22 stycznia 2017

Potwór z ulicy Pomidorowej


AGNIESZKA URBAŃSKA

wydawnictwo: Skrzat
ilość stron: 96
format: 14x19 cm
rok wydania: 2016
dostępna: TUTAJ

Dawno już nie pisałam Wam o serii Duże litery od wydawnictwa Skrzat. Ale jakoś tak wolniej kolejne części ostatnio powstają... Ostatnia jaka trafiła w moje ręce to Potwór z ulicy Pomidorowej a i ona nie należy już w zasadzie  do nowości, bo jej premiera była dobrych kilka tygodni temu. Ale to nie szkodzi. Będę czekać cierpliwie, bo naprawdę bardzo lubię te opowiadania. Moja Ala zresztą też. I choć do początkujących czytelników nie należy, nie zależy jej na wielkiej czcionce i krótkich rozdziałach - i tak z przyjemnością po nie sięga. Tak więc jeśli tylko pojawi się coś nowego, na pewno Wam o tym powiemy :)

Potwór z ulicy Pomidorowej to bardzo zabawna historyjka. Pewnego dnia w niewielkim miasteczku skoro świt dało się usłyszeć krzyk jednego z mieszkańców. Choć krzyk to może za mało powiedziane. To był przeraźliwy wrzask! Był to Maurycy Bąbel, znany w mieście smakosz. A dlaczego ten mężczyzna tak wrzeszczał? Otóż okazało się, że jakiś przerażający potwór zjadł jego śniadanie! Coś takiego zdarzyło się na ulicy Pomidorowej po raz pierwszy w życiu! Mieszkańcy byli wstrząśnięci. Wielu bało się nawet wychylić nos z mieszkania! Horror! Jakim cudem w ich maleńkim miasteczku pojawił się potwór i czego od nich oczekiwał? A jeśli teraz zacznie zajadać wszystkie śniadania wszystkich mieszkańców??

Ten problem nie dawał spokoju najbardziej najmłodszym mieszańcom okolicy. Przedszkolaki co prawda nie były bardzo przerażone, choć niektórym gęsia skórka na rękach się pojawiała, gdy rozmawiali o tym straszydle. Jednak ciekawość jak ten potwór wygląda i co robi w ich okolicy była znacznie większa. Tym bardziej, że wkrótce pojawił się on i Maurycego Bąbla po raz drugi! Ta tajemnica wymagała od przedszkolaków działania. Trzeba było koniecznie odnaleźć zmorę i się jej dokładnie przyjrzeć! Dzieciaki postanowiły działać. I to natychmiast! Ale jak? Tego Wam nie zdradzę... A czy im się udało? Ci... o tym też nic nie wspomnę. Przeczytajcie książkę, a dowiecie się wszystkiego sami ;)

Książka ta z całą pewnością jest bardzo zabawna. Lubię takie krótkie i nieco zwariowane historie. Tutaj także tak jest. Sam pomysł na powstanie takiego, a nie innego opowiadania już sam w sobie jest śmieszny, a gdy dodamy do tego niezwykłą dociekliwość naszych małych bohaterów oraz rozwiązanie zagadki, to otrzymamy naprawdę wesołą bajeczkę. My dorośli oczywiście od razu domyślamy się kto jest ów potworem. Nawet moja Alicja byłą bardzo blisko, ale to wcale jej nie zniechęcało. Moje dziecko przeczytało tą historię od początku do końca i widzę, że bardzo się z tego cieszy. Nic zresztą dziwnego. Ta lektura jest po prostu fajna i już!

Tradycyjnie muszę jeszcze koniecznie po zachwalać trochę sposób wydania tych książek. Choć jest to seria, której brakuje większego formatu i twardej okładki, to w tym przypadku nie mam absolutnie nic przeciwko. Seria duże litery nie jest skierowana do maluszków, dla których ogromne ilustracje są tak bardzo istotne. Te tutaj to książki dla dzieci, które dopiero rozpoczynają przygodę z literaturą. Stąd duża czytelna czcionka i króciutkie rozdziały. Podoba mi się zatem, że książeczka ta jest również taka malutka i poręczna. Moja Alicja swego czasu zabierała niektóre ze sobą do szkoły i podczytywała troszkę na przerwach. Wielkiej książki nie dałabym jej wziąć, plecaki dzieciaków nie należą do najlżejszych. Ale jeśli chodzi o te malutkie - nie miałam nic przeciwko. 

I choć jest to książka dla nieco starszych dzieciaczków, nie brakuje w niej fantastyczny i bardzo kolorowych ilustracji! To różni tą serię od wielu podobnych na naszym rynku. Mamy w domu kilka innych serii i w każdej z nich obrazki są czarno białe. A te tutaj kolorowe i wesołe. I choć te poprzednie nie przeszkadzają mi ani odrobinkę to i tak zerkając do takiej lektury pełnej ciepłych barw od razu się uśmiecham. Nie wiem sama dlaczego. Uwielbiam ilustracje, które wyglądają jak narysowane ołówkiem, więc to nie powinno mieć dla mnie znaczenia. A mimo to łapię się na tym że buzia mi się cieszy, gdy spoglądam na te pokolorowane. Może po prostu nastrajają mnie one bardziej pozytywnie? Nie mam pojęcia, ale na pewno bardzo je lubię. A już w szczególności te z tej lektury, bo ich twórcom jest Artur Nowicki, a jego kreskę po prostu uwielbiam :)

Ogólnie lektura ta bardzo mi się podoba. Historia opisana wewnątrz jest ciekawa i zabawna. A sama książka wydana naprawdę ślicznie. Lubię takie opowiadania. Według mnie świetnie nadaje się dla dzieciaczków w różnym wieku. Moja Ala ma już 9 lat a z przyjemnością po nią sięgnęła. Młodsze brzdące, które dopiero zaczynają samodzielnie czytać także nie powinny narzekać. A jeśli mam być szczera to i te jeszcze młodsze maluchy mogą się nią zainteresować. W końcu bohaterami tejże książki są przedszkolaki, a rozdziały w tej publikacji są na tyle krótkie, że spokojnie możemy czytać ją naszym urwisom na raty. I tak sobie myślę, że chyba jednak nie znajdę w niej żadnych minusów. Nam się podoba i już. A jak to będzie u Was? Sprawdźcie sami :) Polecam!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz