30 listopada 2014

Franklin na tropie nowego kolegi


PRACA ZBIOROWA

wydawnictwo: Debit
ilość stron: 24
format: 19x21,5 cm
rok wydania: 2014
cena: 7zł

Ostatnio pisałam Wam, że moja Ala pokochała historie z Franklinem w roli głównej. Musze przyznać, ze nawet ja zaskoczona jestem tym, jak bardzo jej się te opowiadania spodobały. Mała dość szybko przeczytała książeczki z serii "Franklin i przyjaciele", a teraz bardzo stanowczo domaga się wizyty w bibliotece by wypożyczyć kolejne. Nawet ma już kilka tytułów na oku, bo wypatrzyła sobie je na wewnętrznej stronie okładki w lekturach, które mamy w domu :) Tak więc z czystym sumieniem mogę stwierdzić, ze zaczęła się u nas Franklinomania w pełnym tego słowa znaczeniu ;)

W poprzedniej recenzji opowiedziałam Wam książeczkę, którą mała przeczytała jako pierwszą, więc dziś wspomnę Wam choć trochę o tej, której okładkę widzicie powyżej.Tym razem nasz mały żółwik przeżywa zupełnie inna przygodę. Pewnego dnia, podczas zabawy z Bobrem w parku przyjaciele znaleźli na ziemi rysunek. Był to portret rodzinny skunksów, jednak ani Franklin ani Bóbr nie znali żadnego Skunksa w swojej okolicy. Pomyśleli więc, że koniecznie muszą go odnaleźć by oddać mu jego pracę. A przy okazji z przyjemnością znajdą nowego przyjaciela!

I tak Franklin wraz z Bobrem popędzili do domku na drzewie, by wraz z pozostałymi przyjaciółmi przeobrazić się w superdetektywów i wypełnić wcześniej zaplanowaną misję. W końcu dla tej sympatycznej grupki każde wydarzenie to wspaniała okazja do zabawy. I to jakiej zabawy! Pełnej przygód i niesamowitych wydarzeń. W końcu od czego mają wyobraźnię prawda? A tego z cała pewnością nikomu z te zgranej paczki nie brakuje. I tak Megamiś, Galaktyczna Podróżniczka, Ognista Kula i pozostali wyruszyli na poszukiwania nowego przyjaciela. Jesteście ciekawi czy im się to uda? To koniecznie sięgnijcie po tę książeczkę :)

U nas jak zwykle po skończeniu czytania nie obyło się bez tych wszystkich ochów i achów. Alicja uwielbia takie książki. Jest tu przygoda, zagadka i co najważniejsze - dużo zabawy zgranej paczki przyjaciół. Nie wiem czy to za sprawą tych wszystkich bajek, które mała tak bardzo lubi, czy po prostu mam takie wrażliwe i mądre dziecko, ale dla niej przyjaźń to coś naprawdę fantastycznego. Mała stale o tym mówi, i bardzo dba o osoby, które sama uważa za przyjaciół. Dlatego tego typu opowiadania szczególnie jej się podobają. I jestem pewna, ze sama z chęcią przeżywałaby ze swoimi przyjaciółmi podobne przygody.

Te książeczki podobają mi się także z zupełnie innego powodu. Jak wspominałam poprzednio - Franklin to bardzo mądry i rozsądny chłopiec. Fakt, często popełnia błędy, ale przecież kto ich nie popełnia? Nikt przecież nie jest idealny prawda? Najważniejsze jest jednak to, ze ten uroczy żółwik potrafi uczyć się na tych swoich błędach i jednocześnie przekazuje naszym dzieciom wyraźna informacje jak należy postępować, a jakie zachowania są złe lub niewłaściwe. Morał płynący z każdego z tych opowiadań jest tak jasny i czytelny, ze nie sposób go przeoczyć. Zatem podsuwając naszym brzdącom te lektury możemy być pewni, że wyniosą one z nich same dobre rzeczy :)

Te książeczki w zasadzie nadają się dla dzieci w różnym wieku. Na pewno ucieszy się z niego nawet bardzo małe dziecko. Duże kolorowe ilustracji z ich ulubionymi bohaterami z bajek w telewizji na pewno przykują ich uwagę. Pewnie przeczytać w całości to opowiadanie nie zawsze nam się uda, bo tekstu jest tu całkiem sporo, ale zawsze możemy próbować. Moja Ala jest także żywym dowodem na to, że nieco starsze dzieciaki także zachwycą się tymi lekturami. Co prawda czcionka w tych książeczkach nie jest aż tak czytelna i duża jak w serii "Czytamy z Franklinem" ale nie należy także do małych. Przede wszystkim tekst jest umieszczony na białym tle, więc jest dobrze widoczny i maluch nie powinien narzekać. Moja Ala przynajmniej świetnie sobie radzi i jest zadowolona.

Ogólnie muszę przyznać, że seria lektur z Franklinem w roli głównej to świetny pomysł. Kto ich nie zna - niech żałuje. Według mnie warto po nie sięgnąć :)


Franklin i stare radio


PRACA ZBIOROWA

wydawnictwo: Debit
ilość stron: 24
format: 19x21,5 cm
rok wydania: 2014
cena: 7zł

Franklin gościł już na naszym blogu tak wiele razy, że aż trudno zliczyć. Dotąd jednak trafiła do Nikodema. Tym jednak razem zawitał do naszych progów. I muszę przyznać, że bardzo mnie to cieszy, bo zawsze bardzo lubiłam tego małego żółwika. W odróżnieniu od mojej Alicji. Mała dawniej nie chciała nawet spojrzeć w jego kierunku. Moje dziecko zawsze kochało zwierzęta i wszystko co jest z nimi związane, ale te postacie musiały w jak największym stopniu przypominać prawdziwe zwierzęta. A tu? Chodzący na dwóch nóżkach żółw i pozostali jego przyjaciele w ogóle do niej nie przemawiał.

Jednak od pewnego czasu mała coraz bardziej przychylnie na niego patrzy. Zauważyłam nawet, że gdy tylko w TV pojawi się bajka z Franklinem w roli głównej moje dziecko siada wygodnie w fotelu i nie rusza się z niego dopóki nie zobaczy napisów końcowych. Zresztą to nie jedyny przejaw sympatii mojej córki do tego żółwika. Mała przeczytała zupełnie sama dwie historie z Franklinem i stale domaga się kolejnych! A ja chętnie jej je podsunę. Uwielbiam Franklina!

Tak więc gdy książeczka ta do nas trafiła mała szybko rozpoczęła lekturę. A historia, którą mała dzięki niej poznała dotyczyła starego radia. Pewnego razu rodzinka żółwików przeglądała wszystkie swoje rzeczy pozbywając się zbędnych przedmiotów. Do dwóch pudeł trafiały rzeczy, które Franklin, jego siostra i rodzice postanowili komuś oddać lub wyrzucić. Przedmiotów tych było całkiem sporo. A jednym z nich było stare radio naszego głównego bohatera. Franklin uznał, że i tak jest już stare i zepsute, i czas najwyższy się go pozbyć. Tak właśnie sprzęt Franklina trafił na złom, gdzie zainteresował się nim jego przyjaciel. 

Okazało się, że Lis wraz ze swoim tata naprawili radio. Oprócz tego nowy właściciel tego niedużego sprzętu postanowił go także odmalować i ładnie ozdobić. Radio znów wyglądało jak nowe i wydawało z siebie piękne czyste dźwięki. Wszyscy bardzo mu go zazdrościli. Między innymi również Franklin, który pożałował, że tak szybko się z nim rozstał. Gdy Lis zauważył smutną minkę przyjaciela postanowił oddać mu radio. A Franklin z ogromną przyjemnością skorzystał z okazji...

Hm... trochę się zapędziłam i opowiedziałam wam chyba ciut za dużo. Ale nie przejmujcie się, to jeszcze nie koniec całej historii. Sporo się tam jeszcze wydarzy. Jednak co będzie dalej - musicie doczytać już sami :) Ja Wam tylko mogę zdradzić, że nasz sympatyczny żółwik jak zwykle postąpi tak jak powinien. Za to chyba kochamy go najbardziej. Za szczerość i uczuciowość. I za to, że choć często popełnia błędy - potrafi się do niech przyznać, wyciągnąć z nich wnioski i naprawić wcześniej wyrządzone zło :)

Jak już wspomniałam wcześniej - moja Ala bardzo polubiła Franklina. Chętnie ogląda bajki z jego udziałem oraz czyta książeczki z tym żółwikiem w roli głównej. Te historie są nie tylko bardzo mądre, ale również ciekawe. Mała z chęcią wczytuje się w każde słowo i nawet nie wiadomo kiedy dociera do końca. Poza tym, widzę, że czytanie opowiadań o Franklinie sprawia jej wiele radości. A to przecież w literaturze jest najważniejsze. By czytać z przyjemnością, a nie dlatego, że ktoś inny tego od nas oczekuje. Ja na szczęście nie mam tego kłopotu i widzę, że Alicja także jak na razie kocha czytanie. A książeczki z Franklinem to kolejna seria, którą moje dziecko pokochało. Polecam!


29 listopada 2014

Zostań EU-geniuszem



Gry i zadania logiczne dla dzieci w wieku 6-8 lat

wydawnictwo: REA
ilość stron: 72
format: 20,5x29 cm
rok wydania: 2014
cena: 9,90 zł

A oto kolejny zeszyt z ćwiczeniami dla naszych brzdąców. Co prawda tym razem nie dotyczy on nauki języka angielskiego. Ale to nie oznacza, że jest mniej ciekawy lub mniej przydatny. Wręcz przeciwnie. Ta ćwiczeniówka jest równie fajna i co najważniejsze - bardzo pożyteczna. Nasze dzieciaczki rozwiązując zadania w niej zawarte sporo się nauczą. Czego? Już Wam piszę :)

Tym razem pora ruszyć głową. Bo żeby wykonać polecenia w tej książeczce nie musimy mieć wielkiej wiedzy tylko musimy pokombinować. Wykazać się spostrzegawczością i umiejętnością logicznego myślenia. Te polecenia wymagają od nas skupienia i koncentracji. A gdy już to wszystko zbierzemy razem czeka nas całe mnóstwo wesołej zabawy. I powiem Wam, że choć cześć z nich wydaje się naprawdę trudna - to wcale tak nie jest! Wystarczy odrobina chęci! A ileż to będzie satysfakcji, gdy pomalutku i sukcesywnie odkryjemy rozwiązanie dla każdej z nich? Tych zagadek jest tu aż 63! Chcecie zostać EU-Geniuszami? No to do dzieła!

Na początek zabawy na spostrzegawczość. Czyli nasze bystre oczko ma za zadanie policzyć powtarzające się elementy w szeregu, odnaleźć pary, ukryte wyrazy, fragmenty dużego obrazka itp. Trudne? Nie? No to idziemy dalej. Teraz zabawy logiczne. Rozwiązywanie rebusów, rozkodowywanie wiadomości i równań, wyliczanki, łączenie w pary... No dobrze, tu już było znacznie trudniej. Ale co mamy dalej? Zabawy z literami! Dopisywanie brakujących liter, porządkowanie wyrazów, łączenie wyrazów, krzyżówki, zagadki i wiele wiele więcej. Kolejny rozdział - zabawy pamięciowe, czyli zapamiętywanie przedstawionych grafik a następnie wypisywanie ich, odpowiadanie na pytania związane z nimi itp. Nasz szare komórki mają nie zły trening prawa? A to jeszcze nie wszystko! 

Dalej mamy zabawy z kształtami. Tutaj znajdziemy labirynt złożony z kółek, trójkątów i kwadratów, będziemy próbować odgadnąć w jakiej kolejności przedmioty zostały położone, lub które są identyczne, które nie pasują, lub które należy wpisać w odpowiednie miejsce. I choć to wszystko brzmi całkiem niewinnie, to powiem Wam szczerze, ze wcale łatwe nie jest. Ale to i tak jeszcze nie koniec. Gdy skończymy kształty zabieramy się za zabawy z liczbami. Szukanie liczby, liczenie, dopasowywanie, łączenie, mnożenie... Oj! Tutaj to się dzieje! W tym rozdziale nuda na pewno nam nie grozi, choć tak naprawdę, nigdzie w tej książce jej nie znajdziecie. Bo przy tak różnorodnych poleceniach nie ma czasu na ziewanie. Za to po zakończeniu zabawy nasza głowa na pewno będzie pracowała na najwyższych obrotach. Nie mam co do tego najmniejszych wątpliwości!

Powiem Wam szczerze, że gdy tylko wzięłam tą książeczkę pomyslałam, ze jest świetna! Ładnie wydana, kolorowa i wesoła. Polecenia są bardzo czytelne i jasne. A grafika tak dobrana, ze całość wygląda bardzo ładnie i przejrzyście. Tak więc lektura ta od samego początku wywarła na mnie dobre wrażenie i cieszyłam się, ze moja córka będzie mogła z niej skorzystać. Jednak, gdy zaczęłam wczytywać się w polecenia zaczęłam mieć wątpliwości, czy mała ze wszystkim sobie poradzi. Niektóre z tych zadań wcale nie należą do najłatwiejszych i sadze, ze moje dziecko posiada jeszcze zbyt małą wiedze by dać sobie radę. Oczywiście nie wszystkie takie jest. Rozdział z zabawami pamięciowymi czy kształtami spokojnie mogę podsunąć małej już teraz. Podobnie zresztą jak zabawy na spostrzegawczość. Jednak te z liczbami lub literkami musza jeszcze trochę poczekać.

Muszę przyznać racje twórcom tej publikacji, że jest to lektura ćwicząca umysł naszych pociech. Wiele poleceń zawartych w tej publikacji wymaga naprawdę sporego skupienia i koncentracji. Musimy wykazać się posiadaniem wszystkich tych cech, które wymieniłam Wam na samym początku tej recenzji, w innym przypadku nie damy sobie rady! Znajdziemy tu polecenia łatwiejsze i trudniejsze. Ale każde z nich jest na tyle ciekawe, ze nawet te które sprawiają nam najwięcej kłopotu rozwiązujemy z wielkim zapałem. Ogólnie ta książeczka mi się podoba. Jest pomysłowa i na pewno bardzo przydatna. Małym leniuszkom pewnie się nie przyda. Ale jeśli Wasze dzieciaczki lobią wyzwania - będą zachwycone!


28 listopada 2014

Coś do ukrycia


CORA CARMACK

wydawnictwo: Jaguar
ilość stron: 366
format: 13,5x20 cm
rok wydania: 2014
cena: 34,90 zł

Życie pozbawione bliskich nam osób byłoby bardzo trudne prawda? A co jeśli ci najbliżsi są ale tak jakby ich nie było? Nie rozumieją, ni wspierają, dołują i chcą, aby było się kimś zupełnie innym... O tym między innymi jest ta książka. O samotności, o udawaniu... O tym, ale także o nadziei, zaufaniu, miłości, przezwyciężeniu strachu, byciu sobą... A wszystko to napisane w bardzo zabawny i szczery aż do bólu sposób ;)

Mackenzie ma 22 lata i nienawidzi jak się ją tak nazywa, a rodzice zdecydowanie nie potrafią tego pojąć. Mieszka sama w zupełnie innej części kraju niż rodzina, jak najdalej od złych wspomnień i od osób, które i tak nie potrafią jej zrozumieć. Jednak rodzice właśnie postanowili przyjechać do niej w niezapowiedziane odwiedziny, aby spędzić z nią Święto Dziękczynienia. Kiedy otrzymuje telefon oznajmiający jej, że za 5 minut się spotkają, Max ma tylko moment, aby zacząć działać. Spławić chłopaka, który zdecydowanie nie jest miłym typem, który z całą pewnością nie przypadnie rodzicom do gustu, zakryć wszystkie tatuaże, wyjąć wszystkie kolczyki. Z krwistoczerwonymi włosami nie da się już nic zrobić, ale trudno, to będą musieli jakość przeżyć. Max szybko dosiada się do najmilej wyglądającego chłopaka w całej kawiarni. Wyjaśnia mu sytuację, proponuje chwilowe udawanie jej chłopaka. A ponieważ Cade studiuje aktorstwo i niestety i tak nie ma nic lepszego do roboty, to bez wahania zgadza się pomóc Max. Okazuje się, że to co miało być tylko kilkuminutową farsą zdecydowanie przedłuży się przez rodziców dziewczyny, którzy tak polubili Cade, że nawet nie chcą słyszeć, że nie miałby się zjawić na świątecznym obiedzie...

Myślicie, że szalona, twarda piosenkarka po przejściach, pełna tatuaży i kolczyków, lubująca się niegrzecznych, ostrych chłopakach jakoś dogada się z miłym, przystojnym, bardzo grzecznym i sympatycznym chłopakiem, który studiuje aktorstwo, a w wolnych chwilach zajmuje się wolontariatem? Zapewniam Was, że będzie wesoło. Choć tej dwójce nie koniecznie będzie do śmiechu...

Co ja Wam mogę powiedzieć. Z całą pewnością to, że dobrze bawiłam się przy lekturze tej książki. Wydaje mi się, że autorka także miała fajną zabawę kiedy wymyślała te wszystkie zabawne sytuacje, te dialogi, które swoją drogą idealnie pasują do niegrzecznej i pewnej siebie głównej bohaterki. Na początku napisałam Wam o czym ta książka jest, faktycznie jest ona o samotności, o bólu, o demonach przeszłości, ale nie jest to wcale smutna książka, wręcz przeciwnie, jest to temat opisany w taki sposób, że nie raz można się przy tym uśmiechnąć. Taka fajna komedia romantyczna, którą ja z ogromną przyjemnością zobaczyłabym w formie filmu :) Także producenci koniecznie o tym pomyślcie :) Fajne w tej książce jest to, że rozdziały na przemian opisywane są z punktu widzenia Max i Cade. Raz ona jest narratorką, następnym razem on jest narratorem. Dzięki temu możemy poznać myśli, odczucia obu stron. Moim zdaniem super pomysł. Nie będę się już bardziej rozpisywała, pozostaje mi jedynie polecić lekturę tej książki wszystkim, którzy lubią takie zabawne miłosne podchody ;)


27 listopada 2014

Jego Wysokość Longin


MARCIN PROKOP

wydawnictwo: Znak
ilość stron: 120
format: 14,5x20,5 cm
rok wydania: 2014
cena: 29,90 zł 22,43 zł


Nie wiem jak to się dzieje, ale 90% książek, które bardzo lubię i czytam z zapartym tchem kompletnie nie potrafię zrecenzować. Dla mnie to takie oczywiste, że te lektury są genialne, fantastyczne, cudowne!, że nie potrafię znaleźć słów by je opisać. Chciałabym przekazać Wam emocje jakie towarzyszyły mi podczas ich czytania, chciałabym przekonać, że warto po nie sięgnąć, a w efekcie moje opinie przepełnione są wyrazami "super", "niesamowite" i "naprawdę". Tym razem postaram się tego uniknąć. Ale wierzcie mi, że lektura, którą chciałabym Wam dziś polecić jest naprawdę super, a niezwykle zabawne przygody naszego głównego bohatera bardzo mnie wciągnęły i czytałam ją z ogromną przyjemnością.

 Ja również jestem dzieckiem PRL-u. Pamiętającym oranżadę w proszku i grę w wyścig pokoju na piasku. Ba, jako młodsza siostra i w dodatku jedna z bardzo niewielu dziewczynek na osiedlu miałam nawet własne kapsle i własne marzenia o wygranej. Jeździłam na wrotkach (a raczej próbowałam ;), oglądałam dobranockę, a wizytę w Pewexie traktowałam jak wyjazd do Disneylandu. Żeby przełączyć kanał w telewizorze musiałam do niego podejść, a telefonu nie nosiłam w kiszeni. Wisiał on sobie w domu na ścianie i miał długi pokręcony kabel. I choć dla wielu dzieciaków w dzisiejszych czasach to wszystko wydaje się jak z ery kamienia łupanego, ja cieszę się, że tak wyglądało moje dzieciństwo i wspominam je z łezką w oku.

Dziś zatem książka o tym jak żyło się w tych "zamierzchłych czasach". O dorastaniu, gdy nie możliwe staje się możliwe. A życie choć w pewnym sensie trudniejsze niż to teraz - dawało ludziom radość. Ja nie pamiętam dokładnie tego wszystkiego co autor tej lektury. Jestem ciut młodsza i ominęły mnie niektóre przyjemności jak na przykład picie oranżady z saturatora. Nie miałam także swoich Relaksów, a generał w ciemnych okularach był dla mnie tylko postacią, o której czasem wspominali dorośli. Jednak klimat tej książki tak bardzo przypomina mi moje dzieciństwo, że czytałam ją z uśmiechem na twarzy. Dla mnie to taki powrót do przeszłości.

Głównym bohaterem tej lektury jest Longin, czyli nikt inny jak sam Marcin Prokop, którego doskonale znamy jako prezentera telewizyjnego. Jest on także autorem tej lektury. A więc jak się pewnie już domyślacie - ta książka opowiada o jego dorastaniu. O rodzicach i małym mieszkanku w warszawskiej kamienicy. O młodszym bracie, którego nasz główny bohater nazywa Bracholem. O głowie pełnej niesamowitych pomysłów, marzeniach, i psotach jakich mało. Marcin był bowiem typowym dzieckiem PRL-u , który uwielbiał swoje resoraki, a wolny czas spędzał zazwyczaj na podwórku. Chodził do szkoły, miał grupkę zaufanych przyjaciół oraz chrapkę na tatusiowe atari.

Marcin Prokop ma niezwykle lekkie pióro. Jego historię czyta się szybko i z uśmiechem na twarzy. Nie znajdziemy tu ciągłych narzekań jakie to były ciężkie czasy, jak niczego nie było w sklepach itp. Za to przeczytamy o tym, że życie w tych latach dla kilku czy kilkunastoletniego dziecka były bardzo beztroskie. O tym, że potrafiliśmy się bawić tym co akurat w danym momencie mieliśmy pod ręką. Że cieszyły nas drobnostki, a brak wypasionego sprzętu, którym moglibyśmy zaimponować rówieśnikom nie oznaczał końca świata. Ta książka to wspomnienia, których nam nie brakuje, a których na pewno pozazdrości nam kolejne pokolenie. Bo co takie dziecko XXI wieku będzie wspominać? Rozmowy na skype czy ciągłe śledzenia nowości na facebooku? My bawiliśmy się w chowanego lub podchody. Mieliśmy metalową obręcz zamiast kosza, do której z zapałem wrzucaliśmy piłkę , a dreszczyk na plecach pojawiał się podczas nocnej eskapady na cmentarz lub wywoływania duchó, anie oglądania horroru na DVD.

Początkowo wydawało mi się, że jest to lektura skierowana do młodzieży. Do znacznie młodszych ode mnie czytelników. Ale teraz wiem, że nie do końca tak jest. To wspaniała lektura i dla małych, i dla dużych. Ja osobiście przeczytałam ją z wielką przyjemnością i żałuję i z przyjemnością widziałabym na półkach w księgarniach jej kontynuację. Czy czegoś mi brakowało? Chyba nie. Choć jakby się tak zastanowić to na końcu tej książki przydałby się mały słowniczek wyjaśniający niektóre wyrazy. Żeby uniknąć licznych pytań naszych dzieciaków, które akurat sięgną po te lekturę. Bo jak już wspomniałam, dla nich to naprawdę zamierzchłe czasy. Gdy pokrótce opowiedziałam mojej Ali o tym jak było, gdy ja byłam mała, moje dziecko zrobiło wielkie oczy i spytało: "Mama, a jak ty byłaś w moim wieku, to już jeździły samochody?". I na tym moje wspominki się skończyły.

Podsumowując - uważam, że ta książka jest naprawdę świetna! Warto po nią sięgnąć. Polecam :)


26 listopada 2014

Sceny z życia smoków


BEATA KRUPSKA

wydawnictwo: Prószyński i S-ka
ilość stron: 64
format: 20x24,5 cm
rok wydania: 2014
cena: 24,90 zł

Lubicie smoki? Jeśli nie to jestem pewna, że po lekturze tej szalonej książki z pewnością się to zmieni :) Takie to fajne zwierzaki, takie pomysłowe i towarzyskie... Takie smoki jakie poznamy w tej książce chciałabym nawet spotkać na żywo ;)

Przeczytamy tutaj piętnaście różnych zwariowanych opowiadań o przygodach różnych smoków i ich przyjaciół. Na początku był tylko smok Antonii, potem spotkał Wincenta Smoka. Pewnego dnia w lesie trafili na kolejnego smoka o imieniu Smok Zygmunta, który miał saksofon, a w nim łysego psa i fioletowego kocura i jeszcze kilka innych rzeczy... Zaprzyjaźnili się z żabą, której nikt nie lubił. Podczas budowania muru spotkali trzy kolejne smoki - smoki rasowe, a nie kundle... Do całej gromadki dołączył motyl Rysiu i jego motyli koledzy. Później poznali Makrauchenie, która żyła kiedyś razem z dinozaurami, ale bawili się w chowanego i tak się schowała, że kiedy wyszła okazało się, że wszystkie dinozaury już dawno wyginęły... Kolejnym smokiem, który dołączył do tej wesołej brygady był Tortowy Smok Urodzinowy, który miał występować na przyjęciach urodzinowych dzieci, ale wszyscy się go bali. Dalej poznamy krokodyla, który szyje piękne rzeczy i brzydkiej żabie uszył balową czerwoną sukienkę...

To, że te wszystkie stworzenia są niewiarygodne i zadziwiające już z pewnością wiecie, ale tak naprawdę nie wiecie co za szalone przygody się im przytrafiały... Na przykład wtedy kiedy spotkały latającą kurę i także zapragnęły latać. Stwierdziły, że skrzydła wcale nie są ważne, najważniejsze jest porządne urwisko ;) Albo wtedy kiedy zachciało im się zrobić pranie, ale w ogóle nie miały czego wyprać, więc wyprały swoje termosy z zupą ogórkową i saksofon... Albo kiedy żaba wymarzyła sobie podkolanówki... Łysy pies natomiast pokłócił się ze swoim smokiem, bo zachciało mu się puchatych nauszników... A pewnego razu wyruszyli do Krakowa w poszukiwaniu Smoczej Jamy. Aż w końcu cała banda przyjaciół postanowiła przespać całą zimę...

To oczywiście nie są wszystkie przygody, o których tutaj przeczytamy. Jestem pewna, że po przeczytaniu tego co napisałam uważacie tę książkę za naprawdę zwariowaną prawda? Prawdę mówiąc to wszystko jest nieco szalone, ale powiem Wam, że to takie zabawne szaleństwo, które podczas czytania bez wątpienia wywoła uśmiech na twarzach naszych dzieciaczków ;) Zarówno ja jak i mój synek bawiliśmy się podczas tej lektury naprawdę świetnie. Uśmieliśmy się nie raz i muszę przyznać, że pomysłowości autorce tej książki nie można odmówić ;)

Książeczka ta jest naprawdę godna uwagi. Poznawanie piętnastu scen z życia smoków i ich przyjaciół to naprawdę mile spędzony i dobrze zagospodarowany czas. Smoki zajadające się zupą ogórkową z termosów zawieszonych na szyi, grające na saksofonie, z ciekawymi fryzurami, żaba nosząca podkolanówki, łysy pies mieszkający w saksofonie, motyl zakochany w Cheni, która żyła razem z dinozaurami oraz pogaduszki i wzajemne dogryzanie sobie... Czyli ciekawe i jedyne w swoim rodzaju opowiadania, które z pewnością spodobają się zarówno Wam jak i Waszym dzieciaczkom!

Oprócz fajnych opowieści warty wspomnienia jest także wygląd tej książki. Sztywna okładka, zszywane i śliskie strony. Tekstu dosyć sporo, ale "sceny" czyli rozdziały nie są bardzo długie więc nawet te mniej cierpliwe dzieciaki spokojnie posiedzą i posłuchają ;) O ilustracjach także wspomnę, jak zwykle zresztą, bo moim zdaniem to ważna sprawa w książeczkach dla dzieci. Tutaj tylko pozachwalać je mogę, bo są ładne, zabawne, bardzo kolorowe i dobrze prezentują nam to o czym czytamy ;) Więc nie przedłużając już po wiem po prostu, że polecam!



25 listopada 2014

Język angielski dla dzieci



Z kolorowymi naklejkami

wydawnictwo: REA
ilość stron: 48
format: 20,5x29 cm
rok wydania: 2014
cena: 14,90 zł


Dziś kolejna ciekawa publikacja do nauki języka angielskiego dla najmłodszych. Gdyby tyle fajnych książek, ćwiczeniówek i pomocy dydaktycznych w tym temacie było jak sama miałam kilka lat, pewnie teraz mówiłabym płynnie po angielsku. Bo naprawdę, gdy patrze na to wszystko, jestem pod ogromnym wrażeniem! Teraz nauka to już nie przykry obowiązek tylko czysta przyjemność! Sama chętnie pouczyłabym się w ten sposób. Zabawy, ćwiczenia, naklejki, wierszyki, piosenki, gry! Jak dla mnie - rewelacja!

Ale dziś skupię się tylko na jednej z tych pomocy. Jest nią zeszyt ćwiczeń wydany nakładem wydawnictwa REA. Jest to publikacja dla maluchów, które dopiero rozpoczynają naukę tego języka. Dzięki niej mają okazję poznać podstawowe słownictwo, nauczyć się kilku ciekawych wierszyków i piosenek, a także rozwinąć swoje zdolności manualne. Nie zabraknie tu bowiem atrakcji. I choć jest to książeczka do nauki języka obcego - wcale nie jest trudna! A po wykonaniu zadań w niej zawartych nasze dzieciaczki sporo się nauczą.

Zacznę może jednak od początku. W tej wesołej książeczce najdziemy całą masę różnorodnych poleceń. Jest tu zabawa w kolorowanie, czytanie, łączenie, naklejanie, odszukiwanie, rysowanie po śladzie, dorysowywanie, odgadywanie czy odszyfrowywanie zagadek. A takich zabaw znajdziemy tu aż 83 i wierzcie mi, że każda z nich jest zupełnie inna. Nasze dzieciaczki nie mogą zatem narzekać na nudę i na pewno z przyjemnością zaczną naukę z pomocą tej lektury. A my pomagając im nie zaczniemy w połowie ziewać lub wytrywać sobie włosy z głowy zastanawiając się co tym razem należy zrobić. Bo autorzy tej publikacji pomyśleli w niej o wszystkim. I dołożyli wszelkich starań, by wszyscy korzystali z tego zeszyta z przyjemnością.

Na pewno różnorodność poleceń by zachęcić malucha do zabawy jest bardzo ważna. Ale nie ukrywam, ze książki których zadania są zbyt zawiłe lub nie jasne zniechęcają również mnie, gdy spędzam czas nad książką z moim dzieckiem. Według mnie takie śniadaniówki powinny być przejrzyste i konkretne. A już w szczególności te, które uczą nasze maluszki języka obcego. Bo po polsku zawsze jest trochę łatwiej, ale gdy nie zna się języka? Łatwo o pomyłki. A wtedy nie pomożemy naszemu łobuziakowi, tylko wręcz przeciwnie. Narobimy w jego głowie taki bałagan, ze ciężko nam będzie to wszystko odkręcić. Bo na przykład nie znając języka możemy utrwalić naszemu dziecko zła wymowę konkretnych słów. Lub źle odczytać polecenie i wymagać od dziecka niewłaściwego zachowania. Lepiej tego uniknąć prawda?

Na szczęście w tej książce nie powinniśmy mieć z tym kłopotu. Już na samym początku znajdziemy małą pomoc w postaci wypisanych symboli, które występują, a w języku angielskim, ale w naszej ojczystej mowie ich brak. Dowiemy się co one oznaczają o raz jak należy je wymawiać. To co prawda wcale nie jest łatwe, ale na pewno bardzo pomocne. Poza tym każde zadanie jest tu przetłumaczone na język polski a tuż pod nim znajdziemy informacje dla rodziców. Dowiemy się z nich na przykład jak powinniśmy przeczytać teksty w zadaniu oraz jakie jest ich tłumaczenie na nasz język.

Ale, to jeszcze nie wszystko! Gdybyśmy wciąż mieli jakieś wątpliwości co do wymowy konkretnych słów lub całych zdań na stronie wydawnictwa REA znajdziemy jeszcze dodatkową pomoc. Są to nagrania. 83 pliki MP3 - po jednym do każdego z zadań w książce, które możemy sobie ściągnąć za darmo wybiórczo (tylko te, które nas interesują) lub wszystkie na raz. Są tam teksty czytane prze lektora, wierszyki oraz piosenki. A więc wszystko czego nam trzeba :) W dodatku nagrania te są naprawdę fajne. Usłyszymy w nich różne przyjemne i sympatyczne głosy. Piosenki są bardzo proste i wesołe. Naprawdę mimo usilnych prób - nie mam sie do czego przyczepić!

Ten zeszyt baaardzo mi się podoba. Na pewno nam się przyda i już żałuję, że stanęło na jednej książeczce. Takich fajnych publikacji powinno być więcej. Cała seria! Tak, żeby nasze maluchy mogły korzystać z nich tak długo jak to tylko będzie konieczne. Jak dla mnie to super wydanie. Idealne dla maluchów, które dopiero uczą się tego języka. Gorąco polecam!!!