15 października 2016

Edward i jego wielkie odkrycie


REBECCA MCRITCHIE

wydawnictwo: Adamada
ilość stron: 40
format: 24x27,5 cm
rok wydania: 2016
dostępna: TUTAJ

Ponieważ jestem ogromną fanką niedługich opowiadań dla dzieci, gdzie w jednej książce znajduje się jedna historyjka, wierzcie mi naprawdę nie mogłam przejść obok "Edwarda" obojętnie. Na okładce zobaczyłam chłopca zbliżonego wiekiem do wieku mojego starszaka i wiedziałam już, że książka ta musi być nasza ;) Po przeczytaniu opisu tylko się w tym przekonaniu utwierdziłam. Archeologiczne odkrycia - to coś co moje dziecko lubi. 

Edward pochodzi z rodziny pełnej archeologów. Mama, tata, babcia, dziadek -  wszyscy są archeologami i wszyscy odkryli coś ważnego, znaczącego. Tylko on jeden jak dotąd nie trafił nawet na żadną małą kostkę dinozaura, ani nic innego. Przekopywał podwórko wzdłuż i wszerz i nic. Aż pewnej nocy gdy przez deszcz na ziemi zrobiło się straszne błoto Edward potknął się o coś wystającego z tego błota. Okazało się, że było to wielkie jajo! 

Chłopiec już widział oczyma wyobraźni, że wykluje się tego jaja wspaniały smok lub wielki dinozaur. Opiekował się więc jajkiem najlepiej jak tylko potrafił. Kąpał je, przytulał, ogrzewał. Wyczekiwał swojego wielkiego odkrycia z niecierpliwością. Aż do dnia aż z jaja wykluł się ptak... Nie tego się spodziewał. Na początku był nieco załamany, że "jego wielkie odkrycie" wcale nie okazało się takie wielkie jak przypuszczał. Choć tak naprawdę bardzo się mylił...

Jest to opowieść o dziecięcym marzeniu, które się ziściło. O wielkiej nadziei, wyczekiwaniu, zawodzie, złości, przyjaźni, miłości, radości i dumie. Tak wiele emocji kryje się w tej książce, że to aż niemożliwe zważywszy na tak nie zbyt wielką liczbę stron, na której tekstu jest tylko kapka. No właśnie opowiadanie to jest naprawdę bardzo krótkie. Czyta się je ekspresowo ponieważ na każdej ze stron jest po jednym, czasami po dwa zdania. Ale właśnie tak mi się podoba, jestem bardzo zadowolona, że tak to wygląda...

Dlaczego? Bo między innymi dzięki temu mój starszak od razu z uśmiechem na twarzy rzucił się do czytania tej książki. Kiedy książka ma więcej tekstu to jednorazowo sam czyta ze 2-3 strony, ale w przypadku takiej książki jak ta za jednym zamachem czyta całą i jest to dla niego bardzo motywujące, duma go rozpiera, że jest w stanie przeczytać całą książkę naraz, a nie w kilku podejściach :) 

Samo opowiadanie także bardzo przypadło nam do gustu. Pomimo tego, że nie jest zbyt długie to jednak jest ono pomocne, przydatne, mądre... Niby opowieść o zwykłym chłopcu, który znalazł jajo, a jednak pod nią kryją się ważne odczucia i przeżycia. Wystarczy się nieco bardziej zagłębić, a potem porozmawiać o tym z dzieckiem. My z Nikodemem odbyliśmy rozmowę na temat marzeń, pragnień, nadziei i zawodu, na temat tego, że nie można się od razu poddawać i tego, na temat przyjaźni i przywiązania. Tak nas po lekturze tej książki wzięło na poważne rozmowy. 

Jednak nie myślcie sobie, że jest to taka całkowicie poważna i smutna książka. Może tylko ja tak melancholijnie do niej podchodzę, Tak naprawdę jest ona dosyć zabawna, ciekawa, ładna. No właśnie może te ilustracje wprowadzają w taki nastrój... Są utrzymane w takich przytłumionych barwach, beżach, szarościach, do tego te różne szkielety i antyki i muzeum, które na ilustracjach się znajdują. Jednak zapewniam Was, że to naprawdę ładna opowieść. Wygląd tej książki także zasługuje na pochwałę. Duży format, sztywna okładka, a wewnątrz zarówno tekst jak i ilustracje ciekawe. Zresztą dosyć już gadania - przekonajcie się sami :) 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz