RAFAŁ WITEK
wydawnictwo: Literatura
ilość stron: 80
format: 10x10 cm
rok wydania: 2016
dostępna: TUTAJ
Kolejna część z serii Wojny dorosłych - historie dzieci i kolejna recenzja na naszym blogu. Wierzcie mi, że odkąd poznałam te lektury, nie potrafię przejść obok nich obojętnie. Są naprawdę piękne i ciekawe. Zresztą nie ja jedna tak je polubiłam Moja starsza córka także czyta każdą z nich. Gdy tylko zobaczy, że mamy w domu następny tytuł, nie może się doczekać kiedy po niego chwyci. A to chyba najlepsza reklama książki jaka może być. Bo to w końcu opowiadania te skierowane są do dzieciaków w wieku mojej córki. A jej reakcja to najlepszy dowód na to, że ich powstanie to świetny pomysł.
W tej oto książce poznamy dziewczynkę o imieniu Andżelika. Ta urocza panna wraz z mamą od pewnego czasu mieszka we Włoszech. Rodzice naszej bohaterki marzą o kupnie małego domku z ogródkiem. Niestety jak wiemy, taki zakup to spora inwestycja. Trzeba najpierw uzbierać dużą ilość pieniędzy, by udało się spełnić takie marzenie. Tata Andżeliki podjął się zatem pracy jako kierowca Tira. Teraz stale jest w trasie podróżując po calutkim świecie. Jej mama natomiast skorzystała z propozycji koleżanki by zatrudnić się w hotelu jako sprzątaczka. Jednak praca ta nie była dostępna w naszym mieście, lecz właśnie we Włoszech. Początkowo plan był taki, że Andżelika zostanie w kraju z ciocią, ale dziewczynka absolutnie się na to nie zgodziła. I tak obie wylądowały poza granicami.
Ale nie Andżelika jest w tej historii najważniejsza, choć z pewnością odrywa tu bardzo ważną rolę. Czytając bowiem to opowiadanie poznamy kogoś jeszcze. Jest nim kilkuletni chłopiec o ciemnej skórze i bardzo kręconych czarnych włoskach. Na imię mu Tandżin i pochodzi on z Afryki. Ta dwójka dzieciaczków spotyka się w bardzo nietypowych okolicznościach. Po prostu pewnego dnia Andżelika wracając ze sklepu postanowiła usiąść chwilkę i popatrzeć na morze. I gdy tak siedziała, zauważyła w wodzie chłopca. Była nawet dość zdziwiona, że o tak później porze, ktoś zdecydował się na kąpiel. Poza tym to było dziecko, a w okół nie było nikogo dorosłego. Postanowiła pomóc chłopcu wydostać się z wody. A gdy ten zmęczony i zziębnięty wreszcie stanął na własnych nogach czym prędzej czmychnął porywając zakupy Andżeliki. Mały złodziejaszek? Naciągacz? Oszust? No jak myślicie?
Nie będę Wam opowiadać dalej tej historii, choć niestety zdradzę Wam jeszcze kilka szczegółów na temat tej książki. Bowiem opowiadanie snute prze Rafała Witka to nie jakiś drobny kryminał o małym złodziejaszku lecz dzieje chłopca, któremu los spłatał niezłego figla. Tandżin wychował się w Afryce. Stamtąd pochodzili jego rodzice i cała rodzina. Kochał to miejsce, gliniany dom, który budowali wspólnie ze wszystkimi mieszkańcami wioski i ogromną palmę rzucającą przyjemny cień w upalne dni. Niestety chłopiec ten musiał opuścić swój kraj. Liczne wojny, ciągłe niebezpieczeństwo i strach o własne życie sprawiły, że Tandżin wraz z rodzicami musiał opuścić rodzinne strony. Musiał uciekać przed złymi ludźmi. A droga tej ucieczki niestety nie należała ani do przyjemnych ani do bezpiecznych wędrówek...
Gdy chwytałam za tą książkę czułam, że historia opowiedziana przez Rafała Witka będzie z pewnością niezwykle piękna. Jak dotąd wszystkie lektury z tej serii mnie nie zawiodły. Wręcz przeciwnie, wiele razy byłam zaskoczona, że tak trudne i ważne tematy można przedstawić w tak delikatny sposób. Tutaj oczywiście jest podobnie. Autor opisał nam tu szczerze i bez owijania w bawełnę życie afrykańskich uchodźców. Ludzi, którzy podejmują ogromne ryzyko sprzedając calutki swój dobytek, wsiadając do niewielkich, wypełnionych po brzegi łodzi i płynąc przez całe Morze Śródziemne w nadziei, że uda im się dotrzeć do Europy. Jak bardzo trzeba być zdesperowanym by tak się narażać? By ryzykować zdrowie i życie swoich najbliższych nie mając pewności, czy decyzja ta nie będzie ostatnią w ich życiu? Wierzcie mi, że naprawdę nawet nie potrafię sobie wyobrazić sytuacji, która skłoniłaby mnie do podjęcia takiego ryzyka. Nie wyobrażam sobie w jakim strachu ci ludzie musieli żyć, skoro ewentualna śmierć na morzu wydała im się lepsza niż życie w miejscu, które znali od zawsze...
"Chłopiec z Lampedusy" to historia, która na zawsze pozostanie w mojej pamięci. Ale powiem Wam, że chyba po raz pierwszy odkąd zainteresowałam się tą serią lektur, ta tutaj nie opisuje prawdziwej historii lecz jest fikcją literacką autora. Rafał Witek wymyślił tą przygodę, choć ogólny zarys całej książki opiera się na prawdziwych wydarzeniach. Wiemy przecież, że tacy ludzie naprawdę istnieją. Że wielu afrykańskich uchodźców dociera do wybrzeży Włoch prosząc o pomoc. Jednak autor tego opowiadania nie opisuje nam tu konkretnego przypadku. Nie przedstawia prawdziwej postaci, tylko tworzy własną historię, by pokazać naszym dzieciaczkom jak to mniej więcej wygląda. Z jednej strony trzeba przyznać, że książka ta napisana jest naprawdę pięknie. Sama płakałam jak bóbr na samym końcu. Z drugiej jednak trochę żałuję, że nie jest to prawdziwa, zaczerpnięta z życia historia. Świadomość tego trochę mi przeszkadza. Podobała mi się ta seria właśnie dlatego, że była tak bardzo prawdziwa. Że postacie w niej to prawdziwi ludzie z krwi i kości, którym możemy współczuć, identyfikować się z nimi, cieszyć się ich sukcesami itp. Tutaj tego trochę mi brakuje...
Mimo wszystko książka ta jest naprawdę piękna. Czytałam ją z zapartym tchem i cieszę się, że mam ją w naszej kolekcji. I wiecie co? Wciąż czekam na kolejne tytuły z tej serii. Jest rewelacyjna :P
Gdy chwytałam za tą książkę czułam, że historia opowiedziana przez Rafała Witka będzie z pewnością niezwykle piękna. Jak dotąd wszystkie lektury z tej serii mnie nie zawiodły. Wręcz przeciwnie, wiele razy byłam zaskoczona, że tak trudne i ważne tematy można przedstawić w tak delikatny sposób. Tutaj oczywiście jest podobnie. Autor opisał nam tu szczerze i bez owijania w bawełnę życie afrykańskich uchodźców. Ludzi, którzy podejmują ogromne ryzyko sprzedając calutki swój dobytek, wsiadając do niewielkich, wypełnionych po brzegi łodzi i płynąc przez całe Morze Śródziemne w nadziei, że uda im się dotrzeć do Europy. Jak bardzo trzeba być zdesperowanym by tak się narażać? By ryzykować zdrowie i życie swoich najbliższych nie mając pewności, czy decyzja ta nie będzie ostatnią w ich życiu? Wierzcie mi, że naprawdę nawet nie potrafię sobie wyobrazić sytuacji, która skłoniłaby mnie do podjęcia takiego ryzyka. Nie wyobrażam sobie w jakim strachu ci ludzie musieli żyć, skoro ewentualna śmierć na morzu wydała im się lepsza niż życie w miejscu, które znali od zawsze...
"Chłopiec z Lampedusy" to historia, która na zawsze pozostanie w mojej pamięci. Ale powiem Wam, że chyba po raz pierwszy odkąd zainteresowałam się tą serią lektur, ta tutaj nie opisuje prawdziwej historii lecz jest fikcją literacką autora. Rafał Witek wymyślił tą przygodę, choć ogólny zarys całej książki opiera się na prawdziwych wydarzeniach. Wiemy przecież, że tacy ludzie naprawdę istnieją. Że wielu afrykańskich uchodźców dociera do wybrzeży Włoch prosząc o pomoc. Jednak autor tego opowiadania nie opisuje nam tu konkretnego przypadku. Nie przedstawia prawdziwej postaci, tylko tworzy własną historię, by pokazać naszym dzieciaczkom jak to mniej więcej wygląda. Z jednej strony trzeba przyznać, że książka ta napisana jest naprawdę pięknie. Sama płakałam jak bóbr na samym końcu. Z drugiej jednak trochę żałuję, że nie jest to prawdziwa, zaczerpnięta z życia historia. Świadomość tego trochę mi przeszkadza. Podobała mi się ta seria właśnie dlatego, że była tak bardzo prawdziwa. Że postacie w niej to prawdziwi ludzie z krwi i kości, którym możemy współczuć, identyfikować się z nimi, cieszyć się ich sukcesami itp. Tutaj tego trochę mi brakuje...
Mimo wszystko książka ta jest naprawdę piękna. Czytałam ją z zapartym tchem i cieszę się, że mam ją w naszej kolekcji. I wiecie co? Wciąż czekam na kolejne tytuły z tej serii. Jest rewelacyjna :P
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz