4 czerwca 2016

Fit Słodkości. Naturalnie słodkie i zdrowe


KINGA PARUZEL

wydawnictwo: Burda Książki
ilość stron: 240
format: 20,5x27cm
rok wydania: 2016
cena: 49,90 zł

Recenzowałam już całkiem sporo publikacji z oferty Burda Książki, ale jak dotąd nie było mi dane zapoznać się z żadną książką kucharską z ich kolekcji. Zazwyczaj skupiałam się na literaturze podróżniczej, którą po prostu uwielbiam i ewentualnie ciekawych pozycjach dla dzieciaczków. Tym jednak razem postanowiłam zrobić wyjątek. I powiem Wam szczerze, że to tytuł tej książki mnie do tego skłonił. No cóż, nie będę ukrywać, że mam słabość do słodkości. Podczas różnych świąt i uroczystości rodzinnych dania główne mogłyby dla mnie nie istnieć. Nie kręcą mnie wszystkie te nawet najbardziej wymyślne dania mięsne czy niezwykle kolorowe i apetyczne surówki. Dla mnie największą pokusą są zawsze desery. No cóż, nie mogę się nim po prostu oprzeć co potem odbija się na mojej figurze... Straszne to jest, wiem. Ale może jednak jest dla mnie jakieś światełko w tunelu? Jakiś ratunek, dzięki któremu nie będzie mnie trzeba wkrótce turlać? ;) Zobaczymy!

Tytuł tej publikacji to nic innego jak obietnica lepszego życia dla osób z takim problemem jak mój. Dla tych, którzy nie potrafią zrezygnować z różnego rodzaju łakoci, a potem odbija się to na ich wyglądzie. I choć my również chciałybyśmy mieć figurę modelki, te wszystkie słodkie przysmaki przyciągają nas jak magnes. Gdyby więc można było zajadać się takimi rarytasami i nie tyć? Raj na ziemi. Niektórzy pewnie teraz powiedzą: "nie w tym życiu!". Ale powiem Wam szczerze, że ja czytając tytuł tej lektury pomyślałam sobie, że może jednak coś w tym jest? Może jednak ktoś znalazł sposób na to, by słodkości nie tuczyły aż tak bardzo, za to zaspokajały ten nasz głód? Palacze mają swoje plastry i gumy. A my, biedne robaczki? Nikt nie pomyślał o nas? 

Oj, powiem Wam, że miałam ja dylemat, czy sięgać po tą lekturę czy nie. Bałam się, że to tylko taki podchwytliwy tytuł, a tak naprawdę wewnątrz znajdę mnóstwo niesamowicie smakowitych przepisów, których kaloryczność wciąż pozostawia wiele do życzenia. Po co zatem katować się kolejną cudowną, słodką lekturą, która zbierać będzie na mojej półce jedynie kurz? Ale cóż. Stwierdziłam, że jak nie sprawdzę, to się nie dowiem. I pewnie długo będę żałować. Miałam już kiedyś okazję poznać książkę kucharską pewnej przemiłej blogerki i nie żałuje. Wręcz przeciwnie, nie wyobrażam sobie bez niej życia (bez książki, nie bez blogerki). Dlaczego zatem teraz miałoby być inaczej? Musiałam to sprawdzić. I tak właśnie Fit Słodkości trafiły w moje ręce. Książka, w której pokładałam wiele nadziei. Czy warto było? Już Wam piszę.

Kinga Paruzel jest blogerką. Jedna jej kariera nie była tak prosta jak by nam się wydawało. Na początku miała ona zupełnie inne wyobrażenie swojej przyszłości. Podobnie jak my wszyscy kluczyła, szukała swojej drogi, pomysłu na siebie. Dopiero po pewnym czasie znalazła to co kocha. Zdecydowała, że właśnie gotowanie jest jej powołaniem i częścią jej własnego ja. A skąd w jej jadłospisie Fit Słodkości? Ano właśnie z tego samego powodu, dla którego ja sama zdecydowałam się sięgnąć po tą książkę. Kinga zaobserwowała, że w jej kuchni nigdy nie brakuje potraw o słodkim smaku. Zauważyła także, że sięganie po tego typu smakołyki nie jest jedynie jej własnym zwyczajem, lecz większość osób, które ją otaczają. A wiadomo jak to jest. Są słodycze - są niechciane kalorie, które tak bardzo ciężko potem zrzucić. Może więc warto im zaradzić zanim się pojawią? I tak powstał pomysł na tworzenie nie tuczących łakoci. Zaczęło się od jednego przepisu, a skończyło na blogu pełnym takich smakołyków. I na książce, którą właśnie dziś chciałabym Wam polecić. Tym bardziej, że znajdziecie w niej zupełnie inne smakołyki niż na stronie jej autorki. 

Zaglądając do tej książki moją uwagę przyciągnął poradnik umieszczony na samym początku. Jest w nim cała masa praktycznych porad, które z pewnością nam się przydadzą podczas pichcenia. Dowiemy się z niego wszystkiego na temat mąki każdego rodzaju. Przeczytamy o ich zastosowaniu i wartościach dla ludzkiego organizmu. Nauczymy się jej używać i zamieniać. Przyznam Wam się szczerze, że o wielu z nich nie miałam nawet pojęcia! A teraz nie tylko je znam, ale także wiem do czego może mi się przydać. Fajna sprawa, nie da się ukryć. Nie jestem może jakimś miłośnikiem kuchni, a przyrządzanie dań zazwyczaj sprowadzam do niezbędnego minimum, ale ten dział naprawdę mnie zainteresował. 

No tak, ale w tym poradniku nie będziemy czytać tylko o mące. Są tu informacje na temat środków spulchniających i ich zamiennikach. Znajdziemy tu także cała masę wiadomości o cukrze i jego zamiennikach, a także sposobach zastąpienia w przepisie jajek, tłuszczy nabiału itp. Bardzo fajnym działem jest także ten zatytułowany "Superfood". Jest tu szereg informacji o produktach na bazie roślin, czyli wszelkiego rodzaju ziaren i owoców. Oj, tak naprawdę mogłabym tak wymieniać i wymieniać. Bo ta książka to nic innego jak kompendium wiedzy na ten temat. Ja jestem zachwycona. Wiem, ze już sporo pisałam o tym poradniku, ale jeszcze tylko jedno słówko, które według mnie jest bardzo ważne i ciekawe. Bardzo fajne jest tu na przykład to, że poza informacjami co jest zamiennikiem danego produktu, autorka umieściła również wskazówki jak to zrobić. Na przykład przy cukrze dowiadujemy się, że zamiast niego możemy na przykład użyć syropu klonowego. Jeśli w przepisie jest informacja, że potrzebujesz szklanki cukru, to tego płynnego zamiennika musisz wziąć 3/4 szklanki jednocześnie zmniejszając ilość składników płynnych podanych w przepisie o 3 łyżki. Super prawda? Dzięki tej wiedzy możemy stosować te zamienniki zawsze i wszędzie, nie koniecznie tylko w przepisach podanych w tej książce. 

Ok, przejdźmy zatem do samych potraw, które proponuje nam Kinga Paruzel. Jest ich tu aż 100, a poszczególne smakołyki podzielone zostały na cztery działy. W pierwszym z nich znajdziemy batony, muffinki i ciastka. W drugom ciasta, chlebki i torty. W trzecim desery, lody i słodkie śniadania. A w ostatnim kremy, musy i inne dodatki. Każdy z tych rozdziałów to kilkadziesiąt prostych przepisów na słodkie przysmaki. Nie, nie czytałam ich wszystkich po kolei, ale naprawdę bardzo dokładnie zapoznałam się z tą książką i wszystkie na które się natknęłam wydawały się naprawdę łatwe do wykonania. 

Większy dylemat miałam z produktami, które autorka poleca do wykorzystania. Byłam przekonana, że są one bardzo trudne do zdobycia i pewnie zdecydowaną większość tych pyszności nie uda mi się zrobić. Ale powiem Wam szczerze, że chyba wcale nie jest tak źle. Okazuje się, że wystarczy tylko dobrze się rozejrzeć. Nie miałam nawet pojęcia o tym, że sklepie niedaleko mnie mogę bez kłopotu kupić nasiona konopi, suszoną żurawinę czy olej kokosowy. Nigdy nie widziałam takich produktów z tej prostej przyczyny - że nigdy ich nie potrzebowałam. Teraz z czystej ciekawości biegałam po sklepach zerkając to na lewo to na prawo, by zorientować się czy takie rarytasy mogę mieć od ręki. I z tego co się orientuje - nie będę miała z nimi większego kłopotu. Co prawda nie sprawdzałam wszystkich tych składników. Jeszcze nigdzie nie namierzyłam na przykład białka w proszku czy czekoladowej odzywki białkowej. Ale mam już pewna orientacje i jestem przekonana, że przy odrobinie chęci, zdobędę wszystko czego zapragnę ;) Przynajmniej mam taką nadzieję ;)

A jak to jest z samymi przepisami? No cóż, według mnie wcale nie są one trudne. Albo inaczej. Z pewnością nie są one trudniejsze od tych, z którymi miałyśmy do tej pory do czynienia. Nawet powiedziałabym, że wiele z nich jest znacznie łatwiejszych. Bo gdy przypomnę sobie te wszystkie ciasta, które należy podpiekać kilka razy, przekładać kremami itp. to aż włos jeży mi się na głowie. Tutaj z cała pewnością przyda nam się jakiś młynek do mielenia, czasem będziemy musieli skorzystać ze stolnicy, by zagnieść ciasto. Ale ogólnie te potrawy nie są bardzo skomplikowane. Ja przynajmniej nie trafiłam na żaden bardzo trudny do wykonania przepis. Więc myślę, że nie będzie tak źle.

Pisałam dziś wiele o treści tej publikacji, a nic na temat jej wydania, więc jeszcze na zakończenie kilka słów na ten temat. Przede wszystkim ta książka jest dość spora. Na niewielkiej przestrzeni na pewno nie jest ona zbyt poręczna, ale treść z pewnością rekompensuje nam ten minusik. Przepisy sa fajnie pokazane, dokładnie wyjaśnione. Z ich zrozumieniem na pewno nie będzie żadnego kłopotu. Podoba mi się również to, że na samej górze, tuż pod nazwą smakołyku widnieje cała masa przeróżnych ikonek, które od razu mówią nam czego możemy się po danej potrawie spodziewać. Jest tu bowiem informacja czy produkt zawiera gluten, laktozę, jajka, niezdrowe tłuszcze, cukier rafinowany czy orzechy. Dowiemy się także czy jest to przepis dla wegan, czy nie. Nie zabraknie nam tu również wiadomości dotyczących czasu przygotowania potrawy oraz ilość porcji z podanych poniżej składników. Tak więc wygląda na to, że jest tu wszystko, czego potrzebujemy :)

Jeśli miałabym się do czegoś przyczepić, to to, że ta książka kucharska jest strasznie ciemna. Zdecydowanie przeważają w niej brązy i szarości, co nie kojarzy mi się zbyt apetycznie. Książka z łakociami kojarzy mi się z jasnymi barwami. Słodycz to raczej pastele. Tak przynajmniej ja to odbieram. Tutaj natomiast jest ciemno i dość smutno. I zdecydowanie mało cukierkowo. Ale gdy przyjrzymy się lepiej wszystkim przepisom dostrzeżemy, że ilustracje obrazujące nam te wszystkie pyszności wyglądają bardzo smakowicie. Mmm... No po prostu palce lizać. Więc może te brązy wcale nie są takie straszne?? 

Podsumowując - ta książka naprawdę bardzo mi się podoba i jestem pewna, że nie raz mi się przyda. Straszny ze mnie słodziuch i na pewno nie wytrzymam długo. Z pewnością wkrótce wypróbuję pierwsze przepisy z tej lektury. Wam także polecam. Pychotka! 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz