10 lipca 2016

Ania z Zielonego Wzgórza


LUCY MAUD MONTGOMERY

wydawnictwo: Siedmioróg
ilość stron: 312
format: 16,5x24 cm
rok wydania: 2013
cena: 19,99 zł

Nie jestem w stanie powiedzieć Wam ile razy czytałam już tą książkę. Uwielbiam tą moją niesforną imienniczkę, a przygody z jej udziałem zawsze bawiły mnie do łez. Uwielbiam nie tylko czytać tą książkę, ale również oglądać ekranizację telewizyjną z 1985 roku z Megan Follows w roli głównej. Ania z Zielonego Wzgórza to powieść, do której z przyjemnością wracam zawsze i wszędzie. Sama nie wiem jak to się stało, że jak dotąd nie skrobnęłam na jej temat ani słowa. Choć od lat jest to jedna z moich ulubionych książek. Czas zatem nadrobić zaległości.

Tytułowa Ania to drobna dziewczynka, której los nigdy nie rozpieszczał. Oprócz tego, że jako maleństwo straciła rodziców, to jeszcze los nie obdarzył jej zbyt wielką urodą. Ania była chudziutka i blada. I co najgorsze - jej włosy były rude, a cała twarz pokryta była licznymi piegami. I tak jak jej nakrapiana buzia oraz mizerna postura nie były dla niej niczym strasznym, tak jej kolor włosów od zawsze spędzał jej sen z powiek. Ania nie lubiła swoich marchewkowych warkoczy i zawsze wyobrażała sobie, że ma kruczoczarne loki. Zresztą jej wyobraźnia zawsze działała na pełnych obrotach. Ta oczytana i bardzo mądra dziewczynka we wszystkim widziała coś pięknego i nadzwyczajnego. Uwielbiała nadawać każdej nadobniejszej rzeczy cudowne imiona.Zawsze potrafiła snuć wspaniałe historie i była wielka romantyczką. Ania od zawsze mieszkała w przytułkach lub u rodzin, gdzie potrzebne były dodatkowe ręce do pracy. W dawnych czasach nie nikt nie dał o to, że dzieci nie powinny pracować, że każdemu małemu człowiekowi przysługują jakieś prawa itd. Dziewczynka od małego musiała pomagać w domu iw gospodarstwie, zajmowała się młodszym rodzeństwem, pomagała matce w obrządku itp. A ponieważ Ania była sierotą - przyjmowały ją pod dach tylko takie rodziny, w których pracy nigdy nie brakowało. Dziewczynka od zawsze musiała ciężko pracować na kawałek chleba, a trafiała zazwyczaj do rodzin, w których rodziły się bliźnięta, wiec na brak zajęć narzekać nie mogła. W zasadzie tylko ta jej wybujała wyobraźnia trzymała ja przy zdrowych zmysłach. Ona dawała jej nadzieję na lepsze jutro. I wiecie co? Te dobre czasy w końcu nastały. A wszystko przez niewielka pomyłkę. Na Zielonym Wzgórzu mieszkała dwójka starszych ludzi. Maryla i Mateusz byli rodzeństwem, jednak żadne z nich nigdy nie ułożyło sobie życia. Tak więc stara panna i stary kawaler mieszkami sobie spokojnie w rodzinnym domu na odludziu. Kochali to miejsce całym sercem i czuli się naprawdę bardzo szczęśliwi. Niestety lata płynęły a oni nie stawali się coraz młodsi. Lecz z roku na rok byli coraz starsi i coraz bardziej podupadali na zdrowiu. Maryla postanowiła zatem, że czas przygarnąć do domu jakieś dziecko, które pomogłoby w obowiązkach. Ona sama świetnie radziła sobie w domu, ale gospodarstwo wymagało znacznie więcej pracy. Stwierdzili zatem, ze najlepiej byłoby, gdyby zamieszkał z nimi 10cio letni chłopiec. Niestety znajoma, która miała przywieźć im pociechę z sierocińca coś pomyliła i zamiast chłopca przywiozła Anię. Jej pojawienie się na Zielonym Wzgórzu było szokiem dla Maryli i wszystkich sąsiadów. Jedynie Mateusz polubił tę niesforną dziewczynkę od samego początku. I to w zasadzie tylko dzięki niemu ta rudowłosa niewiasta znalazła u nich prawdziwy dom. Ania z całego serca starała się być najgrzeczniejszą i najlepiej ułożoną dziewczynką na świecie. Jednak nie zawsze jej się to udawało. Przede wszystkim była dość pechową dziewczynką. Zawsze to co najdziwniejsze przytrafiło się właśnie jej. Wiele też nieciekawych sytuacji zawdzięcza samej sobie, gdyż jej ognisty temperament i duma sprawiały, że nie raz wpakowała się w nie złe kłopoty. Nie chcę Wam opowiadać wszystkiego dokładnie. Mogłabym opisać wam każdą scenkę z najdrobniejszymi szczegółami, ale nie będę tego robiła. Wierzcie mi, że poznanie przygód Ani samemu będzie znacznie ciekawsze. Jestem pewna, ze uśmiejecie się przy tym po pachy. Ja przynajmniej tak miałam. Dlatego tak często sięgam po tą lekturę. Choć znam ja już na pamięć to i tak wciąż mi mało. Uwielbiam Anię i jej przygody :)

Choć Ania z Zielonego Wzgórza to powieść, która powstała wiele lat temu to i tak czyta się ją z wielką przyjemnością. Nie ma tu żadnych słów, które byłyby nie zrozumiałe dla młodego czytelnika. Wydarzenia opisane w tej historii są ciekawe i naprawdę bardzo, bardzo zabawne. A przygody Ani po prostu uzależniają i najchętniej czytalibyśmy ją cały czas. To z całą pewnością jedna z tych książek, których reklamować nie trzeba. Wystarczy zacząć czytać i... przepadliśmy. Uwielbiam tą rudowłosą dziewczynkę, zakochałam się w jej zadartym nosku, marchewkowych warkoczach i piegowatej buzi. Jestem jej ogromną fanką i to chyba nigdy się nie zmieni. Tą książkę po raz pierwszy czytałam jako nastolatka. Teraz jestem mamą dwóch dziewczynek i wciąż bawi mnie ona do łez. To z cała pewnością lektura dla każdego. Nie ma mowy, by ktoś jej nie polubił :)

Rozpisałam się na temat samej książki, a nic a nic nie wspomniałam o samym wydaniu tej lektury. A przecież to z pewnością także Ws interesuje, tym bardziej, że Ania z Zielonego wzgórza to powieść, która została wydana przez wiele wydawnictw w przeróżnej formie. Ja sama nie raz spotykałam na półkach w księgarni czy w bibliotece równego rodzaju wydania tej książki. Niektóre z nich są duże, pięknie ilustrowane i w grubej okładce. Inne przypominają wydania sprzed kilkudziesięciu lat i aż kusza by zachować je w stanie nienaruszonym jako pamiątka, a nie powieść do podczytywania w wolnej chwili. Mogłabym tak wymieniać w nieskończoność, bo większość wydawnictw ma w swojej ofercie właśnie ten tytuł. Dlaczego zatem postanowiłam sięgnąć po tą? Już Wam wyjaśniam. Ta książka jest nie duża i nie ma wewnątrz nawet jednego obrazka. Ma miękką laminowana okładkę i dość drobny druk. Ogólnie jest lekka, przejrzysta i bardzo poręczna. I to mi się w niej najbardziej podoba. Uwielbiam książki w twardych oprawach. Kocham książki z kolorowymi, pięknymi ilustracjami, ale tym razem zależało mi na czymś zupełnie innym. Nie wiem czy wiecie, ale Ania z Zielonego Wzgórza to szkolna lektura. Sama omawiałam ją będąc w którejś tam klasie szkoły podstawowej. I pamiętam doskonale, że przez pewien czas powieść ta na stałe gościła w moim plecaku. Jestem zatem przekonana, (a może po prostu mam nadzieję?) że Alicja i Natalka także w swoim czasie będą tą książkę przerabiać. Zależało mi zatem na tym, by była ona poręczna i lekka. By nie zajmowała zbyt wiele miejsca w plecaku i nie ciążyła w nim za bardzo. Według mnie lektury szkolne powinny być wydawane w formie kieszonkowej. By móc z nich korzystać i nie odczuwać ich obecności. Bo nie oszukujmy się - nasze dzieciaki i tak mają zawsze sporo do dźwigania. Po co zatem dawać im kolejne kilogramy? Myślę, że to nie ma sensu. A przecież twarda okładka i kolorowe obrazki nie sprawią, że tekst w takiej książce będzie jeszcze ładniejszy prawda? Nie spowodują, że powieść ta stanie się jeszcze bardziej atrakcyjna. Ania z Zielonego Wzgórza piękniejsza być już nie może. Nie potrzebuje żadnych ozdobników. Zresztą, co ja Wam będę pisać. Sprawdźcie sami :)

1 komentarz:

  1. Pamiętam "Anię" jeszcze ze szkoły. Moja ulubiona lektura. Przeczytałam całą sagę o Ani i nawet odkładałam pieniądze, żeby mieć w domu całą serię a nie rezerwować w bibilotece.

    OdpowiedzUsuń