KATIE MARSH
wydawnictwo: Prószyński i S-ka
ilość stron: 488
format: 12,5x19,5 cm
rok wydania: 2016
dostępna: TUTAJ
Już od dawna kusiła mnie ta książka, ale ciągle odkładałam ją na później i ostatecznie chwytałam po coś innego. Jednak w końcu nadeszła pora, że już dłużej nie mogłam czekać, chciałam dowiedzieć się jak rozwinie się akcja, której kawałeczek miałam okazję poznać podczas czytania opisu. Bardzo mnie on zaciekawił. Wiedziałam, że nie będę zawiedziona. Jak dotąd, ani jedna książka z klubu "Kobiety to czytają!", z którą miałam okazję się zapoznać nie okazała się nudna czy też ciężka do przebrnięcia, wręcz przeciwnie - wszystkie te historie są bardzo ciekawe, bardzo życiowe i oczywiście wciągające :) Ale przecież nie o ogóle miałam pisać, a o tej konkretnej powieści...
Hanna jest nauczycielką z powołania. Uwielbia swój zawód, to uczucie, że robi coś dobrego dla innych ją uskrzydla. A właściwie to uskrzydlało. Niestety od pewnego czasu praca stała się katorgą. Jej kierowniczka wyraźnie się na nią uwzięła, a jej uczniowie zdecydowanie mają w nosie naukę. Na dodatek Hanna ma problemy w domu. Jej mąż jest bardzo dobrym adwokatem, praca pochłonęła go całkowicie, stał się zupełnie innym człowiekiem. Jest wredny, opryskliwy, prawie wcale nie ma go w domu, a kiedy jest to pije. O wszystko obwinia swoją żonę, bardzo źle ją traktuje. To nie jest już ten sam mężczyzna, w którym tak szaleńczo zakochała się Hanna. A przecież są po ślubie ledwo ponad 5 lat! Tak dłużej być nie może. Hanna jest bardzo nieszczęśliwa, musi zmienić swoje życie. Postanawia więc odejść od męża. W dniu, w którym chce go o tym poinformować znajduje go leżącego na podłodze. Tom miał udar, jego lewa strona jest sparaliżowana. Hanna nie może teraz od niego odejść. Pomimo tego jakim potworem się stał, ona jest jego żoną i musi mu pomóc, musi go teraz wspierać. Dlatego pozostaje u boku męża pomimo swojego wcześniejszego postanowienia. Rezygnuje z własnych marzeń, z własnego szczęścia, aby trwać u boku męża i wspierać go kiedy będzie tego potrzebował. Tom jest młodym, bo zaledwie 32-letnim mężczyzną. Jest duża szansa, że wróci do zdrowia jednak przed długi czas będzie potrzebował pomocy przy wszystkim. W chodzeniu, jedzeniu, ubieraniu się, goleniu itp. Jest bardzo sfrustrowany, że we wszystkim musi go wyręczać żona jednak jest jej także dozgonnie wdzięczny. Właśnie teraz, właśnie dzięki udarowi Tom ma wystarczająco dużo czasu, aby zastanowić się nad swoim życiem, nad swoim zachowaniem i nad swoimi uczuciami...
Ten udar okazał się jednocześnie karą jak i uzdrowieniem. Jakkolwiek dziwnie to brzmi w moim odczuciu tak właśnie jest. Dzięki tej chorobie Tom mógł spojrzeć na swoje dotychczasowe życie i zastanowić się gdzie popełnił błąd, mógł przekonać się o tym jak bardzo oddana jest mu jego żona, jak bardzo ją kocha i za nic w świecie nie chciałby jej stracić. Prawdopodobnie gdyby nie udar nasz główny bohater wcale nie zmieniłby swojego zachowania, a co za tym idzie straciłby miłość swojego życia czyli Hannę. Także pomimo całej swojej straszliwości udar okazał się dla Toma punktem zwrotnym w jego życiu... A Hanna? Moim zdaniem to naprawdę wielkoduszna osoba. To dla swojego męża zrezygnowała z życiowych planów, to dla niego zaszyła się w nieciekawej londyńskiej szkole, to dlatego, aby on mógł piąć się po szczeblach kariery ona znosiła ten cały burdel w pracy. On okazał się kompletnym dupkiem, który nie potrafił tego docenić, a pomimo tego Hanna ruszyła mu na pomoc w potrzebie po raz kolejny rezygnując ze swoich postanowień i planów tak naprawdę nie oczekując niczego w zamian. Nawet w najśmielszych snach nie marzyła, o tym, że jej mąż może się zmienić...
Przyznam, że czytałam tę książkę z ogromnym zainteresowaniem. Pomimo tego, że nie jest to romans (który tak bardzo uwielbiam), pomimo tego, że akcja toczy się tutaj powoli i spokojnie, czytało mi się ją naprawdę bardzo dobrze. Okazała się ona bardzo wciągającą lekturą, która uświadamia nam zarówno to jak kruche jest życie i zdrowie, ale także to że nie zawsze trzeba coś całkowicie przekreślać i rezygnować z tego ponieważ przy odrobinie wysiłku można to odzyskać. Wystarczy trochę wspólnych starań, trochę szczerych rozmów, mnóstwo spokoju i cierpliwości i trochę czasu, który leczy rany. Myślę, że warto podjąć taką próbę odbudowy związku jeśli tylko istnieje chociaż iskierka nadziei, że da się to zrobić... Kiedyś przeczytałam bardzo mądre słowa pewnego staruszka, który spytany o to jak przetrwał 50 lat w małżeństwie z jedną kobietą odpowiedział, że za jego czasów kiedy coś się zepsuło to się to naprawiało, a nie od razu wyrzucało do śmieci i kupowało nowe jak to teraz najczęściej wygląda. Ot i całe podsumowanie. Warto naprawiać - swoje życie, swoje zdrowie, swój związek, swoje zachowanie... "Wszystko, co mam" to książka ciekawa, mądra i dająca człowiekowi do myślenia. Polecam!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz