AUGUSTA DOCHER
wydawnictwo: Znak literanova
ilość stron: 400
format: 14,5x20,5 cm
rok wydania: 2017
dostępna: TUTAJ
Zazwyczaj nie czytam książek polskich autorów. Może to wstrętne z mojej strony, ale wiele razy próbowałam, dawałam szansę, chwytałam za coś z ciekawości i wiele razy, albo się wynudziłam, albo wkurzałam podczas czytania. Nie wiem czemu tak mam, może to jakiś mój pech, że trafiałam na nie takie książki jakie by czytała z większą ochotą? Oczywiście nie chce uogólniać, bo polski rynek powieściowy ma się naprawdę nieźle i bardzo się rozrasta, a ja czytałam zaledwie kilkanaście z tych książek więc nie chce wrzucać wszystkiego do jednego worka... A ja tak przezornie wolę być ostrożna... Jak widać moje osobiste zasady w nieczytaniu książek polskich autorów nie są zbyt mocno przestrzegane. Już nie raz kusiło mnie, aby jednak chwycić po któryś z takich tytułów, ale ostrożność brała zazwyczaj górę. Aż do teraz ;) Czytałam już kiedyś inną książkę tej autorki. Był to wtedy jej debiut (z tego co pamiętam). Tym bardziej byłam ciekawa czym też tym razem uraczy mnie autorka...
Dominika ma zaledwie 16 lat kiedy przez okropny błąd swojego ojca zostaje bardzo dotkliwie poparzona. Ma poparzenia trzeciego stopnia na całej lewej stronie ciała. Dziewczyna podczas rekonwalescencji w szpitalu przeżywa tak straszne katusze, tak niewyobrażalny ból, że marzy już tylko o śmierci, aby w końcu to wszystko się skończyło. Przecież i tak nie ma dla kogo żyć. Z matką łączą ją bardzo chłodne stosunki, przyjaciele ją olali, chłopak tak samo, a ukochany tata siedzi w więzieniu... Dominika zamyka się w sobie, nienawidzi swojego ciała, nienawidzi swojego pustego życia w ciągłym bólu... Mając 18-lat ma ogromny dom, w którym jest zupełnie sama... Matka się wyniosła, ojciec siedzi w więzieniu, a jej jedyną towarzyszką jest gosposia, która przychodzi co kilka dni... Aż pewnego dnia, po tym jak Dominika "pomyliła się" i zażyła za dużo leków poznaje w szpitalu młodego lekarza. Pisze on książkę, zbiera dane na temat oparzeń, bólu, terapii itp. Dziewczyna zaczyna spotykać się z Tomkiem, są sobie coraz bliżsi, zaczynają być przyjaciółmi (i tyle?). Tomek jest od niej o 11 lat starszy, nawet ona podświadomie czuje, że nic z tego nie może być. W jej głowie kłębi się milion myśli... Tak bardzo brakuje jej kogoś bliskiego, tak bardzo pragnie dotyku innego człowieka jednak ona sama ma siebie za potwora... Jednak na horyzoncie pojawia się młodszy brat Tomka - Marcel. Pewny siebie, przystojny, taki typowo "niegrzeczny"chłopak. Czarna owca w swojej idealnej rodzinie. I to właśnie on postanawia dać Dominice to czego jej brakuje, to właśnie on ma zamiar uleczyć jej zranioną duszę... Czy to w ogóle możliwe, aby taki (na pierwszy rzut oka) płytki chłopak, chciał być z kimś takim jak ona? Aby ją zrozumiał? Aby ją zaakceptował taką jaka jest?
Od razu przejdę do mojego zdania. Ogólnie książka na plus, tematyka pomysłowa, ciekawa, wątki poboczne jakoś się zgrywają w sensowną całość, chociaż niektóre są jakieś takie doczepiane jakby na siłę... Ogólnie jest kilka rzeczy, które raziły mnie podczas czytania. Przede wszystkim najbardziej istotne to to dlaczego Marcel został wykreowany na takiego płytkiego, trochę przygłupiego, mającego wszystko gdzieś chłopaka? Przystojniak, któremu w głowie tylko imprezy, seks i chlanie nagle jak za sprawą czarodziejskiej różdżki odmienia się i zakochuje się po uszy w dziewczynie, którą pewnie do niedawna by wyśmiał? Nie podoba mi się to wcale. Mógł zostać przedstawiony zupełnie inaczej, mógł nadal być tym Marcelem, ale nie takim głupim, nie takim wulgarnym... Jego zachowanie, a przede wszystkim jego teksty i przemyślenia szczególnie mnie irytowały... I tutaj nagle takie połączenie z opiekuńczym, czułym, kochanym chłopakiem, który jest mądrzejszy niż wygląda i niż to po sobie pokazuje... Kolejna sprawa, która średnio mi tutaj pasowała to te przeskoki w tekście. Jeden rozdział to było "Przedtem" kolejny to "Teraz" potem znowu "Przedtem" dalej "Teraz", następnie "Teraz", znowu "Teraz", żeby zaraz znów było "Przedtem". I o ile zrozumiem to, że autorka dzięki temu wytłumaczyła wiele rzeczy, przybliżyła nam kilka spraw i potrzymała nieco w niepewności to tutaj jeszcze było skakanie z narracją. Raz czytaliśmy o przemyśleniach Dominiki, a raz o przemyśleniach Marcela. Wiem, że to teraz takie modne i często stosowane i ja nie mam nic przeciwko, tutaj jednak wydaje mi się to trochę "na siłę"...
Ponarzekałam, ale mimo tych niedociągnięć, albo może po prostu drobnostek, które mi osobiście się nie podobały to i tak jestem mile zaskoczona ponieważ czytało mi się tę książkę dobrze, w miarę szybko, z zainteresowaniem jak się rozwinie akcja. Było kilka momentów, których się nie spodziewałam, co jest zdecydowanie plusem. A z zakończenia wynika, że będzie dalsza część i wiecie co? Po nią też chwycę, tak po prostu z ciekawości :) Nie chciałabym pisać Wam samych "ochów" i "achów" na temat jakieś książki jeśli moim zdaniem wygląda to nieco inaczej. Pomimo tego co pisałam wyżej polecam ponieważ, to że mi osobiście się coś nie podoba nie oznacza, że Wszystkim innym ludziom się nie spodoba. Warto przekonać się samemu :)
Też mam jakiś uraz do polskich autorów i staram się z tym walczyć bo w końcu może powinnam dać im szansę i dotychczas miałam zwyczajnie pecha :) w końcu i angielskie książki nie wszystkie są świetne :)
OdpowiedzUsuń