30 listopada 2016

Zdrowe słodkości na każdą porę dnia


Katarzyna Maciejko-Zielińska

wydawnictwo: samo-sedno
ilość stron: 232
format: 25x22 cm
rok wydania: 2016
dostępna: tutaj

Moją słabością są słodkości. Naprawdę wierzcie mi, że nie miałabym kłopotów z nadwagą, gdyby nie one. Nie jem zbyt wiele, nie objadam się wieczorami. Po prostu kocham te wszystkie smakołyki i naprawdę bardzo trudno jest mi się im oprzeć. Praktycznie co roku moim wielkim postanowieniem noworocznym jest ograniczenie wszystkich smakołyków po czym wytrzymuje tydzień lub dwa i znów wpadam w nałóg. Ostatnio nie czekam nawet do Sylwestra by spróbować po raz kolejny pozbyć się tego wstrętnego nawyku. I cały czas wytrzymuję ciut dłużej, więc chyba jest dla mnie jakaś nadzieja, co?? Jak myślicie?

Ostatnio dowiedziałam się jednak, że można zajadać się takimi różnymi smakołykami i nie tyć! Raj dla takich słodkożerców jak ja! Wystarczy po prostu zamienić kilka składników podczas wyrobu tych wszystkich słodkości i jest szansa, że tym razem nasza waga nie podskoczy do góry. Powiem Wam szczerze, że sporo o tym czytałam. Ten temat jest mi szczególnie bliski chociażby dlatego, że w naszym domu wszyscy mamy dokładnie tą samą słabość, a ja zdecydowanie nie chciałabym, by moje córki powędrowały tą samą drogą co ja. Dlatego też postanowiłam przyjrzeć się temu bliżej. Zazwyczaj wszystko co zdrowe i niekaloryczne kojarzy nam się z czymś mało pociągającym i niesmacznym. Czy jednak nie jest to kolejny mit, który od lat wpajamy sobie do głowy nie mając tak naprawdę pojęcia o tym jak to wszystko wygląda? Ogólnie mówi się, że szpinak jest be, ale ja wśród moich znajomych na palcach jednej ręki potrafię policzyć kto tak naprawdę go próbował!

I tak w moje ręce trafiła kolejna książka kucharska. Tym razem znów sięgnęłam po tematykę zdrowych smakołyków. Mam ogromną nadzieję, że w końcu wpadnie mi w nawyk stosowanie mniej tuczących składników podczas przygotowywania podwieczorka lub słodkiej przekąski. To w sumie nic trudnego, a jednak może bardzo korzystnie wpłynąć na to co jemy i jak wyglądamy. Dlatego też autorka tejże książki zachęca by na przykład tłuszczu stosować jogurty czy nawet banany! Aby zrezygnować z cukru wystarczy sięgnąć po miód lub świeże lub suszone owoce. Bardzo fajne są także syropy klonowe czy daktylowy czy z agawy. Tak szczerze mówić nie mam pojęcia gdzie takie cuda dostać, ale jestem przekonana, że to tylko moje zaniedbanie. W końcu w dzisiejszych czasach w sklepach jest dosłownie wszystko. Wystarczy tylko dobrze się rozejrzeć :)

Ale przejdźmy już do konkretów. Bo zamienniki, o których właśnie wspomniałam to tylko wprowadzenie do tej książki. Dalej znajdziemy natomiast całą masę fantastycznych przepisów na śniadania, drugie śniadania, obiadki, podwieczorki, przekąski i kolacje. Czyli dokładnie to, czego potrzeba aby w naszym domu wprowadzić zdrowy styl odżywiania się. Aby nauczyć się gotować smacznie, zdrowo i mało kalorycznie. A to przecież możliwe. Wystarczy tylko mieć dobrego nauczyciela i chcieć. Ja bardzo chce, a jeśli chodzi o wskazówki - te znajdujące się w tej oto książce bardzo mi się podobają. Zatem jestem dobrej myśli. Widzę światełko w tunelu!

I tak w tej nie dużej książce kucharskiej znajdziemy naprawdę całą masę różnych przepisów. Idąc po kolei możemy zaserwować naszym bliskim chrupiącą owsiankę z malinami lub soczystą zapiekaną w jabłkach , pełnoziarniste pancakes z bananem, biszkoptowy omlet, razowe grzanki z masłem orzechowym itp. Na drugie śniadanie idealnie nadaje się pudding z kaszy manny, ciasteczka, babeczki, muffinki i inne cudowne desery... Mm... aż ślinka cieknie... Jest tu nawet przepis na chlebek bananowy! Muszę go koniecznie spróbować. Dalej mamy obiadki. Tego obawiałam się najbardziej, bo u nas warzywa trzeba raczej przemycać. Ale powiem Wam szczerze, że w tej książce każdy znajdzie coś dla siebie. Ja na przykład wypatrzyłam dietetyczne pierogi leniwe albo placuszki gryczane. Wpadły mi też w oko placuszki serowo-dyniowe, dietetyczne knedle ze śliwkami czy chociażby czekoladowe pierogi z malinami! Jedliście kiedyś??

No tak, ale jeśli nasz obiad miałby wyglądać tak cudownie, to cóż takiego możemy przekąsić na podwieczorek? Co powiecie na pełnoziarniste ciasto jogurtowe z borówkami? A może jaglane gofry? Sernik jaglany? Wiśnie zapiekane pod chrupiącą owsianą kruszonką... Razowa szarlotka z nutą kokosową... Babeczki z musu owocowego... Bezglutenowe ciasto marchewkowe... Mini babeczki jagodowe, dietetyczne tiramisu, pomarańczowo-kardamonowy serniczek... Oj, aż mi ślinka cieknie... Na przekąskę można zaserwować całej rodzince krakersy na słodko, zdrowe krówki, ciasteczka, muffinki, paluszki, pralinki,batoniki sezamki, czipsy, trufle, herbatniki, a nawet żelki! Natomiast kolacja to na przykład kisiel, budyń, naleśniki, racuszki czy różnego rodzaju sałatki.

Powiem Wam, że tak naprawdę mogłabym o tej książce pisać bardzo długo, bo według mnie jest naprawdę super. Znalazłam w niej mnóstwo fajnych przepisów, które z przyjemnością wypróbuję. Podoba mi się, że są one naprawdę bardzo proste i ciekawe. Że autorka nie szalała za bardzo z przeróżnymi dziwacznymi składnikami. Że poza ilością niezbędnych rzeczy mam także od razu informację jak trudny jest to przepis, jak długo zejdzie mi się z jego przygotowaniem oraz czy zdołam wykarmić całą moją rodzinkę z podanych składników. Podoba mi się wskazówka, które z tych przysmaków warto podsunąć dziecku. Jestem pod wrażeniem przepięknych wręcz zdjęć, które od samego początku wpadły mi w oko i nie mogłam oderwać od nich wzroku. Podoba mi się sposób wydania tej lektury, jej twarda okładka, grube kolorowe strony oraz atłasowa tasiemka jako zakładka. Podoba mi się w tej książce wszystko i jestem pewna, żę stale będę z niej korzystać. Polecam ją zatem gorąco. Jest super :)

29 listopada 2016

Polska kuchnia


Rozsmakuj się w tradycji

JOANNA FURGALIŃSKA

wydawnictwo: PWN
ilość stron: 144
format: 20,5x23,5 cm
rok wydania: 2016
dostępna: TUTAJ

Zauważyliście, że już dosyć dawno nie miałam żadnej nowej książki kucharskiej? Sama jestem tym nieco zadziwiona więc szybciutko zaległości w tym temacie nadrabiam i prezentuję Wam moją najnowszą zdobycz ;) Cieszę się z tej książki jak dziecko! Wyobrażacie sobie, że nie ma w niej ani jednego zdjęcia gotowej potrawy? Są wyłącznie ilustracje. A ja i tak jestem oczarowana tą książką! Jest tak inna i jednocześnie tak zwyczajna... Zresztą zaraz wszystko dokładnie Wam opowiem :)

Kuchnia Polska to coś co każdy polak zna lub powinien znać doskonale. Przyznam, że ja nie jestem w tym temacie zbyt wielką ekspertką, ale jednak kojarzę większość dań charakterystycznych dla naszego kraju, część z nich robiłam nawet sama ;) Niby nie powinno być w tym nic dziwnego, w końcu jestem polką więc polskie dania to dla mnie pikuś. Ale prawda jest taka, że polska kuchnia jest bardzo różnorodna, w każdej części naszego kraju jada się nieco inaczej, każdy region ma swoje charakterystyczne dania i powiem Wam, że wielu z nich nigdy nie miałam okazji spróbować, a co dopiero przyrządzać ;)

W tej książce kucharskiej znajdziemy zbiór przepisów myślę, że z całej polski. Sądzę, że są to dania takie uniwersalne, tradycyjne, znane i przyrządzane wszędzie, w całym naszym kraju. Nie jestem ekspertką i nie zbyt dobrze znam się na kuchniach zagranicznych, ale przypuszczam, że nasza rodzima, polska kuchnia jest naprawdę bardzo bogata, bardzo różnorodna. Używamy w niej mnóstwo rodzajów mięs, ryb, warzyw, owoców, przypraw, zbóż... 

W naszym menu mamy takie rzeczy, których nie znajdziemy w innych częściach świata. Na przykład kiszone górki czy zsiadłe mleko. Utkwił mi w pamięci urywek jakiegoś dokumentalnego filmu gdzie obcokrajowiec wypowiadał się na temat polski. Że my to jesteśmy jednak dziwnym krajem. Pierwszy raz spotkał się z tym, aby jeść sfermentowane jedzenie ;) Nie pamiętam szczegółów, ale to jakoś szczególnie do mnie trafiło i myślę sobie, że ten pan miał rację ;) 

Ale rozgadałam się już nieźle, a przecież Wy jeszcze nie dowiedzieliście się co dokładnie znajduje się w tej książce. A jest co opowiadać, zdecydowanie jest. choć nie ma tutaj żadnych wymyślnych dań. Są za to przepisy na to co tradycyjne w większości naszych domów. No ale do rzeczy...

W książce tej znajdziemy podział na siedem działów. Pierwszy z nich to zupy, a w nim aż 20 przepisów. Są tu na przykład takie typowe, zwyczajne i znane zupy jak barszcz czerwony z buraków, zupa ogórkowa, krupnik, grochówka, rosół, zupa pomidorowa, ale mamy też czerninę, flaki po warszawsku czy wigilijną zupę rybną. Dalej są potrawy z mąki i ziemniaków czyli różnego rodzaju pierogi, kopytka ziemniaczane, pyzy, kluski, uszka, placki, racuchy i naleśniki. Łącznie 16 przepisów. Następnie potrawy mięsne. 22 przepisy na przeróżne mięsne dania. Na przykład zrazy wołowe zawijane, kotlety mielone, kotlety schabowe, schab ze śliwkami, bigos, gołąbki, krokiety z mięsem, kaczka z jabłkami, królik po polsku w śmietanie, wątróbka smażona czy fasolka po bretońsku. 

Kolejny rozdział to dania z ryb. Tych jest tutaj tylko 10. Między innymi śledzie w oleju i musztardzie, śledzie w śmietanie, ryba po grecku, karp po żydowsku, wigilijny karp smażony, pulpety z ryby... Dalej mamy warzywa i 14 przepisów z nimi związane. Wśród nich na przykład ogórki kiszone, kapusta kiszone, rydze smażone, szpinak zasmażany, sałatka jarzynowa, mizeria, ćwikła z chrzanem, buraki zasmażane... 

Nie mogło oczywiście zabraknąć smakołyków ;) Tutaj jest aż 21 różnych przepisów na ciasta i ciasteczka. Ptysie z bitą śmietaną, faworki, pączki z różą, sernik krakowski, szarlotka, baba wielkanocna, mazurek kajmakowy, piernik staropolski, strucla z makiem, keks, tort orzechowy - to tylko niektóre z nich. Brzmi pysznie prawda ;) ? Ostatni rozdział to napoje i dodatki. Znajdziemy tutaj 14 przepisów między innymi kompot z jabłek, nalewka wiśniowa, piwo grzane, zasmażka, sos pomidorowy, sos grzybowy, twarożek ze szczypiorkiem i rzodkiewką, smalec do chleba...

Jak widzicie przepisów jest tutaj naprawdę ogrom. Większość doskonale wszystkim znana prawda? Ale to, że je znacie czy też kojarzycie nie znaczy, że potraficie to wszystko zrobić lub, że robicie to w swoich kuchniach prawda? Ja sama wielu z tych dań nie przygotowuje u siebie i tak naprawdę zastanawiam się dlaczego? Czas o zmienić! Książka ta stała się dla mnie prawdziwą inspiracją i zbiorem pomysłów na wiele, bardzo wiele obiadów czy deserów :) 

Ale dosyć już tego pisania, bo rozgadałam się już tak, że nie wiem czy ktokolwiek dobrnie do końca tej recenzji, a przecież muszę jeszcze opowiedzieć parę słów o wyglądzie tej książki. Bo nie jest to zwyczajna, książka kucharska. Nie ma tutaj żadnych zdjęć potraw. Nie ma zwykłego spisu potrzebnych składników, ani też zwykłego opisu przygotowania każdego z dań. Wszystko zaprezentowane jest zupełnie inaczej niż zwykle, a mianowicie w formie obrazkowej. Nieco dziwnie? Prawda, ale za to jak fajnie i ciekawie! Przy każdym przepisie na dole strony narysowane są potrzebne składniki oraz ich waga lub ilość. Sposób przygotowania także pokazany jest za pomocą obrazków. Wydawać by się mogło, że panuje tutaj ogromny chaos, ale tak naprawdę wszystko jest ponumerowane, oznaczone strzałkami i dodatkowo opisane. Po dokładnym przyglądnięciu się sami zauważymy, że wszystko to jest jasne i zrozumiałe :) A ponieważ tak bardzo się już rozpisałam pozostaje mi już skończyć te moje wywody i napisać po prostu - polecam!


28 listopada 2016

Fingerprint. Malujemy obrazki odciskami palców


Zestaw do malowania

ANASTASIA ZANONCELLI

wydawnictwo: Jedność
ilość stron: 48
format: 19x27 cm
rok wydania: 2016
dostępna: TUTAJ

Dopiero co pokazywałyśmy Wam wspaniałą książeczkę pełną pomysłów na paluszkowe prace. Zachwalałyśmy ją bardzo i wierzcie nam, że każde słowo to była najszczersza prawda. Więc jesteśmy pewne, że nie zdziwi Was fakt, że kiedy trafiłyśmy na kolejną podobną pozycję na stronie wydawnictwa Jedność od razu obie zapragnęłyśmy ją mieć. Dla naszych dzieciaków, które pokochały paluszkowe odciski i dla nas samych, bo my również mamy przy tym mnóstwo frajdy :)

Chociaż dzisiejsza książka ma prawie identyczny tytuł i zupełnie taką samą tematykę co ta, którą pokazywałyśmy Wam ostatnio to jednak różni się od tamtej, zarówno pomysłami jak i prezentacją, instrukcją itd. Nie będziemy Wam teraz porównywać jak to wyglądało w tamtej książce i czym dokładnie się różni, ani pisać, która z tych pozycji jest fajniejsza, ciekawsza i lepsza, bo naprawdę nie potrafiłybyśmy wybrać. Obie są świetne! Dlatego dzisiaj skupimy się po prostu na tej, a porównanie pozostawimy Wam :)

Koniecznie musimy zacząć od tego, że tym razem mamy do czynienia z "Zestawem do malowania". Oprócz książeczki z pomysłami w zestawie znajdują się także cztery farbki do malowania palcami firmy Astra. Są to tylko cztery podstawowe kolory czyli czerwony, zielony, żółty i niebieski. Trochę mało, ale jak wiadomo podstawowe kolory można mieszać w taki sposób, aby powstawały inne barwy. Tutaj z pomocą przychodzi nam tektura na której zamieszczony jest cały zestaw. Wystarczy odwrócić ją na drugą stronę i naszym oczom ukaże się narysowana paleta na której możemy mieszać farby. Mamy też podpowiedzi co z czym połączyć, aby powstał nam inny kolor. Tektura ta jest śliska więc po zakończeniu zabawy można ją przetrzeć ściereczką i wykorzystać ponownie przy tworzeniu kolejnych prac :)

Teraz czas na kilka słów o książce. Na początku jest wprowadzenie, kilka słów o przygotowaniu do zabawy, o tym jak korzystać z książki oraz jak za pomocą szabloników można z łatwością wykonać odcisk przedstawiający równiutkie kółeczko, trójkącik czy też półkole co może nam się przydać później przy tworzeniu różnych części, na przykład dziobów ptaków czy podwodnych bąbelków. Natomiast szablony te znajdują się na końcu książki gotowe do wycięcia :)

Wewnątrz znajdziemy podział na cztery tematy. "Co w trawie piszczy" gdzie znajdują się pomysły na różne robaczki, niewielkie zwierzątka i roślinki. Na przykład pszczółkę, biedronkę, pajączka, ślimaka, motyla, kreta czy jaszczurkę. Kolejny temat to "Życie w zagrodzie", a w nim między innymi pisklę, myszka, prosiaczek, pies, krowa, kot, kogut, owca i kilka innych zwierzaków, ale także różne owoce i warzywa jak na przykład jabłko, gruszka, sałata, czereśnie, dynia. Są nawet złote kłosy i drzewo :) Dalej znajdziemy się "W gęstym i ciemnym lesie". A w nim są takie zwierzaki jak na przykład sowa, jeleń, wilk, wiewiórka, miś, dzięcioł, lis, ptaszek, borsuk czy jeż. Są też grzybki, kasztany, jeżyny i kolejne drzewko. Ostatni temat to "Na dnie morza". Łatwo się pewnie domyślić co za zwierzęta i rośliny tu królują, ale oczywiście wypiszę Wam choć kilka z nich. Mamy tu rybki, rozgwiazdę, ośmiornicę, raka, meduzę, płaszczkę, żółwia, małże, homara...

Nie wymieniłyśmy Wam oczywiście wszystkiego co znajduje się w tej książce, jest jeszcze sporo innych zwierzaków czy roślinek. Podałyśmy Wam tak dużo przykładów, abyście sami mogli przekonać się jakie są one fajne, pomysłowe i ciekawe. Każdy z obrazków jest dokładnie przedstawiony, pokazane jest krok po kroku co po kolei należy odcisnąć i co dorysować później pisakiem czy też cienkopisem, aby dokończyć obrazek. Przy każdym przykładzie znajduje się mała rączka z zaznaczonym paluszkiem, którego należy użyć, jest również króciutka rymowanka, ale jest też miejsce, aby spróbować wykonać obrazek samemu. Ale to tylko takie ćwiczenie. Cała zabawa zaczyna się po zakończeniu każdego rozdziału. Tam znajdują się dwie wolne strony z przygotowanym tłem, kilkoma szczegółami. Dziecko samo musi uzupełnić obrazek, stworzyć go według własnej wyobraźni. Dzięki temu powstanie scenka z różnymi zwierzakami i roślinkami poznanymi w danym rozdziale.

Teraz z pewnością wiecie już wszystko na temat tej książki. Wiecie jaka jest ciekawa, jak wiele możliwości ma w sobie, jak dużo radości może sprawić dziecku, ile zabawy czeka małego artystę kiedy po nią sięgnie! Zarówno my jak i nasze dzieciaki jesteśmy pod wielkim wrażeniem. Wszystko to wyjaśnione jest bardzo dokładnie, pokazane jest w taki sposób, aby maluchy z łatwością zrozumiały o co chodzi. U nas sięgają po te książki zarówno nasze starszaki, które obrazki świetnie wykonują już sami, jak i maluchy, które bawią się z naszą pomocą. Każdy jest zadowolony dlatego pozostaje nam jedynie gorąco polecić Wam tę książkę. Jesteśmy pewne, że nawet nie zdajecie sobie sprawy jak wiele możliwości niosą za sobą opuszki Waszych palców ;)


Zygzaczki i szlaczki


wydawnictwo: Zielona Sowa
ilość stron: 80
format: 29x20 cm
rok wydania: 2016
dostępna: tutaj

Mam w domu trzylatkę, która coraz częściej interesuje się różnego rodzaju książeczkami z zadaniami. Początkowo szał był na naklejki, potem coraz częściej mała sięgała po kolorowanki. Teraz stawia pierwsze kroki w ciut innych zabawach. Pewnie niektórzy powiedzą, ze to późno. Nie raz widziałam w księgarniach książki ze szlaczkami dla dwulatków. Zresztą moja starsza córka również znacznie wcześniej bawiła się w ten sposób. Ale ja nigdy na nią nie naciskałam. Nie namawiałam. Nie miała ochoty, to nie. Wiedziałam, że kiedyś przyjdzie czas, że sama o nie poprosi. I chyba właśnie się tego doczekałam.

Dziś zatem pokażę Wam jedną z tych książek, które trafiły do naszego domu właśnie z myślą o tym moim małym szkrabie. Wewnątrz bowiem znajdują się różnego rodzaju prace, które służą do ćwiczenia małych rączek dziecka. Pierwszą rzeczą jaka rzuciła mi się w oczy, gdy sięgnęłam po tę pozycję to fakt, że ma ona w zasadzie dwie przednie okładki! Z jednej strony jest ona bardzo kolorowa i wesoła, jest na niej tytuł itp informacje, a gdy uniesiemy ją do góry zobaczymy pierwsze zadania. Druga, jest zielona, ale tutaj także znajduje się tytuł itp. I gdy otworzymy z tej strony zeszyt - również zobaczymy pierwsze zadania. Okazuje się, że książeczkę tą można zacząć z obu stron i za każdym razem ciągnie się ona do połowy. W samym środku tej publikacji znajduje się bardzo gruba i sztywna tektura, a za nią są kolejne zadanie, ale te rozwiązujemy już sięgając po książeczkę z drugiej strony.

Zastanawiałam się czemu ma służyć taki układ. Przecież równie dobrze można by wszystkie zadania umieścić kolejno z jednej strony, a teksturę dać na sam koniec. Ale książka ta jest otwierana jak blok, czyli do góry. A ponieważ jest w niej dużo zadań, to i stron jest dużo. Zatem istnieje spore prawdopodobieństwo, że otwierając książeczkę gdzieś przy końcu, strony zaczęłyby same się odwijać i zamykać książkę. To na pewno nie byłoby wygodne. Gdy kartek jest mniej, raczej nie będą się one tak zachowywać. Jednym słowem wydawnictwo miało naprawdę dobry pomysł. Taki prosty trik, a jak wiele zmienił. Niby nic, a jednaj zabawa z tą książeczką jest znacznie łatwiejsza i przyjemniejsza. Fajnie :)

Ale wróćmy do treści tej lektury. Gdy zerkniemy do wnętrza tej publikacji zauważymy, że są one bardzo różne. Są tu dość proste labirynty, duże grafiki z elementami wymagającymi od dziecka rysowanie po śladzie, duże szlaczki lub na przykład lustrzane odbicia. Zadania te nie są bardzo trudne. Moja trzylatka przy odrobinie chęci i cierpliwości świetnie sobie z nimi poradziła. Jednak, gdy już skończą nam się te prostsze zadania wkraczamy na nowy etap. I wydaje mi się, że z tym dziecko będzie miało znacznie więcej kłopotu. Bo po dużych szlaczkach znajdują się mniejsze, a potem jeszcze mniejsze. I w tych dwóch ostatnich po śladzie rysuje się jedynie pierwszy wzór, dalej trzeba już zrobić to samodzielnie. Ale nie tylko to może sprawić trudność naszemu maluchowi. Są tu jeszcze na przykład takie zadania, w których dziecko musi samo wypełnić jakąś przestrzeń szlaczkami. Dowolnymi szlaczkami. Myślicie, że to łatwe? Bo mam wrażenie, że nie za bardzo...

Na pewno podoba mi się to, że są tu bardzo różnorodne zadania. Że grafiki są ciekawe i pomysłowe. To, że maluch, który zdecyduje się wypełnić tą książeczkę po brzegi będzie miał okazję poćwiczyć rączkę. Ale nie umiem Wam powiedzieć do jakich dzieci jest ona skierowana. W jakim wieku brzdące będą w stanie sobie poradzić ze wszystkimi poleceniami. Moja trzylatka na pewno chętnie wykonała część z nich, ale nie jestem pewna, czy będzie chętna do rysowania malutkich szlaczków zajmujących całą stronę A4. Starszak pewnie chętniej się za to zabierze, ale te prostsze zadania mogą być dla niego nudne i tyle. A może wszystko zależy od dziecka? Alicja dużo chętniej bawiła się w taki sposób. I chyba nie patrzyłaby czy ma tego dużo czy mało, czy jest trudne czy łatwe. Ona po prostu lubiła takie wyzwania. 

Ogólnie książeczka mi się bardzo podoba. Zresztą nie tylko mnie, bo Natalka też chętnie spędza przy niej czas. Szkoda tylko, że te zadania są tak strasznie przemieszane. Wolałabym, żeby cała książka była dla mojego dziecka dostępna, a nie żebyśmy musiały co chwilkę coś mijać. To nie podoba mi się zupełnie. Wiem, że moja córka dorośnie do pozostałych zadań, ale teraz mamy ją wypełnioną w połowie i musimy czekać, aż nabierze ona tyle wprawy by móc ją dokończyć. Do tego czasu będzie w naszym domu tyle innych książeczek z takimi zadaniami, że pewnie o tej zostawionej kiedyś dawno zapomnimy... A szkoda. Bo przecież można ją było wypełnić od razu całą. Dlatego też polecam ją, ale tylko dla tych dzieciaczków, które pierwsze spotkanie ze szlaczkami mają już za sobą. Dla tych dzieci, których rączki są już dość dobrze wyrobione i spokojnie pokonają one całą stronę z drobnymi szlaczkami. Młodsze dzieci z pewnością nie zrobią tu wszystkiego. 

27 listopada 2016

Koń na receptę


AGATA WIDZOWSKA

wydawnictwo: Dreams
ilość stron: 80
format: 14,5x19,5 cm
rok wydania: 2016
dostępna: tutaj

Alicja od zawsze miała bzika na punkcie zwierząt, ale od jakiegoś czasu szaleje po prostu na punkcie koni. W domu chce mieć wszystko co jej się z nimi kojarzy. Kolorowanki, naklejki, zeszyty itp. Ma też bransoletkę z konikiem na ręku i nic innego nie rysuje poza nimi. Nie wiem skąd jej się to wzięło, bo z tymi pięknymi zwierzętami sporadycznie mamy do czynienia, ale najwyraźniej to jej wystarcza. 

Pomyślałam zatem, że warto zaopatrzyć się także w odpowiednią literaturę dla tej mojej panienki. Mamy w domu bardzo dużo książek i Ala czyta je z ogromną przyjemnością. Więc wyobrażacie sobie jak bardzo ucieszy się historią z tymi przepięknymi zwierzętami w roli głównej? Oj, jestem pewna, że będzie szał. Tym bardziej, że opowiadanie to jest naprawdę przepiękne. To nie żadna zabawna historyjka czy bajeczka dla maluszków. To przepiękna, pełna ciepła i miłości historia, która na pewno przypadnie do gustu nie tylko wszystkim wielbicielom koni, ale również każdemu innemu młodemu czytelnikowi. Ja czytałam tę powieść z wielką przyjemnością. Czasem uśmiechałam się sama do siebie, innym razem łezka zakręciła m się w oku. Ale przez cały czas wiedziałam, że to był bardzo dobry wybór. Nie żałuję go ani odrobinkę.

Poznajcie zatem Jagodę. Bardzo miłą i wrażliwą dziewczynkę, która właśnie wyjeżdża na wakacje. Niestety nie spędzi ich jak co roku z rodzicami w jakimś pięknym ciepłym kraju. Jej tacie grozi zwolnienie z pracy, a mama musi zrobić badanie tarczycy, zatem nie mogą towarzyszyć córce podczas jej letniego odpoczynku. Mają jednak nadzieję, że ich dziewczynka nie będzie się nudzić, gdyż zaplanowali jej wakacje w Dąbrówce na Kaszubach. Mieszka tam ciocia dziewczynki - Marylka i wujek Leon, którzy prowadzą stadninę koni. Cudowne miejsce... Myślę, że moje dziewczyny byłyby w niebo wzięte mogąc spędzić tam choć tydzień... 

Jagoda jednak nie była przekonana, czy spodoba jej się w Dąbrówce. Dziewczynka nie jeździła konno, nigdy też ją do tych zwierząt nie ciągnęło. Poza tym bardzo tęskniła za rodzicami. A gdy dowiedziała się jeszcze, że jej mama musi przejść operację, jej niepokój tym bardziej się powiększył. Ale powiem Wam, że tak pięknych zwierząt nie da się po prostu nie kochać. Nasza mała bohaterka także bardzo szybko przekonała się do nich. Co więcej - przywiązała się do nich tak bardzo i tak szybko, że wkrótce zaangażowała się również wraz wakacyjnymi przyjaciółmi w ratowanie jednego z podopiecznych wujka i cioci. Jest nim Szogun. Przeuroczy konik, który jest tak zwanym "koniem na receptę". A co to oznacza? Jak myślicie?

Historia opisana przez Agatę Widzowską jest naprawdę przepiękna. Ciepła i wzruszająca opowieść o niezwykłej sile miłości i przywiązania. O wspaniałych zwierzętach i ich niewątpliwie nadzwyczajnym wpływie na człowieka. Konie to stworzenia bardzo wdzięczne, wrażliwe i mądre. To zwierzęta, które człowiek niestety nie zawsze docenia. Na szczęście są na świecie i tacy ludzie, którzy kochają je bezwarunkowo i robią dla nich wszystko co tylko jest w ich mocy, by były szczęśliwe. A one odwdzięczają się im w dwójnasób. Szogun był konikiem, który w swoim życiu przeszedł bardzo wiele. Jednak dzięki pomocy wujka Leona znów poczuł się szczęśliwy i kochany. To cudowne stworzenie odwdzięczyło się swoim właścicielom w piękny sposób. Dlatego też, gdy tylko jego obecność w stadninie stanęła pod znakiem zapytania, wszyscy stanęli murem za nim i starali się go odzyskać. Na pewno nie było to łatwe zadanie, ale... hm... nie - już nic nie powiem :)

Gdy czytałam tą książkę miałam wrażenie, że coś się we mnie zmienia. Zawsze lubiłam konie, jednak nigdy nie darzyłam je tak ogromną miłością co moje dziewczynki. Myślę, że to piękne i mądre stworzenia. Nie raz słyszałam o ich nadzwyczajnym wpływie na ludzi. Ale czytając tę książkę mam wrażenie, że są one wręcz magiczne. Ta powieść opisuje nam te zwierzęta z taką miłością, że nie sposób temu zaprzeczyć. Zwraca nam uwagę jak wiele te cudowne zwierzęta mogą dla nas zrobić i jak bardzo są potrzebne. A wszystko to ujęte jest w jednym, dość krótkim i jakże ciepłym opowiadaniu. W wakacyjnej przygodzie Jagody i jej przyjaciół.

Wiecie już zatem, że treść tej lektury jest cudna. Zakochałam się w tym opowiadaniu po uszy i już wyobrażam sobie ile radość sprawi ona moje córce. A co ze sposobem jej wydania? No cóż. Tutaj także nie mam do czego się przyczepić. Książeczka ta nie jest zbyt duża. Ma wielkość zeszytu, twardą okładkę i lekko pożółkły i chropowaty papier wewnątrz. Ma też śliczne czarno-białe ilustracje, na większości których są koniki. I choć to tak niewiele i tak nie mogłam oderwać od nich wzroku. Wykonane są one ołówkiem, a mimo to przykuwają uwagę i zachwycają. Wszystko na nich wygląda jak żywe. Nawet te cudowne zwierzęta. Bardzo, bardzo mi się podobają.

Nie lubię zdradzać zbyt wiele z treści książki. Sama osobiście nie cierpię, gdy ktoś zbyt wiele mi opowiada historii, którą zamierzam przeczytać i staram się także nie robić tego innym. Tak wiec nie powiem Wam dokładnie dlaczego, co i jak, ale dodać muszę, że w opowiadaniu tym poza prozą znajdziemy także odrobinkę poezji. Wierszyki umieszczone w książce dotyczą oczywiście koni. I teraz niespodzianka. Do lektury tej dołączona jest jeszcze maleńka książeczka wydania zeszytowego, w której zawartych jest troszkę takich właśnie wierszyków. Lektura ta jest malutka i cieniutka. I wsunięta została za plastikową tasiemkę na wewnętrznej stronie tylnej okładki. Ta mała niespodzianka ściśle wiąże się z historią opisaną w książce i przyznam Wam szczerze, że sprawiła mi wiele radości, gdy ją zobaczyłam. Brawo dla wydawnictwa za pomysł. Według mnie jest świetny!


Podsumowując - książka jest piękna, mądra i fantastycznie się ją czyta. Polecam ją gorąco nie tylko wszystkim miłośnikom koni, ale również każdemu, kto ma ochotę trochę się przy książce zrelaksować. Kto lubi miło spędzić czas z lekturą w ręku i uwielbia ciepłe i pełne miłości opowiadania. Ja jestem zachwycona. A Wy? Sami sprawdźcie :)