27 listopada 2014

Jego Wysokość Longin


MARCIN PROKOP

wydawnictwo: Znak
ilość stron: 120
format: 14,5x20,5 cm
rok wydania: 2014
cena: 29,90 zł 22,43 zł


Nie wiem jak to się dzieje, ale 90% książek, które bardzo lubię i czytam z zapartym tchem kompletnie nie potrafię zrecenzować. Dla mnie to takie oczywiste, że te lektury są genialne, fantastyczne, cudowne!, że nie potrafię znaleźć słów by je opisać. Chciałabym przekazać Wam emocje jakie towarzyszyły mi podczas ich czytania, chciałabym przekonać, że warto po nie sięgnąć, a w efekcie moje opinie przepełnione są wyrazami "super", "niesamowite" i "naprawdę". Tym razem postaram się tego uniknąć. Ale wierzcie mi, że lektura, którą chciałabym Wam dziś polecić jest naprawdę super, a niezwykle zabawne przygody naszego głównego bohatera bardzo mnie wciągnęły i czytałam ją z ogromną przyjemnością.

 Ja również jestem dzieckiem PRL-u. Pamiętającym oranżadę w proszku i grę w wyścig pokoju na piasku. Ba, jako młodsza siostra i w dodatku jedna z bardzo niewielu dziewczynek na osiedlu miałam nawet własne kapsle i własne marzenia o wygranej. Jeździłam na wrotkach (a raczej próbowałam ;), oglądałam dobranockę, a wizytę w Pewexie traktowałam jak wyjazd do Disneylandu. Żeby przełączyć kanał w telewizorze musiałam do niego podejść, a telefonu nie nosiłam w kiszeni. Wisiał on sobie w domu na ścianie i miał długi pokręcony kabel. I choć dla wielu dzieciaków w dzisiejszych czasach to wszystko wydaje się jak z ery kamienia łupanego, ja cieszę się, że tak wyglądało moje dzieciństwo i wspominam je z łezką w oku.

Dziś zatem książka o tym jak żyło się w tych "zamierzchłych czasach". O dorastaniu, gdy nie możliwe staje się możliwe. A życie choć w pewnym sensie trudniejsze niż to teraz - dawało ludziom radość. Ja nie pamiętam dokładnie tego wszystkiego co autor tej lektury. Jestem ciut młodsza i ominęły mnie niektóre przyjemności jak na przykład picie oranżady z saturatora. Nie miałam także swoich Relaksów, a generał w ciemnych okularach był dla mnie tylko postacią, o której czasem wspominali dorośli. Jednak klimat tej książki tak bardzo przypomina mi moje dzieciństwo, że czytałam ją z uśmiechem na twarzy. Dla mnie to taki powrót do przeszłości.

Głównym bohaterem tej lektury jest Longin, czyli nikt inny jak sam Marcin Prokop, którego doskonale znamy jako prezentera telewizyjnego. Jest on także autorem tej lektury. A więc jak się pewnie już domyślacie - ta książka opowiada o jego dorastaniu. O rodzicach i małym mieszkanku w warszawskiej kamienicy. O młodszym bracie, którego nasz główny bohater nazywa Bracholem. O głowie pełnej niesamowitych pomysłów, marzeniach, i psotach jakich mało. Marcin był bowiem typowym dzieckiem PRL-u , który uwielbiał swoje resoraki, a wolny czas spędzał zazwyczaj na podwórku. Chodził do szkoły, miał grupkę zaufanych przyjaciół oraz chrapkę na tatusiowe atari.

Marcin Prokop ma niezwykle lekkie pióro. Jego historię czyta się szybko i z uśmiechem na twarzy. Nie znajdziemy tu ciągłych narzekań jakie to były ciężkie czasy, jak niczego nie było w sklepach itp. Za to przeczytamy o tym, że życie w tych latach dla kilku czy kilkunastoletniego dziecka były bardzo beztroskie. O tym, że potrafiliśmy się bawić tym co akurat w danym momencie mieliśmy pod ręką. Że cieszyły nas drobnostki, a brak wypasionego sprzętu, którym moglibyśmy zaimponować rówieśnikom nie oznaczał końca świata. Ta książka to wspomnienia, których nam nie brakuje, a których na pewno pozazdrości nam kolejne pokolenie. Bo co takie dziecko XXI wieku będzie wspominać? Rozmowy na skype czy ciągłe śledzenia nowości na facebooku? My bawiliśmy się w chowanego lub podchody. Mieliśmy metalową obręcz zamiast kosza, do której z zapałem wrzucaliśmy piłkę , a dreszczyk na plecach pojawiał się podczas nocnej eskapady na cmentarz lub wywoływania duchó, anie oglądania horroru na DVD.

Początkowo wydawało mi się, że jest to lektura skierowana do młodzieży. Do znacznie młodszych ode mnie czytelników. Ale teraz wiem, że nie do końca tak jest. To wspaniała lektura i dla małych, i dla dużych. Ja osobiście przeczytałam ją z wielką przyjemnością i żałuję i z przyjemnością widziałabym na półkach w księgarniach jej kontynuację. Czy czegoś mi brakowało? Chyba nie. Choć jakby się tak zastanowić to na końcu tej książki przydałby się mały słowniczek wyjaśniający niektóre wyrazy. Żeby uniknąć licznych pytań naszych dzieciaków, które akurat sięgną po te lekturę. Bo jak już wspomniałam, dla nich to naprawdę zamierzchłe czasy. Gdy pokrótce opowiedziałam mojej Ali o tym jak było, gdy ja byłam mała, moje dziecko zrobiło wielkie oczy i spytało: "Mama, a jak ty byłaś w moim wieku, to już jeździły samochody?". I na tym moje wspominki się skończyły.

Podsumowując - uważam, że ta książka jest naprawdę świetna! Warto po nią sięgnąć. Polecam :)


1 komentarz:

  1. Koniecznie chciałabym przeczytać, fajnie, że piszesz, ze jest taka jak myślałam :)

    OdpowiedzUsuń