9 września 2016

Bransoletka pełna wspomnień


VIOLA SHIPMAN

wydawnictwo: Prószyński i S-ka
ilość stron: 456
format: 12,5x19,5 cm
rok wydania: 2016
cena: 35 zł

Jestem bardzo sentymentalną osobą. Nie wiem po kim to mam, bo moi rodzice zazwyczaj zawsze mocno stąpali po ziemi. Za to ja wciąż bujam w obłokach, często wspominam dawne czasy i szybko się wzruszam. To ja z zapartym tchem słuchałam opowiadań mojej babci o jej dzieciństwie i dorastaniu. ja wygrzebywałam ze starych szpargałów zakurzone albumy ze zdjęciami i traktowałam je jak najcenniejszy skarb. Sama zresztą mam w domu całe pudło z różnego rodzaju pamiątkami, których nie oddałabym za żadne skarby. Moja mama stale się z tego śmieje. Nie może uwierzyć, że dla mnie pamiątką może być nawet zwykły skrawek papieru czy gliniany wazonik. Ale dla mnie wszystkie te rzeczy mają historię. Z każdą z nich wiąże się jakieś wspomnienie. Dlatego tak trudno mi się z nimi rozstać. Oczywiście nie robię z naszego mieszkania magazynu i bardzo surowo selekcjonuje te pamiątki, ale wierzcie mi, że czasem trudno mi się z czymś rozstać, choć dla innych przedmiot ten nie ma żadnej wartości.

Dlatego też zainteresowała mnie książka, którą mam przyjemność Wam dziś polecić. Jest to bowiem historia o kobiecie, która wszystkie swoje pamiątki i wspomnienia nosiła na ręku. Wiem, dziwnie to brzmi, ale tak właśnie było. Najpiękniejsze chwile w życiu Lolly za każdym razem więzły się z jakąś zawieszką na jej bransoletce. To właśnie te drobiazgi otrzymywała w prezencie urodzinowym od ukochanej mamy, to taką zawieszkę otrzymała od przyszłego męża. Ba, nawet obcy ludzie w trudnych dla niej momentach podnosili ją na duchu właśnie w taki sposób. Wręczając jej nie duży wisiorek. Lotta wszystkie te ozdoby nosiła przywieszone na niewielkim łańcuszku wokół nadgarstka. Jej bransoletka dzwoniła przy każdym ruchu jej ręki i stale przypominała jej wszystkie ważne momenty w jej życiu. Gdy poznajemy Lolly jest ona już babcią. Jej córka mieszka daleko i bardzo rzadko ją odwiedza. Lolly ma także wnuczkę Lauren, z którą świetnie się dogaduje. Niestety dziewczyna studiuje i także nie znajduje ostatnio czasu dla babci. Jednak pewnego dnia wszystko się zmienia. Przyjaciółka Lolly martwi się o nią i postanawia podzielić się swoimi troskami z jej bliskimi. Wtedy dopiero dociera do Arden jak bardzo zaniedbywała ostatnio swoją mamę i jak wiele lat upłynęło od ich ostatniego spotkania. I choć decyzja o  powrocie do niewielkiego, sennego miasteczka nie jest dla niej łatwa, postanawia jednak podjąć to wyzwanie. Arden nie potrafi żyć bez swojej pracy. Od lat ma kłopoty finansowe i żeby sprostać wszystkim wyzwaniom trzyma się jej kurczowo. Tym jednak razem postanawia wziąć pierwszy od wielu lat urlop i wraz z córką spędzić trochę czasu w niewielkim domku nad jeziorem. To własnie tam się wychowywała i dorastała. Czas zatem wrócić na stare śmieci. I tak Arden i Lauren trafiają do domu Lotty. To tu właśnie zaczyna się ich wspólna historia. Tu zaczynają odzywać się stare wspomnienia, znów nawiązuje się między nimi więź i wyjaśniają wszystkie nieporozumienia. Ale o szczegółach przeczytacie już same, ja nie pisnę już ani słówka.

Gdy sięgałam po tę książkę liczyłam na ciepłą i wzruszającą historię. I nie pomyliłam się ani odrobinkę. Opowiada ona o rodzinnych więzach i  o tym jak ważne jest to skąd pochodzimy i gdzie sięgają nasze korzenie. Wiem, że dzisiejszy świat jest zabiegany i chaotyczny. Wiem, że często umykają nam to co najważniejsze próbując dorównać innym w tym wyścigu szczurów. Ale ważne jest, by czasem przystanąć i zastanowić się dokąd to wszystko prowadzi. Jak powinniśmy postępować, czy przypadkiem podczas tej gonitwy nie zatraciliśmy swojego własnego ja i nie zapomnieliśmy o tym co w życiu najważniejsze. O rodzinie, marzeniach i szczęściu. O tym, że nie pieniądz, ani posiadanie tego czy owego jest naszym celem. Lecz to, czy czujemy się szczęśliwi i spełnieni. Że choć niekiedy trzeba podjąć ryzyko warto być w pełni sobą. Tak naprawdę wszystko zależy od nas. Od tego jaką podejmiemy decyzję i czy starczy nam odwagi by dążyć do celu. Często jednak o tym zapominamy. Zadowalamy się półśrodkami oszukując siebie samych, że inaczej się nie da. Ale czy próbowaliśmy?

Ta książka to zbiór cudownych i bardzo mądrych cytatów o życiu, szczęściu i miłości. Gdybym chciała je Wam tu wymienić musiałabym chyba przepisać pół książki. Bowiem zarówno Lotta jak i inni bohaterowie tej powieści dzielą się z w niej z nami swoją życiową mądrością. Otwierają nam oczy na to, czego tak naprawdę w wielu przypadkach nie chcemy dostrzec. Nie myślcie jednak, że ta lektura to zlepek recept na lepsze jutro lub moralizatorskich pouczeń. Nic z tych rzeczy. Podczas czytania wcale nie odczuwamy jakiegoś dyskomfortu z powody tych wszystkich złotych myśli. Autorka tak zgrabnie wkomponowała je w treść książki, że tak naprawdę trudno je z niej wyłuskać. A jednak po przeczytaniu całości wszystkie te wskazówki i dobre rady zostają nam w głowach i dają do myślenia. U mnie przynajmniej tak było. I nie narzekam z tego powodu.

Ta powieść podoba mi się nie tylko dzięki temu, że znalazłam w niej wiele trafnych spostrzeżeń i rad. Podoba mi się przede wszystkim dlatego, że jest to przepiękna historia trzech pokoleń kobiet, które choć swego czasu troszkę się pogubiły - znalazły wspólny język i tę bliskość, której im od lat brakowało. To cudowna opowieść o miłości i oddaniu. O trudnych decyzjach, marzeniach i planach. Historia opowiedziana przez Violę Shipman przenosi nas do sennego miasteczka nad jeziorem i pozwala zapomnieć o tym co tu i teraz. Czytając ją czułam się odprężona i naprawdę mogłabym spędzić przy niej jeszcze wiele wiele godzin. Podoba mi się styl pisania autorki, podobają mi się wszystkie liczne i naprawdę bardzo piękne opisy. Podoba mi się kreacja bohaterów i to ciepło, które przez cały czas bije od tej książki. Ja też mam córkę, nawet dwie. I najukochańszą mamę na świecie. Łączy nas wszystkie coś wyjątkowego, czego nigdy nie zamieniłabym na nic innego. Dlatego też ta powieść jest mi tak bliska. Szkoda, że nigdy nie wpadłam na pomysł gromadzenia takich zawieszek. Ileż wspomnień mogłabym na nich zawrzeć. Niestety nawet nie wiem, gdzie mogłabym się w nie zaopatrywać. Ale trudno. Najważniejsze jest jednak to, że te wspomnienia mamy i co dzień je pielęgnujemy. Zawieszka na bransoletce to tylko symbol. podobnie jak szereg drobiazgów w moim pamiątkowym pudełku. Ale one nie zastąpią tego co tkwi w naszych głowach. I co warto przekazywać kolejnym pokoleniom. By nie zapomnieć... Polecam :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz