LUCYNA VON SCHICKEDANTZ
wydawnictwo: Warszawska Firma Wydawnicza
ilość stron: 378
format: 13,5x20,5 cm
rok wydania: 2012
cena: 38 zł
"Kawowe biuro matrymonialne" jest to powieść zdecydowanie dla kobiet. Pełno w niej zapachu kawy oraz pysznych słodkości, ponieważ jej bohaterki w taki właśnie sposób umilają sobie czas wspólnie spędzany. Jest to opowieść o matce, córce, przyjaciółce, mężach, podróżach oraz wspomnieniach. Tak to ostatnie zdecydowanie tutaj przeważa :)
Anka to mama dorosłej już córki - Bogusi, która jeździ na taksówce. Anka jest też żoną Pawła, oraz teściową Leoncia. Ale jest ona również babcią, koleżanką, przyjaciółką, sąsiadką... Razem z Pawłem wybudowali sobie dom. Wielki, ogromny dom, sami nie mają pojęcia po co im tyle miejsca, przecież mieszkają we dwójkę... Ale teraz już za późno, a kupić nikt nie chce... Pewnego dnia Ania otrzymuje telefon. Nie byle jaki, bo aż z Ameryki. Jej najlepsza przyjaciółka - Emilka - postanawia przylecieć do nich w odwiedziny na dni kilka. I praktycznie właśnie w taki sposób zaczyna się ta książka. Teraz kiedy Ania, Emilka i Bogusia są już w komplecie zaczynają się nieskończone rozmowy, dyskusje, wspomnienia, opowiadania. czasami do tych rozmów przyłączają się również chłopy, czasami w odwiedziny wpadną sąsiedzi, czasami dziewczyny gdzieś wyjadą, spotkają innych ludzi, znajomych, rodzinę... Ale ciągle piją kawę i dużo, bardzo dużo rozmawiają...
Tak szczerze powiedziawszy ta książka składa się z samych opowiadań i dialogów. Tak naprawdę to nie ma tutaj żadnego konkretnego tematu przewodniego, nic specjalnego również się tutaj nie dzieje. Ot tak, takie prawdziwe damskie, często bardzo zabawne dyskusje o życiu. Najbardziej powalające są niektóre z tekstów tutaj zawartych. Przy niektórych naprawdę się uśmiałam i domyślam się, że taka reakcja była właśnie prawidłowa i o to właśnie tutaj chodziło. Jest to książka o życiu napisana z dużym przymrożeniem oka. Jednak muszę Wam napisać, że czytałam ją z pewną trudnością. Nie wiem czy to może dlatego, że nie działo się tam nic takiego konkretnego... Ale sądzę, że to dlatego, że książka mimo, że ma prawie 400 stron, nie posiada w ogóle rozdziałów. Wszystko pisane jest tak jednym ciągiem, rzadko kiedy znajdziemy chociażby jakiś pusty wers robiący przerwę. Dotychczas nie zdawałam sobie sprawy ile do książki może wnieść zwykły podział na rozdziały. Tekst pisany w taki sposób jak w tutaj jest moim zdaniem trochę przytłaczający, ale każdy może mieć na ten temat swoje zdanie, tak sądzę :)
No, ale pomijając powyższe to lektura ta zdecydowanie nadaje się na nudne, smutne, szare dni. Na pewno podczas czytania nie raz się uśmiechniemy, ponieważ język tutaj zawarty jest prosty, zabawny, powiedziałabym nawet, że taki swojski. Jednak jeżeli liczycie na porywającą powieść, pełną emocji, akcji, trzymającą w napięciu, to w tej książce tego nie znajdziecie. Ta opowieść jest nieco nietypowa, panuje w niej spokojny, rodzinny klimat. Przyznam, że ja czytałam coś takiego chyba po raz pierwszy :)
Lubię takie klimaty, więc z chęcią bym przeczytała ;)
OdpowiedzUsuń