CINZIA TRENCHI
wydawnictwo: Olesiejuk
ilość stron: 160
format: 19,5x26,5 cm
rok wydania: 2016
dostępna: TUTAJ
Pokazywałyśmy Wam tu na blogu mnóstwo książek kucharskich. Ale wierzcie mi, że na rynku jest ich dużo, dużo więcej. Zazwyczaj mam ogromny problem, po którą z nich sięgnąć. Tym bardziej, że naprawdę bardzo je lubię. Z gotowaniem już jest ciut inaczej. Spędzanie czasu w kuchni nie należy do moich ulubionych. Nie lubię gotować wciąż tych samych obiadków. To nudne! Dlatego wciąż poszukuję nowych inspiracji. A moja półka z książkami kucharskimi zaczyna coraz bardziej się uginać...
Dziś kolejna lektura z przepisami. Zazwyczaj ostrożnie podchodzę do takich publikacji, których tytuły wskazują na jakieś super zdrowe odżywianie lub dietetyczne potrawy. Nie podążam za modą w tym temacie i choć staram się, by moje potrawy wywierały dobry wpływ na nas wszystkich to przede wszystkich lubię, gdy są proste i smaczne. Tymczasem te wszystkie zdrowe przepisy mają w sobie różne takie kosmiczne składniki, których czasem nie wiedziałabym nawet jak użyć. Problem stanowią jeszcze moje dziewczyny, które także są dość wybredne w kuchni. Dla nich im bardziej nietypowe tym bardziej bee... Tak więc wprowadzanie nowych składników to dość długotrwały i mozolny proces. Ale wciąż idziemy do przodu, czyli jest dla nas nadzieja.
Ale wróćmy do książki. Superfood to jakby nie patrzył książka stawiająca na zdrowe odżywianie. Już na wstępie autorka wspomina o tym, że "superżywność" to poszukiwanie zdrowej żywności. Najlepiej takiej pochodzącej z gospodarstw ekologicznych. A co w nich jest takiego wyjątkowego?
"Wyjątkowe bogactwo biologiczne produktów z takich farm bierze się stąd, że są one hodowane zgodnie z naturalnym rytmem przyrody. A zatem do superżywności będą z pewnością należały te produkty, które natura wyposażyła w największą ilość składników odżywczych stosownie do pory roku."
I tak zaglądając do książki znajdziemy w niej 4 rozdziały. Pierwszy to Startery i aperitify. Autorka proponuje w nim lekkie posiłki. Proste, łatwe do przyrządzenia i sprzyjające zdrowiu. Wśród nich znajdziemy Guacamole, Smażony bulgur z cebulką, oliwkami i pomidorami, "Peperonata", pikantny jogurt, różne sałatki itp. Kolejny rozdział to Pierwsze dania i posiłki jednodaniowe. Są to takie potrawy, które bez kłopotu możemy spożywać nie tylko w domu, ale i poza nim. Na przykład w pracy. Przykładowe dania w tym rozdziale to: Przekąska ryżowa z morszczukiem, Tartaletki z szafranem, z małżami lub dyniowe z pestkami dyni i pomidorem, Kurczak z czosnkiem i chili, Czarny ryż z tymiankiem i serem itp.
Trzeci rozdział to dania główne i przystawki. Te posiłki według autorki powinny zawierać jajka, oliwa z oliwek, anchois, łosoś, małą czerwona fasolka azuki, ziemniaki, różne nasiona, suszone owoce i przyprawy. Tutaj znajdziemy przepisy na Anchois w zielonym sosie, Kulki sezamowe, Fantazyjny omlet z warzywami i czarnym ryżem, Kulki ziemniaczane z nasionami chia, Marynowane warzywa z zielonym kalafiorem w czerwonym sosie, itp. A na koniec w ostatnim rozdziale Cinzia Trenchi umieściła desery. To one powinny zawierać najwięcej sezonowych świeżych owoców, owoce suszone oraz orzechy. Tutaj możemy przyrządzić na przykład ciastka z orzechami włoskimi i czekoladą, Czekolada z ziarnem zbórz i pistacjami, Krem kiwi z bitą śmietaną sojową i granatem, Roladki z daktylami, suszonymi figami i pistacjami, Lasagne z mieszanymi owocami itp.
Jak widzicie w tej książce nie znajdziecie schabowego, dań z kurczaka ani innych bardziej przyziemnych potraw. Te tutaj są powiedziałabym nieco egzotyczne. W końcu rzadko ktoś używa na co dzień na przykład ser parmigino reggino, łososia, kremu sojowego, fioletowych ziemniaków, fig itp. Powiem Wam szczerze, że dla mnie w niektórych tych przepisach to jest istny kosmos. Nie mam pojęcia skąd miałabym wziąć 8 plastrów specka (nie wiem nawet co to takiego!) lub 2 łyżki sojowego miso. A może macie gdzieś w spiżarce około 12 g wodorostów wakame? Bo mnie już się skończyły... ;) To oczywiście żart. Nigdy w życiu nie jadłam wodorostów, nie mam pojęcia jak miałabym je przygotować ani też skąd wziąć. I podobnie zresztą jest z pozostałą większością produktów wykorzystywaną w przepisach zawartych w tej książce. Szczerze mówić, jestem w szoku. Nie miałam pojęcia, że w Polsce ktoś coś takiego jada :)
Książka Superfood jest prześliczna. Zakochałam się w zdjęciach wszystkich potraw. Wykonane są one w jednym stylu. Za każdym razem tło jest utrzymane w różnych odcieniach szarości. Potrawy, choć niekiedy bardzo dziwaczne są zawsze bardzo ładnie i ciekawie przedstawione. Uwielbiam takie zdjęcia. Mogłabym patrzeć na nie godzinami. Rewelacja. Podoba mi się również strona z treścią przepisu. Wygląda ona jak kartka z zeszytu, gdzie na marginesie umieszczone zostały takie informacje jak ilość porcji z podanej ilości składników, stopień trudności wykonania potrawy, czas jej przygotowania itp. Natomiast poza marginesem na samej górze, tuż pod nazwą potrawy znajduje się lista produktów. I tu mały minus, bo są one wypisane kolejno a nie w słupku, więc trzeba się wczytać, by wszystko wyłapać. Zdecydowanie wolę, gdy tworzą kolumnę. No i poniżej wypisane są wszystkie czynności związane z przygotowaniem dania.
Tak więc według mnie poza tym jednym maleńkim minusikiem związanym z wypisaniem składników kolejno ta książka kucharska jest po prostu ekstra. Przejrzysta i pięknie wydana. Potrawy są ślicznie zaprezentowane, a przepisy prosto i konkretnie przytoczone. Problem jednak w tym, że mnie kompletnie do niczego się nie przyda. Wśród tych wszystkich potraw znalazłam może jeden czy dwa przepisy, które mogłabym ewentualnie wypróbować. Cała reszta jest jak dla mnie zbyt egzotyczna. Nawet gdyby udało mi się zdobyć wszystkie potrzebne składniki i stworzyła to co poleca autorka, to nie jestem pewna, czy znaleźliby się na tą potrawę chętni. Dlatego też polecam ją wszystkim tym, którym takie eksperymenty podczas gotowania są bliskie. To świetna książka dla smakoszy, miłośników nietypowej kuchni. Aż żałuję, że nie ma tu nic "zwykłego". Bo chętnie korzystałabym z niej nawet codziennie :)
Trzeci rozdział to dania główne i przystawki. Te posiłki według autorki powinny zawierać jajka, oliwa z oliwek, anchois, łosoś, małą czerwona fasolka azuki, ziemniaki, różne nasiona, suszone owoce i przyprawy. Tutaj znajdziemy przepisy na Anchois w zielonym sosie, Kulki sezamowe, Fantazyjny omlet z warzywami i czarnym ryżem, Kulki ziemniaczane z nasionami chia, Marynowane warzywa z zielonym kalafiorem w czerwonym sosie, itp. A na koniec w ostatnim rozdziale Cinzia Trenchi umieściła desery. To one powinny zawierać najwięcej sezonowych świeżych owoców, owoce suszone oraz orzechy. Tutaj możemy przyrządzić na przykład ciastka z orzechami włoskimi i czekoladą, Czekolada z ziarnem zbórz i pistacjami, Krem kiwi z bitą śmietaną sojową i granatem, Roladki z daktylami, suszonymi figami i pistacjami, Lasagne z mieszanymi owocami itp.
Jak widzicie w tej książce nie znajdziecie schabowego, dań z kurczaka ani innych bardziej przyziemnych potraw. Te tutaj są powiedziałabym nieco egzotyczne. W końcu rzadko ktoś używa na co dzień na przykład ser parmigino reggino, łososia, kremu sojowego, fioletowych ziemniaków, fig itp. Powiem Wam szczerze, że dla mnie w niektórych tych przepisach to jest istny kosmos. Nie mam pojęcia skąd miałabym wziąć 8 plastrów specka (nie wiem nawet co to takiego!) lub 2 łyżki sojowego miso. A może macie gdzieś w spiżarce około 12 g wodorostów wakame? Bo mnie już się skończyły... ;) To oczywiście żart. Nigdy w życiu nie jadłam wodorostów, nie mam pojęcia jak miałabym je przygotować ani też skąd wziąć. I podobnie zresztą jest z pozostałą większością produktów wykorzystywaną w przepisach zawartych w tej książce. Szczerze mówić, jestem w szoku. Nie miałam pojęcia, że w Polsce ktoś coś takiego jada :)
Książka Superfood jest prześliczna. Zakochałam się w zdjęciach wszystkich potraw. Wykonane są one w jednym stylu. Za każdym razem tło jest utrzymane w różnych odcieniach szarości. Potrawy, choć niekiedy bardzo dziwaczne są zawsze bardzo ładnie i ciekawie przedstawione. Uwielbiam takie zdjęcia. Mogłabym patrzeć na nie godzinami. Rewelacja. Podoba mi się również strona z treścią przepisu. Wygląda ona jak kartka z zeszytu, gdzie na marginesie umieszczone zostały takie informacje jak ilość porcji z podanej ilości składników, stopień trudności wykonania potrawy, czas jej przygotowania itp. Natomiast poza marginesem na samej górze, tuż pod nazwą potrawy znajduje się lista produktów. I tu mały minus, bo są one wypisane kolejno a nie w słupku, więc trzeba się wczytać, by wszystko wyłapać. Zdecydowanie wolę, gdy tworzą kolumnę. No i poniżej wypisane są wszystkie czynności związane z przygotowaniem dania.
Tak więc według mnie poza tym jednym maleńkim minusikiem związanym z wypisaniem składników kolejno ta książka kucharska jest po prostu ekstra. Przejrzysta i pięknie wydana. Potrawy są ślicznie zaprezentowane, a przepisy prosto i konkretnie przytoczone. Problem jednak w tym, że mnie kompletnie do niczego się nie przyda. Wśród tych wszystkich potraw znalazłam może jeden czy dwa przepisy, które mogłabym ewentualnie wypróbować. Cała reszta jest jak dla mnie zbyt egzotyczna. Nawet gdyby udało mi się zdobyć wszystkie potrzebne składniki i stworzyła to co poleca autorka, to nie jestem pewna, czy znaleźliby się na tą potrawę chętni. Dlatego też polecam ją wszystkim tym, którym takie eksperymenty podczas gotowania są bliskie. To świetna książka dla smakoszy, miłośników nietypowej kuchni. Aż żałuję, że nie ma tu nic "zwykłego". Bo chętnie korzystałabym z niej nawet codziennie :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz