka zarówno treścią jak i swoim wyglądem wręcz namawia do zapoznania się z nią, także nie ma na co czekać! To nie jest żadna nowość, bo ma już swoje lata, my dopiero na nią trafiliśmy i myślę, że będzie towarzyszyć nam ona przez najbliższe kilka lat :) Polecam, tym bardziej, że niedawno na rynku wydawniczym pojawiła się druga część czyli "Feralne urodziny ze Skarpetką"! My zabieramy się za czytanie ;)


28 stycznia 2018

Kapitalne zagadki / Kapitalne łamigłówki


KAPITAN NAUKA

wydawnictwo: Edgard
ilość stron: 112
format kartonika: 9x19 cm
rok wydania: 2016
dostępna: TUTAJ

Wydawnictwo Edgard słynie z bardzo ciekawych publikacji dla dzieci i dorosłych. A ich seria Kapitan Nauka kojarzy się z fantastycznymi pomysłami na spędzanie aktywnie czasu z naszymi brzdącami. Polecałyśmy Wam już niektóre pozycje z ich oferty. I nie zaszkodzi, by pokazać Wam kolejne. Bo tam stale pojawia się coś nowego. I w dodatku wszystkie te gry i zabawy są naprawdę ciekawe i pomysłowe. Nasze dzieciaki już na hasło Kapitan nauka mają olbrzymie banany na twarzach. Tak więc nie ma co przedłużać. Czas na kolejną porcję super zabaw. 

Tym razem do naszego domu trafiły niewielkie kartoniki. Nie duże, poręczne, leciutkie, ale jednocześnie na tyle sztywne by ich zawartość nie miała możliwości się uszkodzić. No tak, a co znajdziemy w ich wnętrzu? Nie duże i równie poręczne książeczki przypominające raczej notesy na grubej plastikowej spirali. Okładka każdej z nich jest leciutko usztywniona, ale nie ma potrzeby stosować tu więcej zabezpieczeń, skoro całość umieszczona jest w dodatkowym opakowaniu. A gdy zerkniemy do środka tych notesów zobaczymy, że każda ze stron jest pełna kolorowych różnorodnych grafik.

Bo te książeczki to zbiór przeróżnych zadań. Każdy zestaw jest przeznaczony dla konkretnej grupy wiekowe, tak więc polecenia w nich zawarte są odpowiednio dopasowane do naszych brzdąców. W moje ręce trafiły łamigłówki i zagadki dla 4-5 latków oraz zagadki dla nieco starszych dzieci, czyli 5-6 letnich łobuziaków. Domyślacie się zatem, że dwa zestawy już teraz trafiły w małe rączki mojej Natalki. A ostatni zostawiłam sobie na później, gdy moja panienka nieco podrośnie.

Zadania przygotowane w tych niby notesikach są naprawdę bardzo różnorodne. Na przykład w łamigłówkach nasze dziecko ma za zadanie wskazać nie pasujący przedmiot pośród kilku widocznych. Odszukać na obrazku elementów nie pasujących do całości oraz zapamiętać szyfr i dopilnować, by ciąg grafik przebiegał zgodnie z nim. Niby nic wielkiego, ale dla kilkuletniego brzdąca - to nie lada wyzwanie. Dziecko musi wykazać się umiejętnością logicznego myślenia oraz spostrzegawczością. Musi się skupić i dobrze zastanowić. A przy tym z pewnością dobrze się bawi. Bo przy tych grach inaczej się nie da.

A teraz czas na zagadki. Tym razem nasze urwisy będą odszukiwać pary oraz dostrzegać różnice. Jak? Już Wam piszę. Czasem na stronie pojawią się dwa obrazki i będziemy musieli wskazać czym one się od siebie różnią. Czasem pośród szeregu grafik będziemy musieli pokazać, który z nich jest inny od reszty. Innym znów razem będzie trzeba pośród kilku grafik odszukać ten, który jest identyczny jak wzór. Idealne dla 4 latka, prawda? Moja Natalka jest zachwycona i z przyjemnością rozwiązuje wszystkie zadania po kolei.

Oczywiście z przyjemnością zerknęłam także do zestawu dla starszaków. Tutaj zadania są nieco inne. N a przykład jest tu duży obrazek, a pod nim lub nad nim na białym pasku kilka grafik. Nasze dziecku musi je odnaleźć na ilustracji. Innym razem zobaczymy rzędy bardzo podobnych elementów. Nasz maluch będzie musiał pokazać, który rządek jest dokładnie taki sam jak pierwszy. Ostatnia zagadka polega na dopasowaniu odpowiedniego puzzla. Na stronie jest ułożona układanka. Brakuje jej tylko jednego elementu. Pod nią jest kilka kafelków bardzo do siebie podobnych. Nasze dziecko musi pokazać, który z nich to brakujący element obrazka.

W zagadkach zarówno dla maluchów jak i starszych dzieci fajne jest to, że mogą one służyć trochę jako gra, a nie tylko samodzielna zabawa. Łamigłówki maluch musi rozwiązać. Tymczasem tutaj będąc w towarzystwie możemy urządzić sobie małe zawody, kto pierwszy wskaże prawidłową odpowiedź! Fajne prawda? Moje dziewczyny trochę się tak bawiły. Co prawda Alicja musiała nieco dawać fory Natalce. Ale z drugiej strony dla niej to też był mały trening spostrzegawczości i refleksu. Wstyd byłoby przegrać z czterolatką, prawda?

Ogólnie te zestawy bardzo mi się podobają. Nawet nie przypuszczałam, że takie proste zabawy mogą zająć młodego człowieka na tak długi czas. Co więcej, jak już pisałam wcześniej zestawy te są małe i bardzo poręczne, więc mogę je ze sobą zabrać zawsze i wszędzie. To fajna sprawa, gdy czeka nas długie siedzenie na poczekalni u lekarza. Lub też, gdy w czasie długiej podróżny dopada nas w samochodzie nuda. Kieszonkowe zabawy są wtedy zawsze mile widziane. Dziewczyny już wiedzą, że warto mieć je w plecaku lub podręcznej torebeczce. U nas sprawdzają się idealnie. Polecam :)


25 stycznia 2018

Modne ozdoby dla superdziewczyny Pokaż swój styl


wydawnictwo: Jedność
ilość stron: 64
format: 16x23 cm
rok wydania: 2017
dostępna: TUTAJ

U nas w domu nie brak kreatywnych rzeczy. Zawsze podobało mi się tworzenie czegoś z niczego. Uważam, ze to bardzo rozwija wyobraźnię i przy okazji jest bardzo praktyczne. Nie pogardzamy zatem i lekturami tego typu. W końcu skądś trzeba czerpać inspirację. Obecnie i w sieci jest sporo takich pomysłów. Ale ja jako maniaczka książek zdecydowanie wolę mieć wszystko w ręku, niż szukać z jakiś tam wirtualnych zasobach. Jest mi tak znacznie wygodniej. Gdy więc zobaczyłam w ofercie wydawnictwa Jedność taką oto lekturę, musiałam sprawdzić co kryje się wewnątrz. Kto wie? Może dzięki niej znów powstanie coś niesamowitego?

Zastanawiałam się jednak nad tym, czy tematyka ozdób dla super dziewczyny się u nas sprawdzi. Alicja z całą pewnością nie należy do nastolatek lubiących się stroić. Choć tworzyć uwielbia. Ona zawsze na sportowo. Żadne błyskotki i tego typu rzeczy zupełnie jej nie interesują. Co innego moja młodsza pociecha. Ona uwielbia brokaty cekiny i kwiaty. Kocha naszyjniki i inne błyskotki. Nawet prosi niekiedy, żeby ją psiknąć jakimiś perfumami lub pomalować jej paznokcie :) Ale podejrzewałam, że pomysły z tej książki będą dla niej jeszcze za trudne. Co w takim razie robić? Miałam dylemat. Ale w końcu doszłam do wniosku, że połączę przyjemne z pożytecznym. Ala lubi zabawy kreatywne to będzie tworzyć, dla swojej małej strojnisi Natalki :)

I tak zaczęła się nasza przygoda z ozdobami dla super dziewczyny. A powiem Wam, że było co robić, bo pomysłów w tej lekturze nie brakuje. Są tu na przykład różnego rodzaju bransoletki. Jedne plecione ze sznurka, inne z cekinów lub koralików, a jeszcze inne na przykład robione na szydełku! Są tu także pomysły jak ozdobić stare i nie lubiane już przez nas koszulki. Nie zabraknie też ozdób do włosów, kreatywnych dekoracji różnych przedmiotów osobistych czy też samodzielnie wykonanego komina na szyję. Ogólnie pomysłów jest tu naprawdę całkiem sporo. Niektóre mnie zaskoczyły, inne widziałam już gdzieś kiedyś. Ale prawdą jest, że nudzić się z tą książką nie da. Oj, co to to nie. Wystarczy kilka rzeczy, odrobina chęci i zabawa na całego!

Podoba mi się bardzo to, że te prace plastyczne są rzeczywiście takie tematyczne. Tu wszystkie pomysły nadają się wyłącznie dla małej strojnisi. Zatem jeśli wasze córki nie pociągają takie rzeczy od razu możecie o tej pozycji zapomnieć. Moja Ala nigdy nie zrobiłaby sobie kolorowych kwiatów na torebce lub błyszczącego piórnika. Choć z drugiej strony metody wiązania sznurówek przy butach bardzo jej się spodobały! A komin to był hit nad hitem. Ale to tylko takie drobiazgi, które przykuły jej uwagę. Moja mała modelka Natalka znalazła tu znacznie więcej pomysłów dla siebie. W zasadzie podobało jej się tu wszystko! Gdyby tak miała parę lat więcej pewnie nie odłożyłaby tej książki ani na chwilkę, dopóki wszystkie te pomysły nie byłyby wykorzystane.

Kolejnym plusem tej publikacji są nie tylko kreatywne i różnorodne pomysły ale również pomoce do niej dołączone. Okładka tej książki nie jest całkiem twarda. Jest ona lekko usztywniana i wywinięta na brzegach do wewnątrz, dzięki czemu po obu stronach (na początku i na końcu) powstały kieszonki. I tam ukryte są te skarby czyli naklejki i szablony, które ułatwiają nam wykonanie prac zaproponowanych w lekturze. Uważam, że to świetny pomysł. W wielu książkach zapomina się o tym i efekt jest taki, że ciut mniej zdolne maluchy szybko się zniechęcają. Bo ich praca nie przypomina tej z książki. W tym przypadku dzieciaki mają trochę ułatwione zadanie. Co nie oznacza, że nie muszą ruszyć trochę głową i nieco się postarać :)

Ogólnie jestem zdania, że ta pozycja jest godna polecenie. Ciekawa, bardzo pomysłowa i bardzo, ale to bardzo kolorowa. Tak typowo dziewczyńska. Tu trochę brokatu, tam cekiny, wstążki, koraliki, apaszki. Chłopak pewnie powiedziałby - bleee. Ale mała modelka będzie wniebowzięta. Jestem o tym przekonana. A Natalka jest tego żywym przykładem ;) Cóż więc mogę jeszcze powiedzieć. Poza standardowym POLECAM!? Może po prostu miłej zabawy! Bo jestem pewna, że z tą publikacją na pewno taka będzie :)


24 stycznia 2018

Słoń Stefek i wesołe zwierzęta z plasteliny



BERNADETTE CUXART

wydawnictwo: Jedność
ilość stron: 96
format: 22x27 cm
rok wydania: 2018
dostępna: TUTAJ

Uwielbiam plastelinę. Nigdy nie byłam dobra w lepieniu. Za każdym razem, gdy chciałam coś stworzyć wychodziło coś zupełnie innego. Ale i tak zawsze lubiłam się nią bawić. Podobnie zresztą jest z moimi dziewczynami. Z tą tylko różnicą, że ich dzieła są naprawdę fajne. Zdecydowanie nie mają tego po mamusi :P Pomyślałam zatem, że muszę się trochę podszkolić i... pokazać co potrafię. Szkoda tylko, że to niewiele daje, za to Alicja i Natalka dzięki mnie moją dodatkowe źródło inspiracji i wciąż tylko muszę dokupywać nowe opakowania z plasteliną. Nie wiem czy to sprawiedliwe, ale i tak mnie to cieszy. A niech tam się bawią. Stworzymy kiedyś całą kolekcję plastelinowych bohomazów :P

Ale nie powiedziałam wam jeszcze jak zamierzałam ćwiczyć i co takiego wpłynęło na wyobraźnię moich dziewczyn. No cóż. Miałam na myśli niesamowitą książkę, którą pokochałam od pierwszego wejrzenia. Nosi ona tytuł "Słoń Stefek i wesołe zwierzęta z plasteliny. A w jej wnętrzu znajdziemy pomysły na to jak z trzech kształtów wykonać fantastyczne postacie. Ciekawe, piękne i co najważniejsze - dość łatwe! Idealne dla takich małych artystek jak Ala i Natalka. Ja w tym temacie jestem antytalent. Nawet książka nie jest w stanie mi pomóc ;)

Tak więc jak już wiecie ta lektura to taki poradnik jak wykonać zwierzaki z plasteliny. Na samym początku oczywiście zanim przejdziemy do właściwych wskazówek dowiemy się jakie kształty musimy umieć tworzyć by je wykonać. A są nimi: kulka, kropelka i wężyk. Ale to nie wszystko Autorka tej publikacji radzi także naszym dzieciakom bawić się nie tylko w łączenie kształtów, ale również kolorów. Bo plastelina jest trochę jak farby. Jeśli złączymy ze sobą dwa kolory w odpowiednich proporcjach i dobrze rozrobimy masę - otrzymamy nowy kolor! Fajna zabawa, prawda? I ile możliwości! 

To oczywiście wciąż nie wszystko. Żeby tworzyć piękne rzeczy z plasteliny trzeba dobrze poznać możliwości tej masy. Warto wiedzieć jak ją łączyć, by postać wyglądała korzystnie, jak formować, jak nadawać jej kształty i faktury. To w sumie naprawdę nic trudnego, ale przyznam Wam się szczerze, że wcześniej nie wpadłam na to, by tak właśnie robić. Moje dzieła przypominały raczej twory robione przez dwulatkę. Ale wciąż wierzę, że dzięki tej książce, będzie lepiej ;)


Przejdźmy jednak do konkretów. Bo ta lektura to nie tylko wskazówki jak posługiwać się plasteliną. W zasadzie te porady znajdziemy jedynie we wstępnie. Dalej natomiast są instrukcje jak wykonać konkretnego zwierzaka. A urozmaicenie jest przeogromne! Możemy bowiem wykonać kaczkę, fokę, żabę, motyla, małpkę, nosorożca, krowę, węża, lisa, hipopotama, misia  koala, szopa, jelenia, wieloryba, dinozaura, krokodyla, pszczołę, pingwina, szczeniaczka i wiele wiele więcej zwierzątek. 

Instrukcje te są przejrzyste i łatwe. Za każdym razem każda czynność jest pokazana na obrazku i krótko opisana. W zasadzie nie ma tu niczego skomplikowanego. Oczywiście jedno zwierzątko jest trudniejsze, inne łatwiejsze. Ale ogólnie nie powinny one sprawiać dużego kłopotu. Poza tym wskazówki zawarte w książce są naprawdę szczegółowe. Nie ma mowy byśmy pominęli jakieś zadanie. A opis jest tu w zasadzie zbędny, bo wszystko widać na ilustracjach i wykonanie postaci staje się wręcz intuicyjne. Naprawdę patrząc na to, aż chce się zacząć działać. Już teraz, w tej chwili. Bez przerwy.

Podsumowując książeczka ta według mnie jest fantastyczna. Jest pomysłowa, ciekawa, różnorodna, przepięknie wydana i bardzo, ale to bardzo pomocna. Jest kolorowa i urocza. Ja się zakochałam. Jestem pewna, że będzie nam dłuuuugo służyć. Z przyjemnością będę stale do niej zaglądać. O ile moje dziewczyny mi dadzą. Bo gdy tylko ją dojrzały - zarekwirowały. I działają. A ja mogę sobie tylko popatrzeć...  ;)

Jak najbardziej polecam!!!


23 stycznia 2018

Zwierzochłopiec. Dzikie życie Malcolma


DAVID BADDIEL

wydawnictwo: Lemoniada
ilość stron: 368
format: 15x21,5 cm
rok wydania: 2017
dostępna: TUTAJ

Spodobała mi się ta książka jak tylko na nią spojrzałam i wiedziałam, że spodoba się ona także mojemu starszakowi :) Przecież widać na pierwszy rzut oka, że będzie to zabawna i ciekawa historia, prawda? A kiedy przeczyta się opis to tylko utwierdza nas to w przekonaniu co do tego. I wiecie co? Moje przeczucia ani trochę mnie nie zmyliły. Zarówno ja jak i mój syn świetnie bawiliśmy się przy tej opowieści ;)

Lubicie zwierzęta? Pewnie większość Was lubi, tak to już jest. Niektórzy lubią wszystkie zwierzaki, niektórzy tylko niektóre. Ale jednak istnieją także osoby, które za zwierzakami nie przepadają, żadnymi! Mnie to niezmiernie dziwi, no bo jak można nie lubić żadnego zwierzęta? Ani psa, ani kota, ani gryzoni domowych, ani gadów, ani ptaków, ani owadów, ani żadnych innych dzikich stworzeń? Tak zupełnie nic? I właśnie taki jest nasz dzisiejszy główny bohater...

Co najdziwniejsze Malcolm mieszka w domu przepełnionym zwierzakami gdzie każdy członek rodziny wprost uwielbia wszystkie stworzenia. A jednak jedenastoletni Malcolm jest zupełnie inny. Nie przepada za psem, chomikiem, legwanem, dwoma kotami które mają w domu, ani za żadnymi innymi zwierzętami. Nawet na szynszylą, którą dostał w prezencie urodzinowym zamiast nowego laptopa! Chłopak był naprawdę zawiedziony, ale rodzice udobruchali go tym, że opłacili mu wycieczkę szkolną i dzięki temu będzie mógł się wyrwać na kilka dni z tego wariatkowa. Ale nie przewidział, że miejsce do którego uda się z klasą będzie jeszcze gorsze niż jego własny dom pełen zwierząt. Pojechał bowiem na... Farmę! 

To właśnie tam Malcolm przeżyje niezapomniane przygody, zacznie rozumieć różne dziwne zachowania zwierząt, których dotychczas nie rozumiał, możliwe że zmieni nawet zdanie co do niektórych stworzeń ponieważ dowie się jak to jest być nimi - na własnej skórze! Kozioł K-Pax postanawia bowiem pomóc Malcolmowi w jego zwierzęcych rozterkach, ale czy Malcolmowi się to spodoba?  

Szczerze powiem, że nie za bardzo wiem co Wam napisać, bo przychodzi mi do głowy tylko to, że książka ta jest ciekawa, fajna, zabawna i naprawdę pomysłowa :) Lubię tego autora i z czysty sumieniem mogę stwierdzić to po przeczytaniu tej jednej książki. Z całą pewnością i z wielką ochotą będę sięgała po inne jego tytuły. To nic, że są one dla dzieci, mi także się podobało :)

Myślałam, że będzie to książka dobra do czytania dla mojego Nikodema. Jednak on ma pewne lekkie problemy z czytaniem, tutaj natomiast jest 368 stron i nie zbyt wiele ilustracji, co prawda tekst jest dosyć spory, ale to mimo wszystko ciężka lektura dla mojego dziecka, ale tylko i wyłącznie pod względem ilości czytania, a nie treści. Jeśli bowiem o treść chodzi to dziecko moje, a nawet i dwoje moich dzieci codziennie przed snem uważnie słuchało tych zwariowanych przygód :) 

Książka ta jest zabawna, na dodatek napisana jest w taki wesoły i ciekawy sposób, zdecydowanie wciąga ona czytelników od pierwszych stron. Aż chce się wiedzieć co będzie dalej, w jakie zwierzę zamieni się Malcolm i co go spotka w danym ciele. I teraz wyobraźcie sobie - jeśli mi tak się ona spodobała to co dopiero poczuje dziecko podczas czytania lub słuchania tej opowieści ;) ? Koniecznie musicie przekonać się sami, jestem pewna, że nie będziecie żałować :) Polecam jak najbardziej!


20 stycznia 2018

Mamusie z dziećmi / Tatusiowi z dziećmi


GUIDO VAN GENECHTEN

wydawnictwo: Nasza Księgarnia
ilość stron: 20
format: 16x16 cm
rok wydania: 2018
dostępna: TUTAJ i TUTAJ

Zastanawialiście się może jak to jest z tym widzeniem u niemowląt? Zawsze byłam ciekawa czy te historie dotyczące widzenia bez kolorów i do góry nogami to bajki, czy też coś w tym jest. Nie zagłębiałam się jednak w ten temat do czasu, w którym sama zaczęłam czekać na swoje pierwsze maleństwo. Wtedy dopiero zaczęłam czytać i okazało się, że w każdej legendzie jest jednak ziarnko prawdy. 

Bowiem malutki człowiek, który właśnie pojawia się na świecie rzeczywiście ma kiepski wzrok. A wszystko przez to, że będąc w łonie matki nie działają na niego praktycznie żadne bodźce wzrokowe. Tak więc ten zmysł u takiego maleństwa nie jest jeszcze w pełni wykształcony. Noworodek widzi, ale słabo. Nie odróżnia kolorów, a kształty rozpoznaje tylko takie, które są najbliżej, czyli mniej więcej jakieś 20cm od jego twarzy. Cała reszta jest rozmazana. No i oczywiście wszystko dookoła jest jak na starej fotografii - w odcieniach szarości. 

Dopiero z czasem wszystko pomalutku zaczyna się zmieniać. Maluch widzi coraz ostrzej, a po kilku tygodniach potrafi rozpoznawać najwyraźniejsze i najbardziej kontrastowe kolory. Przyznam Wam się szczerze, że nie doczytałam jak długo trwa ten rozwój. Kiedy dziecko widzi już zupełnie dobrze. Ale z tego co wiem, możemy go w tym wspierać. Oczywiście nic na siłę. Nie ma sensu zmuszać dziecko do tego by wciąż ćwiczyło oczka. Ale jeśli spędzamy z nim czas, bawimy się z nim. Możemy mu przy okazji pomóc w tym rozwoju. To nic złego, a na pewno nie zaszkodzi. Poza tym to banalnie proste. 

Według specjalistów do takich zabaw powinniśmy używać czarno białych kart lub odpowiednio przygotowanych kontrastowych książeczek. Maluch na pewno zwróci uwagę na proste rysunki i wzory. Oraz na wyraźnie zaznaczone kontury. Dobrze jest też gdy obrazki te będą dość spore. Wtedy dziecko łatwiej skupi wzrok na takim przedmiocie, a jego oczka nie będą się tak bardzo męczyły. Wiedzieliście o tym wszystkim? Niesamowite prawda? Nie raz podpatrywałam jak to działa na moje dziewczyny i byłam zdumiona jak taki malutki człowiek może patrzeć na coś z tak ogromnym zainteresowaniem. Nie bawiłyśmy się tak często, ale zdarzało nam się oglądać takie obrazki w wolnej chwili. Szkoda, że gdy moje córki były malutkie nie trafiłam nigdy na takie książeczki jak te, które chciałabym wam dziś polecić. Na pewno by im się spodobały :)

Mamusie z dziećmi i Tatusiowie z dziećmi to właśnie lektury skierowane do najmłodszych czytelników. Choć tak naprawdę takie kilkutygodniowe maleństwo trudno nazwać czytelnikiem. No, ale prawdą jest, że to właśnie im te książki przydadzą się najbardziej. Są one bowiem pełne ciekawych, ale jednocześnie bardzo prostych, kontrastowych grafik, które powinny przykuć ich uwagę i stymulować zmysł wzroku. Obie utrzymane są czarno białych barwach. I obie nie zawierają raczej tekstu. To książeczki do oglądania, a nie do czytania. 

W każdej z nich znajdziemy jakieś zwierzaki. Wśród mam zobaczymy mamę kot, ślimaka, węża, kurę, pingwina, owcę, pająka, żółwia, konia i słonia. Tatusiowie natomiast to: pn żaba, ptak, ryba, foka, krokodyl, sowa gąsienica, pies, jeż i nosorożec. Oczywiście te postacie nie są tutaj same. Każdemu z nich towarzyszy dziecko. Czyli mniejsza wersja tego głównego bohatera ;) Każda z tych postaci została tutaj także podpisana. Nie potrzebnie? A niby dlaczego? Przecież nigdzie nie jest powiedziane, że te lektury możemy podsuwać pod nos tylko kilkutygodniowym maluchom. Myślę, że i starsze maluchy chętnie się nimi pobawią. Są one bowiem tak przygotowane, że i kilkulatek z pewnością po nie sięgnie.

Przede wszystkim to nie karty tylko książka. Zatem wszystko tutaj trzyma się razem, nic nam się nie rozsypuje i niczego nie gubimy. Co więcej, jest to książka kartonowa, czyli zarówno okładka jak i wszystkie stony są gruba i sztywne. Kolejnym plusem są na pewno ciekawe postacie, duże wyraźne ilustracje, nieduży format oraz zaokrąglone rogi. Ogólnie całość prezentuje się naprawdę fajnie. Od samego początku te książeczki wpadły mi w oko. A na żywo, gdy już miałam okazję dokładnie je obejrzeć - tylko utwierdziłam się w przekonaniu, że są super. Każdy niemowlak powinien mieć choć jedną taką publikację w swojej biblioteczce. Z pewnością mu się przyda :)

Moje dzieci zawsze lubiły książeczki kartonowe. Każda z nich ma swoją ulubioną, najczęściej oglądaną, która po pewnym czasie trafiała do pudełka z ich pamiątkami z dzieciństwa. Myślę, że te dwie publikacje świetnie nadają się jako pierwsze lektury dla małego człowieka. I bardzo możliwe, że to właśnie one staną się tymi jedynymi w swoim rodzaju publikacjami, które nasze brzdące będą wspominać z sentymentem. Obie są urocze, fajnie wykonane, słodkie i takie... idealne na początek. Zresztą co ja tam będę Wam zachwalać. Sprawdźcie sami :)