31 stycznia 2013

Moje szczęśliwe życie


ROSE LEGERCRANTZ

wydawnictwo: Zakamarki
ilość stron: 140
format: 15x21,5 cm
rok wydania: 2012
cena: 24,90 zł  22,41 zł


Każdy z nas inaczej postrzega szczęście. Jedni cieszą się ze wszystkiego co tylko daje im los, inni dostrzegają szczęście tylko w chwili, gdy niespodziewanie zdarzy się coś wyjątkowego. Są też tacy, którzy nie doceniają tego co mają, tylko wciąż im mało... Warto jednak uczyć nasze dzieci, że życie nie składa się z samych radości, a mimo to można czuć się szczęśliwym. Tak jak bohaterka tejże sympatycznej książeczki.

Życie Duni nie zawsze płynie tak jakby sobie tego życzyła. Jej mama była ciężko chora i szybko odeszła do innego świata. W szkole także często zdarzały się sytuacje, których mała wolałaby uniknąć. Mimo to Dunia cieszy się ze wszystkich szczęśliwych momentów w swoim życiu. A czasem te jej małe szczęścia wydawałyby się tak błahe, że wielu ludzi nie zwróciłoby na nie najmniejszej uwagi. Dziewczynka jednak czerpie z życia to co najlepsze. Cieszy się z tego, że udało jej się wykonać trzy ruchy żabką nie tonąc, lub, że pierwszego dnia w szkole należała do tych odważniejszych dzieci, które po usłyszeniu swojego nazwiska powiedziały głośno "Jestem!". Takich drobiazgów dziewczynka potrafi wymienić bardzo wiele. To jej sposób, na bezsenność. Zamiast liczyć baranki, Dunia liczy swoje szczęśliwe chwile.

Muszę przyznać, że to opowiadanie pokochałam od pierwszej chwili. Sama nie wiem dlaczego, ale gdy tylko zaczęłam je czytać momentalnie zrobiło mi się ciepło w serduszku... Dunia to urocza i bardzo miła dziewczynka, a jej optymistyczne podejście do życia bardzo przypomina mi mnie samą. Ja także zawsze staram się widzieć świat w różowych okularach, chociaż wiem, że z wiekiem coraz częściej zdarza mi się o tym zapominać. Ale czytając tę książkę buzia wciąż mi się uśmiechała. Przeczytałam ją za jednym podejściem i wciąż mi było mało...

To niezwykle ciepłe opowiadanie sprawia, że życie nagle nabiera barw, mimo, że za oknem straszna plucha. Książeczka nastraja bardzo pozytywnie, a po jej przeczytaniu samemu czujemy się szczęśliwi. Jest to historia widziana oczami siedmiolatki w taki bardzo naturalny sposób. To krótkie opowiadanie nie ubarwia życia dziecka lecz ukazuje je takim, jakie jest w rzeczywistości. Daje do zrozumienia, że choć czasem bywa źle, po deszczu zawsze wychodzi słoneczko.

Tekst jest bardzo prosty i krótki. A treść z pewnością zainteresuje nie jednego kilkulatka, bo choć jest to lektura przeznaczona dla dzieci powyżej 6 roku życia, moja córeczka słuchała jej przed snem jak zaczarowana i widziałam, że bardzo jej się podobała. Jestem pewna, że jeszcze nie raz do niej wrócimy, a kto wie, może już wkrótce Ala zacznie czytać ją samodzielnie.Jest to bowiem idealna lektura dla początkujących czytelników. Duża wyraźna czcionka z pewnością zachęci dziecko do lektury, a wspomniany wcześniej prosty tekst  nie sprawi im trudności.

Jak już wspomniałam, książeczka jest naprawdę rewelacyjna. Nawet czaro białe ilustracje dodają tej lekturze uroku i wyjątkowego klimatu. Sama nie wiem, ale jak dla mnie jest to wspaniała książeczka, która zachwyciła moją córeczkę, a ja po prostu się w niej zakochałam! Już nie mogę doczekać się kolejnej pozycji tejże autorki. Jestem pewna, że będzie równie ciekawa. Jeśli tylko będę miała okazję to się z Wami podzielę wrażeniami, a teraz gorąco zachęcam do tej lektury. Sądzę, że nie będziecie żałować.
Polecam!

30 stycznia 2013

Gazetomania

Wciąż polecamy Wam kolejne książeczki. 
Nasza lista tytułów stale rośnie i póki co nie wygląda na to by miało się to zmienić.
Jak się okazuje literatura, zarówno dla tych najmłodszych jak i dla starszych jest niezwykle różnorodna i fascynująca. Każdy znajdzie tu coś dla siebie.

Dziś jednak chciałybyśmy napisać o czymś zupełnie innym.
A mianowicie o kuzynce książki, czyli gazecie.
 Ale, ale... nie chodzi nam o zwykłe czasopismo jakich na naszym rynku znaleźć możemy całe mnóstwo.
Nie zamierzamy polecać Wam kolorowych "plociuchów" ani żadnych innych gazet, które możecie nabyć w każdym kiosku czy supermarkecie.

Dziś napiszemy Wam o portalu, który naprawdę bardzo miło nas zaskoczył!


Z takim pomysłem spotkałyśmy się po raz pierwszy w życiu, bowiem GAZETOMANIA to miejsce, w którym możemy stworzyć niepowtarzalny i jedyny w swoim rodzaju prezent dla kogoś bliskiego. Wystarczy tylko 5 minut. Nie musimy się rejestrować, ani logować. 5 minut i na pierwszej stronie w gazecie ukaże się zdjęcie oraz artykuł stworzony specjalnie dla nas.

Oczywiście nie mogłyśmy się powstrzymać i koniecznie musiałyśmy sprawdzić jak to działa.
I tak powstał Dziennik Lokalny z artykułem dotyczącym nas i naszego bloga :)


Po odwiedzeniu strony www.gazetomania.pl wystarczy kliknąć na start i zaczynamy tworzyć prezent. To od nas zależy jakie zdjęcie ukaże się na stronie głównej, jaki tekst będzie mu towarzyszył, a także jaką gazetę zaszczyci obecność osoba przez nas obdarowywana (do wyboru 11 rożnych tytułów).

Taki prezent można podarować z różnych okazji. Zarówno tych bardzo ważnych jak np. 40 urodziny, rocznica ślubu, narodziny dziecka, czy zdany egzamin maturalny, jak i bardziej błahych od niespodzianki na walentynki czy wieczór panieński/kawalerski poprzez podarunek na dzień matki czy ojca aż po zwykły żart dla kolegi z pracy czy cieszącego się uznaniem szefa. Jeśli ktoś obawia się, że może mieć trudności ze zredagowaniem odpowiedniego tekstu może wybrać sobie gotowy spośród tych, które oferuje portal. A jest ich aż 70!
Oczywiście możemy także wymyślić własny tekst, który za pomocą jednego przycisku możemy wkleić z WORD, bądź też wpisać bezpośrednio do portalu. Na pewno dzięki temu nasz prezent będzie jeszcze bardziej osobisty i wyjątkowy...

Musimy przyznać, że choć pomysł bardzo nas zainteresował, nie spodziewałyśmy się nawet, że efekt będzie tak zadowalający. Wcześniej myślałyśmy, że gazeta, jak gazeta. Nic szczególnego. Ale po otwarciu przesyłki uśmiech sam cisnął nam się na usta. Widok takiej gazety w internecie wywołuje zupełnie inne emocje niż w momencie, gdy możemy sami jej dotknąć i przeczytać... To dziwne, bo przecież my pozbawione byłyśmy tego elementu zaskoczenia. Same zamówiłyśmy tę gazetę, oraz czytałyśmy już wcześniej tekst, który miał się w niej ukazać. A i tak gdy przesyłka już dotarła zrobiło nam się bardzo miło. Wyobrażamy sobie zatem jak na taki prezent reagują ci, dla których jest to całkowita niespodzianka!

Musimy jeszcze koniecznie dodać, że GAZETOMANIA zaskoczyła nas nie tylko pomysłem, oraz jakością produktu, do którego nawiasem mówiąc nie mamy absolutnie żadnych zastrzeżeń. Poza tymi atutami, portal cechuje prawdziwy profesjonalizm. Oprócz tego, że przesyłka, którą otrzymałyśmy była zapakowana z ogromną dbałością o każdy szczegół, że nie ma mowy, by jej zawartość została w jakikolwiek sposób uszkodzona to także dotarła ona w błyskawicznym tempie! Zamówienie złożyłyśmy w nocy z niedzieli na poniedziałek, a wczoraj (we wtorek) o godzinie 10:00 już kurier z paczką pukał do naszych drzwi!!!


 Zatem zakupy na stronie GAZETOMANIA to czyta przyjemność. A efekt - niesamowity!

Zazwyczaj jednak, szukając oryginalnego podarunku dla bliskich najmniej przyjemne są  koszty.
Ale nie tym razem! 
Trzeba przyznać, że jest to naprawdę wyjątkowy prezent i z pewnością sprawia wiele radości obdarowanemu - więc w tym przypadku cena absolutnie nie jest wygórowana.
Koszt jednej gazetki to 59,90 zł
Każda dodatkowa gazetka w zamówieniu to kolejne 26zł.
A jeśli bardzo nam zależy, by efekt był jeszcze ciekawszy, możemy także skorzystać z pakietu prezentowego w cenie 105zł, w którym znajdziemy gazetę do zabawy oraz drugą, na pamiątkę - oprawioną w piękną ramę.
Ale szczegóły poznacie >>TUTAJ<<

Nam pomysł z GAZETOMANIĄ szalenie się podoba.
To bardzo oryginalny, ciekawy i przede wszystkim wyjątkowy prezent. A jeszcze, gdy artykuł zredagowany jest osobiście przez osobę obdarowującą! Rewelacja!
Spróbujcie, a na pewno nie będziecie mieli dość i jeszcze nie raz wrócicie do GAZETOMANII :)

Gorąco polecamy!

29 stycznia 2013

Yeti


EVA SUSSO

wydawnictwo: Zakamarki
ilość stron: 28
format: 22x28,5 cm
rok wydania: 2012
cena: 27,90 zł  25,11 zł


Zima na dworze pełną parą więc i w progi naszego domu oraz bloga trochę zimy wnieść należy. Na szczeście nie takiej mroźnej i wietrznej, ale takiej jak najbardziej przyjemnej :) A razem ze śniegiem zawitało do nas dwóch bardzo sympatycznych chłopców i jeszcze bardziej sympatyczny Yeti.

Uno i Mati to bracia. Kiedy w końcu na dworze pojawia się śnieg postanawiają wybrać się na dwór pozjeżdżać na deskach. Świetnie się bawią zjeżdżając w dół, jednak nie chce im się wdrapywać tą samą drogą na górę. Postanawiają znaleźć inną drogę do domu, co oczywiście kończy się tym, że błądzą w lesie. Aż tu nagle staje przed nimi nie kto inny jak wielki, kudłaty i nieco straszny Yeti. Chwyta chłopców pod pachy i zaczyna biec. Uno i Mati są przestraszeni, jednak okazuje się, że wcale niesłusznie. Yeti zaprowadza ich do swojej groty gdzie jest miło, ciepło i bardzo przytulnie. A w następnym pokoiku znajduje się jeszcze jeden Yeti! Uwierzycie? Chłopcy też są zdziwieni, bo nie dość że wcale nie są w Himalajach to na dodatek stworków jest dwóch... Jednak po przyjemnie spędzonym czasie, nadchodzi pora by wracać do domu. Ale chłopcy nie mają zamiaru zdradzać tajemnicy swojego nowego przyjaciela, nigdy nikomu nie powiedzą kogo spotkali w lesie i gdzie ten ktoś mieszka. Także rozglądajcie się dobrze jeśli znajdziecie się w górach, bo okazuje się, że Yeti wcale nie mieszka w Himalajach... Może zobaczycie go gdzieś w Waszych okolicach ;)

No i teraz czas na zachwalanie :) Bo książeczka ta podbiła nasze serducha od pierwszego momentu. Bo już samo spojrzenie na okładkę wystarczy by stwierdzić, że książka ta będzie fajna. Bo po otwarciu jej tylko się w tym przekonujemy, a po przeczytaniu jesteśmy już tego pewni! Opowiadanie to jest dosyć krótkie, ale bardzo ciekawe, moim zdaniem pomysł na nie jest naprawdę dobry. Czcionka jest sporej wielkości więc książka jak najbardziej nadaje się dla dzieciaków zaczynające przygodę z samodzielnym czytaniem, ale przeznaczona jest dla dzieci 3+ więc i młodsi i nieco starsi czytelnicy zapewne będą nią zachwyceni. Ilustracje natomiast są bardzo ładne, wyraźne, kolorowe, zapełniające całe strony, jednak tekst jest dobrze widoczny i przejrzysty...

Książkę tą otrzymaliśmy wczoraj popołudniu, została przeczytana od razu po jej wyjęciu z koperty. Później musieliśmy ją przeglądnąć, jeszcze raz i jeszcze i jeszcze, aż wreszcie wieczorem kiedy leżeliśmy już w Nikusiowym łóżku przeczytaliśmy ją kolejny raz, nie było nawet mowy, aby sięgnąć po coś innego. I jestem pewna, że przez najbliższe kilka dni, królować będzie u nas nie kto inny jak własnie Yeti. Ale nie tylko synek tak bardzo go polubił. Mi ten kudłaty stworek również przypadł do gustu, dlatego nie mam nic przeciwko czytaniu tej książki po kilka razy dziennie ;) A Wy wierzycie w Yeti? Jeżeli nie to koniecznie sięgnijcie po tę książkę! Na pewno od razu zmienicie zdanie :)


28 stycznia 2013

Panna młoda w szkarłacie


LIZ CARLYLE

wydawnictwo: Bis
ilość stron: 368
format: 12,5x19,5 cm
rok wydania: 2012
cena: 32 zł


"Panna młoda w szkarłacie" jest drugą częścią z cyklu książek o Towarzystwie Świętego Jakuba. Nie czytałam niestety pierwszej części pt: "Uwikłana", jednak sądzę, że nie są one ze sobą na tyle powiązane, aby nie można ich było czytać osobno. Wręcz przeciwnie, każda z nich opowiada o zupełnie innych ludziach i wydarzeniach.

Akcja książki toczy się w 1837 roku. Towarzystwo Świętego Jakuba jest tajnym stowarzyszeniem gdzie członkami są jedynie mężczyźni. Odbywają się tak przeróżne narady, rozwiązuje się tam tajemnicze i niebezpieczne sprawy, a bardzo wielu z tych mężczyzn posiada Dar. Jedni mniejszy i słabszy inni potężny i mocny. Każdy jest nieco inny, inaczej się przejawia, co innego czyni. Główny bohater - lord Geoff Bessett - posiadał dar, którego szczerze nienawidzi jednak nie może się go pozbyć. Pewnego dnia w bractwie zjawia się młoda kobieta. Anais de Rohan prosi o przyjęcie jej do Towarzystwa Świętego Jakuba,  mężczyźni za nic nie chcą się zgodzić. Mężczyźni odsyłają ją z kwitkiem. Jednak kiedy okazuje się, że lord Bassett będzie miał do wykonania naprawdę trudne zadanie wymagające przykrywki i w tym celu będzie potrzebna mu młoda dama, aby mogła udawać jego żonę, od razu postanawia poprosić o pomoc Anais. Ta oczywiście się zgadza, ponieważ zrobi wszystko, aby móc pomóc Bractwu w potrzebie. I takim oto sposobem Geoff oraz Anais wyruszają w daleką podróż za granicę, aby wspólnie zamieszkać w domu i udawać młode małżeństwo. Oczywiście łatwo można się domyśleć, że mieszkanie z przystojnym mężczyzną nie jest wcale łatwe. Oboje coś do siebie czują, oboje nie potrafią się powstrzymać, ponieważ pożądanie jest zbyt wielkie. Jednak podczas niebezpiecznej i tajnej misji nic nie powinno zaprzątać im głowy, ale to wcale nie jest takie proste...

Już nie raz wspominałam, że od jakiegoś czasu zaczęłam lubować się w romansach historycznych i z przyjemnością sięgam po nie kiedy tylko mam taką okazję :) Tym razem obawiałam się nieco, że skoro nie czytałam pierwszej części, mogę mieć problemy ze zrozumieniem, kto jest kim i o co w tym wszystkim chodzi. Jednak moje obawy okazały się nie słuszne. Historia ta faktycznie przez pierwsze kilka kartek wydawała mi się skomplikowana, ponieważ nie mogłam odnaleźć się w tych wszystkich imionach , nazwiskach i tytułach, jednak szybko zrozumiałam o co chodzi i równie szybko wciągnęłam się w tę opowieść. Od początku bardzo polubiłam główną bohaterkę. Nie była ona taka jak inne damy w tamtych czasach. Była pewna siebie, silna, mądra, wiedziała czego chce i za wszelką cenę dążyła do wyznaczonych celów, potrafiła doskonale o siebie zadbać. Daleko jej było do delikatnych kobiet w wytwornych sukniach dbających o swe nieskazitelne maniery. Nie, Anais była inna i zapewne dlatego od razu ją polubiłam. Dzięki niej książka ta wydaje mi się jeszcze bardziej ciekawa, zapewne gdyby nie ona i jej charakterek nie działoby się tutaj tak wiele :)

Podczas czytania czuć emocje bohaterów, towarzyszyło mi też napięcie i chęć dowiedzenia się co się wydarzy dalej, jak dana akcja się rozegra... Powieść tą czytało mi się bardzo lekko i szybko. Klimat tutaj panujący przepełniony był tajemnicą, strachem, złem, ale również pożądaniem, miłością, szczęściem. Było  kilka wartkich akcji co zdecydowanie nadało książce tempa. Moim zdaniem jest to ciekawa i miła historia, która wciągnie nas w świat arystokracji z dawnych czasów na dobre kilka godzin :)

27 stycznia 2013

Miks ciszków, syczków, szumków


BEATA DAWCZAK, IZABELA SPYCHAŁ

wydawnictwo: Harmonia
ilość stron: 40
format: 20,5x29,5 cm
rok wydania: 2012
cena: 10,40 zł


Już nie raz wspominałam Wam, że mój synek ma pewne problemy logopedyczne. Nie wymawia niektórych głosek i codziennie systematycznie ćwiczymy jego buźkę i uczymy się prawidłowej wymowy. Jednak ciężko byłoby mi tak samej z głowy, na poczekaniu wymyślać dla niego odpowiednie ćwiczenia dlatego postanowiłam sięgnąć po książeczkę, która ma mi w tym pomagać. 

Miks ciszków, syczków, szumków dotyczy właśnie tych często trudnych dla dziecka głosek, z którymi nie zawsze potrafi sobie ono poradzić. W środku znajdziemy bardzo wiele przeróżnych zadań pomagających utrwalić sobie takie głoski jak s, sz, ś, z, ż, ź, c, cz, ć, dz, dż, dź. Zadania te są bardzo różnorodne, przy niektórych należy się dobrze skupić i wytężyć słuch, aby wykonać je prawidłowo, przy innych będzie trochę kolorowania, bardzo często trzeba będzie coś powtórzyć, czasami przeczytać, innym razem narysować. Będzie też trochę rebusów, wycinania i przyklejania, a nawet śpiewania i tańczenia ;) Jest to taki prawdziwy miks ćwiczeń dotyczących wyżej wymienionych głosek.

Książeczka ta jest bardzo wesoła i kolorowa, zadania są zróżnicowane i na pewno nie znudzą się one szybko dziecku. Jednak ja odrobinę pośpieszyłam się z wyborem tej książeczki. Dowiedziałam się, że jest ona przeznaczona dla dzieci, które już nieco potrafią wymowę tych wszystkich głosek, a ta pozycja jest po prostu przeznaczona, aby dziecko dobrze utrwaliło sobie to czego się dotychczas nauczyło. Zaczynając naukę tych głosek, tak jak w przypadku mojego Nikusia, powinnam sięgnąć najpierw po poprzednie części z serii "Szkoła poprawnej wymowy". Istnieją książeczki takie jak "Syczki", "Szumki", "Ciszki" czyli wszystko to co tutaj rozłożone jest jeszcze na części i to właśnie one służą do nauki poprawnej wymowy. Tak jak wspominałam ta część to raczej utrwalenie tego co można nauczyć się z poprzednich części.

Oczywiście ja i tak wykorzystuję ten miks do ćwiczeń z Małym. Nikodem z przyjemnością rozwiązuje co poniektóre z tych zadań, jednak wielu nie potrafi jeszcze zrozumieć. Mam jednak ogromną nadzieję, że szybko nauczy się prawidłowej wymowy, nie chciałabym, aby miał jakieś nieprzyjemności z powodu nie zrozumienia go przez inne dzieci. W tym roku synek wybiera się bowiem do zerówki i nie chciałabym aby inne dzieciaczko go nie rozumiały, napewno to nie będzie miłe uczucie. Dlatego dużo ćwiczymy i mam nadzieję, że to przyniesie rezultaty. A wydawnictwo Harmonia jest dla nas wprost idealne w tym temacie. Więc jeżeli poszukujecie książek i różnych pomocy na tematy logopedyczne to jak najbardziej polecam właśnie to wydawnictwo. Wybór jest tutaj niesamowity :)

26 stycznia 2013

Rocznica. Historia miłości.


MICHAEL A. ADAMSE

wydawnictwo: WAM
ilość stron: 180
format: 13,6x21 cm
rok wydania: 2010
cena: 19,90 zł


Dziś chciałabym polecić Wam książkę o miłości. Ale nie o porywach serca, namiętności, wielkich czynach i romantycznych spotkaniach. O prawdziwej miłości, która potrafi przezwyciężyć wszystko. O miłości trudnej, szczerej i czystej. Takiej, którą chciałby przeżyć każdy z nas. Bo nie problem jest powiedzieć słowo kocham, gdy wokół panuje sielski spokój. Gdy wszystkie nasze marzenia i plany układają się tak jak sobie zaplanowaliśmy. Nie kłopot być z kimś, jeśli  ta osoba spełnia  wszystkie nasze oczekiwania i zawsze robi to czego pragniemy. Znacznie trudniej jest pielęgnować miłość, gdy los rzuca nam kłody pod nogi. Gdy otaczający nas świat pędzi nie patrząc na to, czy nadążamy za nim...

Gdy czytałam tę książkę od razu przypomniała mi się fotografia, którą niejednokrotnie widziałam na Facebooku. Zdjęcie dwojga staruszków, trzymających się za ręce i napis:
Spytali parę staruszków jak wytrzymali ze sobą 50 lat. Odpowiedzieli: 
"Bo widzi Pan, urodziliśmy się w czasach, gdy jak coś się psuło, to się to naprawiało, a nie wyrzucało do kosza."
Ten tekst według mnie daje sporo do myślenia. W dzisiejszych czasach ludzie rzadko dbają o to co mają. Rzadko pielęgnują to co dało im życie. Przecież znacznie łatwiej jest uciekać od problemów, niż stawić im czoło.

Troszkę się rozpisałam, ale muszę przyznać, że treść tej właśnie książki zmusza czytelnika do pewnych przemyśleń. Jest to bowiem historia pewnego mężczyzny, któremu życie nie ułożyło się tak jakby tego pragnął. Jego małżeństwo nie przeszło próby czasu i niestety jest w trakcie rozwodu z żoną. To trudny dla niego okres. Tęskni za pełną rodziną, za swoimi dziećmi i ciężko jest mu się przyzwyczaić do myśli, że nie ma już z kim dzielić swoich trosk i radości. Co więcej, pewnej nocy budzi go telefon z informacją, że jego mama zmarła. Postanawia więc czym prędzej jechać do rodzinnego domu, by nieść pomoc osamotnionemu ojcu. Jego rodzice zawsze byli idealną parą. Ich miłość widać było w każdym geście, każdym słowie. Przeżyli ze sobą 49 lat...

Po spotkaniu z ojcem i kilku dniach spędzonych w rodzinnym domu przyszedł czas na rozstanie. Na powrót do szarej rzeczywistości w której na nowo trzeba stawić czoła przeciwnościom losu i brnąć do przodu. Jednak na lotnisku, mężczyznę czeka niespodzianka. Ojciec daje mu w prezencie coś, co odmieni jego los. Jego sposób postrzegania zarówno na rodziców i więzi jaka między nimi była, jak i otaczającego go świata. Są to listy rocznicowe. Każdego roku na rocznicę ślubu ojciec Richarda pisał do swej żony list, w którym szczerze wyznawał wszystko co czuł i myślał. A matka Richarda, choć nigdy się do tego nie przyznała, na każdy z nich odpisywała ukrywając je potem przed wszystkimi. 

Mężczyzna czytając te listy dowiaduje się jak wielka może być miłość. Jak silne więzi łączyły jego rodziców i jak wiele ich uczucie musiało przezwyciężyć przeciwności. Richard zupełnie inaczej postrzegał swoją rodzinę, miał zupełnie inne zdanie zarówno na temat ojca jak i matki. Te listy otworzyły mu oczy, pozwoliły zrozumieć i co najważniejsze, nauczyć się czym jest prawdziwa miłość. Przyznam szczerze, że mam spory problem, by zrecenzować tę powieść. Chciałabym w jakiś sposób przekazać wam przesłanie tej książki nie odkrywając jednocześnie treści, żebyście mogły same ją poznać, bo uważam, że warto. Ta książka jest bardzo ciepła i taka... prawdziwa. Nie ukazuje nam miłości, którą znamy z romansów. Tutaj autor pokazał nam prawdziwe uczucie. Prawdziwe i szczere...

Ta powieść jak już wcześniej wspomniałam dała mi dużo do myślenia. Przerażała mnie jedynie forma tej lektury, gdyż książka składa się w 90% z listów oraz z przemyśleń Richarda na ich temat. Ogólnie wolę zwykłe powieści z dialogami i opisami. Takie, w których coś się dzieje, jest jakaś fabuła. Tutaj przez cały czas sięgamy wstecz analizując życie rodziców głównego bohatera i śledząc jednocześnie jego wewnętrzną przemianę. Listy rodziców z przeszłości pomagają mu wiele zrozumieć i kto wie... może nawet naprawić to, co wydawałoby się nienaprawialne? Ale o tym dowiecie się już sami :) Polecam.

25 stycznia 2013

Naprawdę krótka historia prawie wszystkiego


BILL BRYSON

wydawnictwo: Zysk i S-ka
ilość stron: 170
format: 21,5x28 cm
rok wydania: 2010
cena: 44,50 zł


Kto nas czyta regularnie ten na pewno doskonale wie jak uwielbiam wszelkiego rodzaju encyklopedie i albumy. Nikodem zdecydowanie idzie w moje ślady. Często oglądamy przeróżne programy przyrodnicze i naukowe. Z ogromną przyjemnością poszerzamy swoją wiedzę na przeróżne tematy związane z życiem, światem, naturą... I dlatego dziś kolejna pozycja, która tym razem nie jest na jakiś konkretny temat. Jak sam tytuł wskazuje znajdziemy tutaj wszystkiego po trochę :) Dokładniej po trochę na temat naszej planety i wszystkiego z nią związanego licząc od miliardów lat wstecz.

Nie będę wypisywała Wam całego spisu treści, jest tego zdecydowanie za wiele, jednak aby przybliżyć Wam choć odrobinę to co można tutaj znaleźć napiszę Wam kilka głównych działów z książki: ZAGUBIENI W KOSMOSIE, ROZMIARY ZIEMI, NARODZINY NOWEJ ERY, NIEBEZPIECZNA PLANETA, SAMO ŻYCIE, DROGA DO NAS. Pewnie niewiele Wam one mówią, napiszę Wam jednak choć kilka ciekawych przykładów, które możemy spotkać podczas lektury :) A więc dowiemy się w jaki sposób powstał cały nieograniczony wszechświat, co to jest supernova, jaki jest obwód Ziemi, jakie skały istniały w różnych erach i epokach. Przeczytamy trochę o dinozaurach, pierwiastkach, promieniotwórczości, o dziurze ozonowej, kontynentach i ich przemieszczaniu, o wnętrzu ziemi, wulkanach, trzęsieniach ziemi, o asteroidach, atmosferze, huraganach, burzach, chmurach, bakteriach, o życiu na ziemi, o tym jak powstało i jak się zmieniało przez miliony lat. Jest również kilka słów o genach, epokach lodowcowych i klimacie... Tego wszystkiego jest oczywiście o wiele więcej, ale daruję Wam już i nie będę wypisywała wszystkiego choć mogłabym ;)

Ja jestem bardzo zadowolona z wiedzy, którą mogę czerpać z tej książki. Nikodem co prawda jest jeszcze za mały na tak poważne sprawy jak rozmowa o atomach, molekułach czy tez DNA, ale z przyjemnością przysłuchiwał mi się kiedy opowiadałam mu (dosyć prostym językiem oczywiście) o kosmosie, o warunkach atmosferycznych, o podwodnym świecie... Ogromną uwagę przyciągają tutaj również ilustracje oraz zdjęcia. Obrazki są zabawne i kolorowe i zarówno one jak i prawdziwe fotografie idealnie obrazują to o czym czytamy. Bardzo ciekawe jest to w jaki sposób została napisana ta książka. Autor zwraca się tutaj bezpośrednio do czytelników. Zadaje pytania, sam stara się udzielać na nie odpowiedzi, piszę swoje przemyślenia, spostrzeżenia, przy okazji opowiada trochę o swoim życiu. Wszystko opisuje w bardzo przystępny i ciekawy sposób, a przy okazji zapewnia nam nie tylko dostęp do wiedzy, ale również rozrywkę :)

Moim zdaniem książka ta jest naprawdę bardzo interesującą zbiornicą informacji na przeróżne tematy związane z naszą planetą. Uświadamia nam jakie niewiarygodne rzeczy dzieją się na świecie i w kosmosie,  jak długo i z jakim trudem kształtowała się nasza Ziemia, jaka jest piękna i pełna niesamowitych rzeczy i jak szybko i z łatwością możemy doprowadzić do jej zniszczenia... Zdecydowanie polecam tę lekturę dla osób w każdym wieku. Jeżeli jesteście ciekawi świata i wszechświata to ta książka zainteresuje Was bez względu na wiek :)




24 stycznia 2013

Mali zwycięzcy


Przygody dzieci na pustyni Szamo

ANTONI FERDYNAND OSSENDOWSKI

wydawnictwo: Zysk i S-ka
ilość stron: 200
format: 20x19 cm
rok wydania: 2012
cena: 19,90 zł  17,50 zł


Dziś książeczka przeznaczona dla młodych czytelników, którzy marzą o wielkiej przygodzie. Historia trojga rodzeństwa, którym los spłatał figla i wystawił na wielką próbę. Henryk, Romek i Irenka będą musieli stawić czoła wielkiemu niebezpieczeństwu by przetrwać samotnie na pustyni Szamo w Azji. Zapowiada się ciekawie prawda?

Ale zamiast od razu opowiadać Wam treść, zacznę nieco inaczej. Bo szczególną uwagę chciałabym Wam zwrócić na samo wydanie książki. To pierwsza rzecz jaka rzuciła mi się w oczy, gdy sięgnęłam po tę lekturę. Szczególna dbałość wydawnictwa o najdrobniejszy szczegół. Gruba twarda oprawa i bardzo dobrej jakości papier to nie wszystko. Książka ta jest szyta, a do tego przepiękne ilustracje autorstwa Przemysława Liputa zdobią każdą ze stron nadając tej lekturze niezwykły klimat. Muszę przyznać, że na mnie wydanie tej książki zrobiło ogromne wrażenie. Lubię, gdy do lektury zaglądam z przyjemnością nie tylko dlatego, że jestem ciekawa jej treści. Tę książkę mogłabym przeglądać bez końca. Brawa dla wydawcy!

A teraz to co interesuje Was najbardziej. Czyli treść. Jak już wspomniałam jest to powieść o trojgu rodzeństwie: 15-to letnim Henryczku, o rok młodszym Romanie oraz ich siostrzyczce - jedenastoletniej Irence. Dzieci wychowywały się tylko z ojcem, ich mama od kilku lat nie żyła. Mieszkali w Chinach w czasach, gdy wybuchło powstanie. Wszyscy obcokrajowcy byli w niebezpieczeństwie, gdyż powstańcy grozili śmiercią Europejczykom i Amerykanom nie patrząc czy są to ludzie, którzy krzywdzili Chińczyków, czy też z nimi współpracowali. Trzeba było więc uciekać. Większość w pośpiechu udawała się do Tanggu, gdzie oczekiwały na nich statki wojenne. Jednak Stanisław Broniewski wraz z dziećmi obrali inną drogę ucieczki. Dzięki uprzejmości znajomego pilota postanowił udać się z rodziną do Dalianu, gdzie panował zupełny spokój. 

Niestety podróż nie potoczyła się po ich myśli. Po drodze spotkał ich Tajfun i cudem uszli z życiem. Samolot wylądował na pustyni Szamo z dala od jakiejkolwiek cywilizacji. Ojciec wraz z pilotem samolotu postanowili zostawić dzieci w maszynie i udać się po pomoc. Ich wędrówka miała trwać dzień, może dwa... niestety zniknęli na dobre. I tak rozpoczęła się przygoda rodzeństwa na nieznanym lądzie. Dzieci musiały nauczyć się przetrwania wśród dzikiej przyrody. Zdobywały pożywienie, broniły się przed niebezpieczeństwem, budowały schronienie. Trzeba przyznać, że ich postawa był godna podziwu. Ale szczegółów dowiecie się już sami.

Muszę przyznać, że książka jest rzeczywiście bardzo ciekawa. Na początku myślałam, że będzie w większym stopniu przypominała mi słynną powieść Henryka Sienkiewicza "W pustyni i w puszczy", lecz myliłam się. Chyba tylko tematyka tych książek jest zbliżona. Treść już nie. Tutaj dzieci wykazują się naprawdę niezwykłą wiedzą, odwagą i umiejętnościami. Przyznam szczerze, że wiele ich zachowań jest wręcz nieprawdopodobna, której nie powstydziłby się nie jeden dorosły. Dlaczego? 

Przez cały pobyt na pustyni, a trwało to aż 7 miesięcy maluchy ani razu nie mają chwili zwątpienia. Ani razu nie zdarza im się płakać z bezradności czy niepokoju. Natychmiast wręcz przystępują do działania. Łapią ryby, polują na ptaki i inne zwierzęta. Doskonale orientują się w terenie, nikomu nigdy nie zdarza się zgubić. Jedenastoletnia Irenka bez mrugnięcia okiem potrafi wypatroszyć rybę i zajmuje się gotowaniem dla całej trójki! Dzieci potrafią w naturalnym środowisku uzyskać sól, a nawet produkować mydło. Upolowaną zwierzynę wykorzystują na posiłki, a skórę karbują... Co więcej - Irenka potrafi z niej uszyć chłopcom kurtki i spodnie z licznymi kieszeniami! Czy Wam także szczęka opada ze zdziwienia? Bo ja nie mogłam wyjść z podziwu...

Mimo to muszę przyznać, że ta książka jest naprawdę ciekawa. Dzieci przeżywają liczne przygody, a to jak sobie radzą w nietypowych sytuacjach może nauczyć nasze dzieci wielu bardzo ciekawych rzeczy. Przeczytałam tę lekturę jednym tchem. Treść lektury jest naprawdę wciągająca. Książkę czyta się szybko i z ogromną przyjemnością. Jestem pewna, że dzieciaczki podzielą moją opinię. Jak dla mnie super!

"- Widzicie, drodzy moi, jak dobrze jest dużo czytać! Ile wiadomości dają książki i ile korzyści! Romek przyniósł nam smacznego, tłustego jak prosię świstaka, poznał argali z opisu i kabargę, która nie tylko dostarczy nam świetnego pożywienia, lecz spotkawszy więcej tych zwierząt, możemy zabrać także sporo piżma, w swoim czasie sprzedać je i pomóc tatusiowi, któremu przez tę rewolucję grozi utrata majątku... Czytajcie więc moi mili, jak najwięcej i jak najuważniej (...)"

23 stycznia 2013

Lewa ręka rysuje i pisze - Część I

 
Ćwiczenia przygotowujące do pisania dla dzieci leworęcznych

BOGDANOWICZ MARTA
RÓŻYŃSKA MAŁGORZATA

wydawnictwo: Harmonia
zawartość teczki: 47 kart pracy + książeczka (8 stron).
format: 22,5x30
rok wydania: 2012 (wydanie IV)
cena: 21,60 zł



Dawniej leworęczność była czymś delikatnie mówiąc niepożądanym. Często rodzicie zmuszali dzieci, by mimo wszystko uczyły się posługiwać prawą ręką, bo tak być powinno. Tymczasem jak wszyscy wiemy, leworęczność to nie choroba. Wręcz przeciwnie. 

Istnieją przypuszczenia, że osoby leworęczne są sprawniejsze manualnie od osób praworęcznych. Wystarczy poszperać w internecie by dowiedzieć się bardzo wiele na ten temat. Ja zaczęłam interesować się tym zagadnieniem, gdy okazało się, że Alicja także jest leworęczna. Nigdy nie zmuszałam jej do żadnych zmian, nie nakłaniałam, by przełożyła długopis czy łyżkę do drugiej rączki. Pierwszą rzeczą jaką zrobiłam to zajrzałam do internetu, by dowiedzieć się wszystkiego na ten temat. By wiedzieć, czy i jak pomóc mojej córce w prawidłowym rozwoju. 

Jednak nie ma się co oszukiwać, że nasze życie w ogromnym stopniu jest przystosowane dla osób praworęcznych. Choć na szczęście powstają już pomału niektóre przedmioty, które ułatwiają leworęcznym funkcjonowanie jak długopisy, kredki itp, to i tak całe mnóstwo innych rzeczy wciąż są tworzone wyłącznie z myślą o praworęcznych. Są nimi np. zegarki z przyciskami po prawej stronie i do noszenia na lewej ręce, otwieracze do konserw czy chociażby klawiatura komputerowa (z klawiaturą numeryczną po prawej stronie). Takich przykładów możemy mnożyć i wiemy doskonale, że znaleźlibyśmy ich jeszcze bardzo wiele. Osoby leworęczne mają więc pewne trudności w wielu dziedzinach życia, a jedną z nich jest np. pisanie (od lewej do prawej strony). 

Gdy więc dowiedziałam się, że istnieją pomoce, dzięki którym dzieci leworęczne mogą sprawniej posługiwać się rączką i nauka pisania przyjdzie im wtedy znacznie łatwiej, postanowiłam sprawdzić na czym to polega. Sięgnęłam zatem do pierwszej części tej oto serii w której znalazłam całe mnóstwo ciekawych prac oraz krótkie wprowadzenie w temat. Dowiedziałam się tu dla kogo przeznaczone są ów ćwiczenia i do czego służą. Dlaczego takie ćwiczenia są potrzebne, na co należy zwrócić uwagę podczas ćwiczenia lewej rączki malucha, jaka powinna być pozycja ciała dziecka podczas pracy i jak powinno ono trzymać pisak. A także co robić, jeśli dziecko trzyma go nie prawidłowo. 

Może są to z pozoru mało istotne sprawy, ale w rzeczywistości sprawiają one, że nasze dziecko znacznie szybciej potrafi sprawnie posługiwać się lewą rączką, a rysowanie czy też w przyszłości pisanie nie będą stanowiły dla malucha tak wielkiej trudności. Ale o tym wszystkim przeczytacie już sami w instrukcji dołączonej do teczki. Ja przejdę już do zadań zamieszczonych wewnątrz. Na 47 kartach znajdziemy zadania, dzięki którym dla naszego dziecka ćwiczenie rączki stanie się czystą przyjemnością. Możemy zatem kolorować paluszkami lub kredkami, odrysowywać, wyklejać plasteliną, łączyć w pary, rysować szlaczki, wędrować przez labirynt, rysować po śladzie i wiele wiele innych. Niektóre zadania wymagają od dziecka kreatywności, inne posiadają konkretne polecenie do wykonania. Ale z pewnością wszystkie są bardzo ciekawe i każde dziecko będzie się świetnie przy nich bawić.

Te zadania bardzo mi się podobają. Choć przypominają mi nieco zabawy, które moja córeczka wykonuje w przedszkolu, wiem, że te nieco się różnią. Chociażby faktem, że są przystosowane dla leworęcznych maluchów. Niekiedy przed zadaniem jest napisane jak maluch powinien usiąść, jak ułożyć kartkę i jak trzymać ołówek by łatwiej było mu wykonać polecenie. Czasem zadania dotyczą zagadnienia leworęczności, czyli maluch musi wskazać która strona jest lewa, lub musi wykonać jakieś zadanie po lewej stronie. Uważam więc, że jest to ciekawa pozycja dla takich maluszków jak moja Alicja, by uświadomić im, że wcale nie są gorsze od innych dzieci i ułatwić im te wszystkie czynności, które dzieciom praworęcznym przychodzą łatwiej.

Ja jestem zadowolona i z przyjemnością sięgnę po kolejne części.