22 listopada 2015

Longin. Tu byłem.


MARCIN PROKOP

wydawnictwo: Znak
ilość stron: 120
format: 14,5x20,5 cm
rok wydania: 2014
cena: 29,90 zł 22,43 zł

Pamiętacie Longina? Mniej więcej rok temu polecałam Wam książkę z tym sympatycznym dryblasem w roli głównej. Jestem pewna, że książka ta utkwiła Wam w pamięci nie tylko dlatego, że bardzo mi się podobała i zachęcałam Was do lektury. Ale także dlatego, że jej autorem jest słynny prezenter telewizyjny Marcin Prokop. Jak widać coraz więcej celebrytów zabiera się za pisanie książek. I przyznam szczerze, że nie mam nic przeciwko temu, jeśli to co ów sławy tworzą jest dobre. Wtedy nie ma to dla mnie znaczenia, czy znam autora danej książki czy nie. Czytam i już. A ponieważ pierwsza część przygód Longina bardzo mi się spodobała, z przyjemnością sięgnęłam po kolejną. Czy żałuję? Zaraz się tego dowiecie!

Longin jak wiecie to postać bardzo zabawna. Znamy Marcina Prokopa z telewizji i wiemy, że to prawdziwy żartowniś. Uśmiech chyba nigdy nie schodzi mu z ust, a ciekawe, dowcipne riposty sypie jak z rękawa. I tak chyba było, jest i będzie. Już podczas czytania pierwszej części przygód słynnego Longina zorientowałam się, że jego wesołe usposobienie miał od zawsze. Jeśli nie znacie definicji urodzonego optymisty wystarczy spojrzeć na tego sławnego przystojniaka i na pewno wszystko stanie się jasne. Bowiem Prokop to zdecydowanie taka osoba. W każdej sytuacji nie opuszcza go poczucie humoru. A gdy coś nie układa się po jego myśli i tak potrafi znaleźć jakąś zaletę zaistniałej sytuacji. Tak wiem, to może być fikcja literacka. Bardzo możliwe, że wszystkie te historie są odpowiednio podkoloryzowane i opisane z wrodzonym poczuciem humoru autora. Ale nawet jeśli tak jest, to wcale mi to nie przeszkadza. Tak optymistyczne książki to ja mogę czytać codziennie i nigdy mi się one nie nudzą. Więc poproszę o więcej ;)

A o czym przeczytamy tym razem sięgając po Longina? W poprzedniej części poznaliśmy życie codzienne młodzieńca dorastającego w czasach PRL-u. Teraz dowiemy się jak wyglądały wakacje takiego nastolatka. A jak wiemy to były zupełnie inne czasy niż obecnie. Tylko wybrańcy mieli okazję wyjechać poza granice kraju. Bowiem paszporty obywateli były wydawane tylko w wyjątkowych sytuacjach. Mimo to, dzieciaki nie mogły narzekać na nudę. Były przecież obozy i kolonie. A także prawie każdego stać było na wczasy rodzinne. Nie to co teraz... Hm... I pomyśleć, że ten PRL jest tak powszechnie krytykowany... ;)

Longina wakacje obfitowały w wiele atrakcji. Najpierw dzięki zaradności taty, chłopiec z całą rodzinką udał się do wujka do Paryża! Taka wycieczka to dopiero przygoda! Długa, a nawet baaardzo długa podróż samochodem, przejście graniczne, a potem zupełnie inny świat. Taki, którego ten młody człowiek nie miał okazji poznać. Jego namiastkę Polacy mieli w sieci sklepów Pewex, ale to przecież nie to samo prawda? Kolorowe wystawy sklepowe, słodkości o jakich człowiekowi nawet się nie marzyło, ogromne wesołe miasteczka, sklepy z pełnym asortymentem! Raj na ziemi, dosłownie! Nic dziwnego, że chłopcu tak bardzo się to podobało. Ale na Paryżu wakacje Longina się nie skończyły. Kolejnym wyjazdem była wyprawa z babcią i wujkiem na Mazury. Zupełnie inne otoczenie, inny klimat i przede wszystkim inne warunki. Czy  gorsze? No cóż, zależy czego oczekujemy od wakacji ;)

Ostatnio miejscem w którym będziemy towarzyszyli naszemu bohaterowi podczas tych wakacyjnych przygód jest obóz nad morzem. Kolejne niesamowite i zupełnie inne miejsce niż dwa pozostałe. Tutaj Longin wraz z przyjaciółmi spędził dwa fantastyczne tygodnie pełne wrażeń. Tu dowiaduje się jak smakuje papieros i po raz pierwszy się zakochuje. I choć nie zawsze podczas tego wyjazdu jest różowo, to ten czas na pewno utkwił mu głęboko w pamięci i nigdy go nie zapomni. Zresztą, wcale się nie dziwię. Momentami nawet mu zazdrościłam takich przygód!

W czasach PRL-u życie wyglądało zupełnie inaczej. Dzieciaki nie miały smartfonów i tabletów. Nie przesiadywały godzinami przy komputerze i nie oglądały przez 24 godziny na dobę telewizji. Ale to wcale nie oznacza, że było gorzej.  Pokusiłabym się nawet o stwierdzenie, że to był cudowny czas. Dzieciaki miały dla siebie czas, miały wspólne zainteresowania i pragnienia. Nie było tak ogromnych różnic pomiędzy tymi najbogatszymi i najbiedniejszymi. Wszyscy jakoś potrafili fajnie się dogadać. I powiem Wam szczerze, że tęsknie za tymi czasami. Za tym spokojem i beztroską. Dlatego też chyba tak bardzo mi się ta książka podoba. Dzięki niej mogłam powspominać, wrócić myślami do tych nietypowych, ale naprawdę bardzo fajnych czasów.

Ta książka jest oczywiście bardzo ładnie wydana. Jak widzicie w tekście gdzieniegdzie znajdziemy takie oto ciekawe ilustracje. Okładka jest twarda, a papier jak papier. Przy opowiadaniu nie mam tu jakiś specjalnych wymagań. Ale najważniejszy jest tu sposób opisania tych wesołych przygód. I tu muszę stwierdzić, że jestem bardzo zadowolona. Marcin Prokop nie żałował nam tu żadnych wesołych fragmentów, czy niesamowitych wydarzeń. Wszystkie swoje przygody opisywał w prosty i  bardzo fajny sposób. Nie ukrywam, że świetnie oddał tu klimat tamtych dni. Aż chciałoby się tam przenieść raz jeszcze. Choć na chwilkę ;) Poza tym lekturę tą czyta się po protu błyskawicznie. A po skończeniu, żałujemy, ze nie ma jej więcej. Przy tej lekturze starsi czytelnicy z przyjemnością powspominają stare dobre czasy. Ci młodsi dowiedzą się jak bawili się ich rodzice, co przeżyli i jak wyglądało ich dzieciństwo. W razie czego gdyby niektóre zagadnienia były dla młodego człowieka za trudne - autor umieścił na końcu mały słowniczek z wyjaśnieniami.

Ja tą książkę niemalże połknęłam. Jestem zachwycona. Liczę na kontynuację i POLECAM!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz