14 kwietnia 2016

Ritterowie. Rzecz o mazurskiej duszy


PATRYCJA PELICA

wydawnictwo: Muza
ilość stron: 512
format: 15,5x23,5 cm
rok wydania: 2016
cena:  25,94 zł 

Wiecie już dobrze jak bardzo lubię książki z nutką tajemnicy. Kocham wręcz powieści, w których główni bohaterowie odkrywają swoją przeszłość lub swoich przodków. Odkrywają wydarzenia, które zostały skrzętnie ukryte przez członków rodziny, znajdują wyjaśnienia zagadek z przeszłości. Och, jak ja lubię dociekać prawdy razem z nimi. Poznawać ich dzieje, rozwiązywać te wszystkie zawiłe historie. Sama kiedyś marzyłam o tym, że odtworzę drzewo genealogiczne mojej rodziny. Miałam nadzieję, że wśród starych dokumentów i wspomnień tych, którzy zostali odnajdę coś ciekawego. Może przeżyję swoją własną tajemniczą przygodę? Niestety w moim przypadku skończyło się jedynie na marzeniach. Nigdy się za to nie zabrałam, choć wciąż bardzo żałuję. Ale przecież jeszcze nie wszystko stracone prawda? Może kiedyś jeszcze odkryję wśród moich bliskich coś tajemniczego? Teraz jednak wystarczają mi powieści. Książki, w których taki wątek właśnie się znajduje. Dlatego też gdy tylko usłyszę, że jakaś lektura dla dorosłych ma coś takiego w sobie - nie waham się ani odrobinkę. Wiem, że muszę ją przeczytać.

I tak tym razem w moje ręce trafiła ta oto książka. Historia rodzinny Ritterów. Pewnego dnia młoda Niemka przyjeżdża do małego miasteczka na Mazurach. Nazywa się Anna Ritter i jak się okazuje jest potomkinią dawnego pastora luterańskiego z tych stron. Dziewczyna postanowiła odnaleźć dawny dom swoich przodków, poznać zawiłą historię jej rodziny i dowiedzieć się więcej na temat swojej przeszłości i swoich bliskich. Wkrótce zatem trafia na plebanię. Miejsca opuszczonego od momentu, kiedy na Mazurach zniknął ród Ritterów. To tam odnajduje okruchy dawnego życia, ślady ich obecności, wspomnienia. To dzięki tym drobiazgom dziewczyna wraz z poznanym w tych stronach Marcinem odtwarza życie rodziny pastora Martina Rittera od dnia w którym pojawił się on na tych ziemiach, aż do dziś. A historia tego rodu wcale nie jest prosta. Ritterowie to Niemcy, którzy mieszkali na ziemiach polskich, którzy przeżyli tu czas drugiej wojny światowej i długi czas powojenny. Znienawidzeni przez tutejszych mieszkańców musieli stawiać czoła wielu przeciwnościom losu. Każdy, kto utrzymywał z nimi kontakt był traktowany jak intruz i był przeklinany. Oj, nie łatwo im było z całą pewnością. Ale szczegółów i tak nie zamierzam Wam zdradzać. Jeśli jesteście ciekawi co przydarzyło się Martinowi i jego rodzinie, oraz kolejnym pokoleniom Ritterów - musicie sami sięgnąć po tę książkę.

Czytanie tej powieści nie jest łatwe. Tak w sumie to mam mieszane uczucia co do niej. Przede wszystkim nie jet to taka sobie prosta opowiastka. Poza tym, że naprawdę bardzo wiele się tu dzieje, a prawie połowa bohaterów ma tak samo na imię to jeszcze autorka tejże książki pisze w dość nietypowy sposób. Trudno nazwać tę książkę prozą. Według mnie więcej w niej poezji i filozofii niż zwykłego tekstu. Patrycja Pelica nie opowiada nam tego ot tak. Wszystkie szczegóły z życia tej rodziny nie są opowiedziane wprost, nie są opisane w szczegółowy sposób. Są tu raczej domysły, niedopowiedziane zdania, przypuszczenia. Przyznam szczerze, że na samym początku byłam przerażona. Kompletnie nie rozumiałam o co w tym chodzi, nie mogłam złapać wątku i miałam spore wątpliwości, czy dotrę do końca. Będę szczera - męczyłam się przy niej okropnie! Takie książki, które mają te 400 czy 500 stron potrafię przeczytać w tydzień, a gdy bardzo mi się spodobają - trwa to nawet krócej. Tutaj pierwsze 100 stron czytałam około tygodnia. A może nawet dłużej? Nie wiem sama. Wiem tylko, że nie ciągnęło mnie do niej zupełnie, nie mogłam się zmusić do tego by po nią sięgnąć. Ale gdy już wreszcie przysiadłam na dłużej przy tej lekturze - zaczęłam spoglądać na nią w inny sposób. Przyzwyczaiłam się do takiego stylu pisania, a historia rodziny Ritterów na prawdę bardzo mnie zainteresowała. Skłamałabym pisząc, że nie mogłam oderwać się od tej lektury. Nie mogę także powiedzieć, że czytałam tą powieść z ogromną przyjemnością. Ale trzeba przyznać, że byłam bardzo ciekawa co wydarzy się dalej, jak potoczą się losy Anny z dzisiejszych czasów oraz tych z dawnych lat. I to chyba ta ciekawość sprawiła, że kolejne strony "połknęłam" dość szybko. I wiecie co? Nie żałuję. Bo choć książka ta jest dość "pokręcona" to ma w sobie coś wyjątkowego. Z pewnością znajdziemy w niej wiele wątków o miłości, oddaniu, tęsknocie. Jest tu wiele zaskakujących sytuacji, niespodziewanych zwrotów akcji. No po prostu stale coś się tu dzieje, wiec na pewno na nudę narzekać nie będziecie. Przypuszczam nawet, że możecie się ciut pogubić. Zwłaszcza na końcu. Ale to może tylko moje wrażenie? U Was może być inaczej.

"Zanim opiszę Grete, wydrę i wyrzucę jeszcze sześć stron, a z każdym opisem będzie coraz piękniejsza, jakbym z każdą próbą szczotkował jej włosy i poprawiał makijaż. A nad ranem Grete w ojej historii jest słodka jak mszalne wino, które mały Helmuth podkradał Martinowi, jak likier jej roboty, który zlizywał ze szklanej szyjki butelki, aż oba smaki pomieszały mu się w jeden, jakby Martin używał likieru w zborze, a Grete robiła  najlepsze na Mazurach wino mszalne."

"Stutthof... Moje oczy błyszczą kiedy wystukuje na laptopie to dziwne słowo. Obóz koncentracyjny nad morzem, znany z produkcji mydła z ludzi. Śmierć nigdy nie była tak bliska, Martinie.
Musiał tęsknic za pokojem, a jego dusza wyrywała się do tamtych słonecznych dni międzywojnia jak serca tych, którzy mieszkają w górach, wyrywają się w doliny. Zapalaj świece, Martinie, tak podobne do tych w synagogach. Niedługo ich nie będzie. Znikną. I ty znikniesz. Zostaniesz tylko w mojej opowieści.
Nie. Nie znikasz. Zbyt mną zawładnąłeś. Jesteś pastorem, a opętałeś mnie jak szatan. Drgasz w moim umyśle, wijesz się jak żyły na moich rękach, kiedy walczę. Czuje twój ból, kiedy biją mnie na ringu. Jestem tobą. I ukrywam siniejące oczy za ciemnymi okularami jak ty.
A potem zejdę z ringu i zasnę, a ty w moich snach będziesz wciąż zapalał świece pierwszej wojennej jesieni."

Do sięgnięcia po tę powieść skusiła mnie nota wydawnicza. Jak już wspomniałam na początku - uwielbiam tego typu historie. Bardzo lubię poznawać zawiłe dzieje różnych rodzin, szczególnie gdy ich historia sięga czasów wojennych czy nawet przedwojennych. Lubię śledzić losy poszczególnych bohaterów, towarzyszyć kolejnym pokoleniom podczas ich życiowych wędrówek. I ta książka ma w sobie to wszystko co lubię. Fakt - zakończenie nie do końca przypadło mi do gustu. Wolałabym chyba ciut inne rozwiązanie tej zagadki. Ale nie zmienia to faktu, że z pewnością fabuła tej książki to to co lubię najbardziej. Jednak sposób przedstawienia tych wszystkich wydarzeń mi niestety nie odpowiada. Fakt, z czasem przyzwyczaiłam się do tego typu opisywania tej historii, ale i tak wolałabym jednak normalny styl niż taki wymyślny. Te wszystkie zwroty, porównania, niedomówienia, wyobrażenia. Przyznam szczerze, że nawet nie umiem Wam tego opisać. Nie potrafię wyjaśnić jak to wygląda, ale na pewno to nie jest styl, który do mnie przemawia. Te dwa cytaty to tylko niewielka część, więc nawet nie oddaje za bardzo tego, co znajdziecie wewnatrz. Jednak muszę również przyznać, że nie żałuję, że sięgnęłam po tę lekturę. Ale też nie jestem pewna, czy chciałabym po raz kolejny przez to przechodzić. Dlatego też decyzje o tym czy po nią sięgnąć zostawiam Wam. Według mnie warto, ale czy to będzie łatwa książka? Trudno powiedzieć. Musicie sprawdzić to sami.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz