28 lipca 2015

Laowai w wielkim mieście. Zapiski z Chin


ALEKSANDRA ŚWISTOW

wydawnictwo: Burda Książki
ilość stron: 207
format: 30x17,5 cm
rok wydania: 2015
cena: 39,90 zł

Już nie raz pisałam Wam jak bardzo lubię podróże. Uwielbiam poznawać nowe miejsca itd. Nie będę po raz kolejny się o tym rozpisywała, bo jeśli czytacie nas od dawna to doskonale o tym wicie. Znacie też moją pasję do książek podróżniczych. Gdybym tylko mogła - czytałabym je na okrągło. Szkoda tylko, że ogólnie na czytanie mam coraz mniej czasu... 

Ale gdy tylko jakaś tego typu lektura wpadnie w moje ręce nie tracę czasu. A już tym bardziej wtedy, gdy tematyka takiego albumu dotyczy miejsc bardzo odległych i z całą pewnością dla mnie nieosiągalnych. Nidy nie wybrałabym się w podróż do Tybetu, o którym miałam przyjemność pisać Wam ostatnio. I na pewno nigdy, przenigdy nie wybrałabym się w podróż do Chin. Wiedziałam o tym już dawno, ale lektura, którą chciałabym Wam dziś polecić tylko utwierdziła mnie w tym przekonaniu. Bo Chiny to piękny i jednocześnie bardzo dziwny kraj. Nie umiałabym tam żyć, ale nie ukrywam, że zawsze bardzo mnie interesowało jak tam jest.

Już kiedyś miałam okazję czytać o tym jak to jest żyć w Państwie Środka. I choć wydawało mi się, że wiem już o tym kraju prawie wszystko okazuje się, że moja wiedza jest jeszcze bardzo niewielka. Tak więc tym razem wybrałam się do Chin wraz z Aleksandrą Świstow. Bardzo młodą dziewczyną, którą miała spędzić tam zaledwie 4 miesiące, a została na... 3 lata. Co więcej, autorka tej książki pokochała ten dziwny kraj z całego serca i z przyjemnością do niego wraca. Zaakceptowała w nim wszystkie dziwactwa i odmienności. Muszę przyznać, że bardzo ją za to podziwiam. Ja bym nie potrafiła.

Zamiast opisywać Wam treść tej książki, powiem Wam może co w Chinach jest takiego, czego nie umiałabym ścierpieć. Przede wszystkim wydaje mi się, że po prostu umarłabym z głodu! Nie należę do osób, które bez obaw próbują różnych niesamowitych potraw. Ja jem tylko to co znam i potrafię zaakceptować. Zatem chińskie menu na pewno nie jest dla mnie. Poza tym z natury jestem okropnym tchórzem. Świadomość, że porozumiewanie się z mieszkańcami Chin jest tak trudne po prostu mnie przeraża. Bez jakiegoś dobrze obeznanego tłumacza pewnie nigdzie bym się nie ruszyła. A i jego obecność nie końca by mnie przekonała czy robię dobrze.

Nigdy w życiu nie umiałabym się przyzwyczaić do wszechobecnych karaluchów! Ja już wszystko potrafię zrozumieć, ale robale to nie moja bajka. Na widok zwykłego pajączka potrafię uciekać gdzie pieprz rośnie, a co zrobić, gdy uciekać nie bardzo jest gdzie? Oj, to nie dla mnie. No i jeszcze kwestia podróbek na każdym kroku. Lubię wiedzieć co kupuję i co jem. Dlatego świadomość, że mogłabym się nadziać na podrabiane orzechy laskowe, jajka czy ryż sprawia, że jeszcze bardziej cieszę się, że jestem tu i teraz, i nie muszę stawiać czoła takim wyzwaniom. Szkoda tylko, że w Chinach kuszą też cudowne miejsca,fantastyczne widoki i ciekawi ludzie. Z przyjemnością zwiedziłabym miejsca, które autorka opisuje w swojej książce. I przeżyła te wszystkie przygody, o których miałam okazję czytać. Oczywiście szczegółów zawartych w tej lekturze zdradzać Wam nie zamierzam. Sami się wszystkiego dowiecie z książki.

Gdybym miała oceniać tę książkę w skali od 1 do 10 dałabym 9,9. Bo poza tym, że z przyjemnością widziałabym w niej znacznie więcej zdjęć, nie mam zastrzeżeń. Według mnie jest rewelacyjna. Aleksandra Świstow pisze w taki sposób, że aż trudno oderwać się od tego albumu. W jej sposobie pisania znalazłam wszystko to, czego brakowało mi poprzednio. Emocje! Autorka opisuje nam swoje przygody tak jakbyśmy byli jej najlepszymi przyjaciółmi. Nie brakuje nam tu różnego rodzaju zabawnych historii, przeżyć, szczegółów z wyprawy w nieznane. Kobieta opowiada nam wszystkie przygody ze szczegółami, opisuje ludzi, których spotkała na swojej drodze, trudności, których tutaj nie brakuje oraz własne uczucia podczas każdej z wypraw. Czytając tę książkę miałam wrażenie, jakbym była naocznym świadkiem tych wszystkich wydarzeń. Jakbym sama w nich uczestniczyła. Jak dla mnie rewelacja!

Ale poza tymi opisami i przeżyciami mamy tu także ogromną ilość informacji o tym odległym kraju. Dowiemy się jak wygląda typowo chińskie wesele, jak Chińczycy podróżują i spędzają czas wolny. Co lubią jeść, jak zachowują się w pracy i w miejscach publicznych. Jakie mają priorytety, o czym marzą i do czego dążą. Przeczytamy o chińskich zabytkach i cudownych miejscach. O wspaniałej kulturze i niesamowitym talencie do... podrabiania wszystkiego co się da. Dowiemy się nawet jak wygląda chińskie przedszkole! I choć wydawałoby się, że to nic wielkiego to wierzcie mi, że ich przedszkolaki znacznie się różnią od tych naszych polskich... Oj, w zasadzie mogłabym Wam tak wymieniać i wymieniać. Bo podczas tak długiego pobytu w tym ciekawym kraju można naprawdę wiele się nauczyć, zaobserwować i przeżyć. Zatem czytania jest tu całkiem sporo, a ponieważ autorka tego albumu ma wyjątkowy dar do opowiadania - lekturę tą czyta się w mgnieniu oka i z zapartym tchem. 

Chiny to kraj, który zawsze mnie fascynował. Zawsze byłam bardzo ciekawa jacy ludzie tam żyją i czy choć odrobinę są podobni do nas - Europejczyków. Dzięki książce "Laowai w wielkim mieście" miałam okazję poznać to wszystko od podszewki. Dowiedzieć się jak tam jest bez owijania w bawełnę. Bo Chiny to nie tylko tai chi oraz dziwne krzaczki zamiast pisma. To także dość nietypowe zwyczaj na ulicach, dziury w podłodze zamiast sedesu, schody na wszystkich górskich szlakach oraz wspaniała atmosfera w miejskich parkach i skwerkach. Chiny to tłok i gwar, to magiczne świątynie i przedziwne, ale jakże urozmaicone menu. Chiny to niesamowity kraj. Jeśli nie macie jak zwiedzić go osobiście - koniecznie sięgnijcie po tę książkę. Na pewno się nie zawiedziecie.

A dlaczego dałam temu albumowi tylko 9,9 punktów na 10 możliwych? Bo pierwsze - czuję niedosyt zawartych w niej fotografii. Z przyjemnością obejrzałabym znacznie więcej zdjęć z tego miejsca. A po drugie, ta lektura stanowczo za szybko się skończyła. Ja chcę więcej!!! Ala mimo tych maleńkich minusików - jak najbardziej  POLECAM!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz