15 października 2013

Wesołe gospodarstwo



SWIATOSŁAW BUŁACKI

wydawnictwo: Olesiejuk
ilość stron: 16
format: 25,5x26 cm
rok wydania: 2013
cena: 29,90 zł

Jeśli w takim tempie będę powiększała biblioteczkę mojej Natalki, to gdy mała dorośnie do wieku, w którym te lektury zaczną ja interesować będę miała nie tylko biblioteczkę, ale wręcz pokaźny księgozbiór, którym nie pogardziłaby żadna szanowana biblioteka dziecięca. Ale co zrobić, kiedy ja się im po prostu nie potrafię oprzeć! I sądzę, że to nie tylko za sprawą mojej wielkiej miłości do książek. Ale także dlatego, że każda jedna ma w sobie coś niezwykłego. Niepowtarzalnego, co szalenie mi się podoba :)

Na przykład tu. Wydawałoby się, że to taka zwykła książeczka kartonowa. Nic szczególnego. Gdy nagle rzuca nam się w oczy niewielki zajęczy długopis przytwierdzony do ostatniej znacznie większej od wszystkich pozostałych strony. I oprócz tego, że ma on bardzo ładny i ciekawy wygląd, to także pełni bardzo ważne zadanie. Musi wskazywać małemu czytelnikowi czy ten prawidłowo odpowiada na poszczególne pytania zawarte wewnątrz. A jak ma tego dokonać? Już wszystko tłumaczę...

Wewnątrz tej wesołej lektury nie znajdziemy żadnego opowiadania. Nie ma tu wierszyków ani historyjek związanych z życiem na wsi. Jest natomiast całe mnóstwo kolorowych i wesołych ilustracji oraz niewielkie dymki z pytaniami. Są one bardzo różne, na przykład: Co dziobią kury, a co gęsi?, Kto daje mleko?, Kto mieszka w ulu?, Co kosi trawę?, Co rośnie w warzywniaku? itp. A obok tych pytań pośród obrazków znajdują się odpowiedzi. Ale nie wszystkie są prawidłowe. To dziecko ma dokonać wyboru, która z nich jest dobra. A żeby sprawdzić czy podjął właściwą decyzję wystarczy że za pomocą zajęczego długopisu naciśnie delikatnie na kółeczko znajdujące się obok odpowiedzi. Jeśli jest ona prawidłowa - usłyszymy wesołą melodyjkę. Jeśli zła - smutną.

Moje dziecko zawsze lubiło książeczki interaktywne. I nie ważne, czy w danej publikacji coś szczekało i chrumkało, czy narrator snuł jakąś ciekawą opowieść czy też po prostu słychać było różne melodyjki. To w zasadzie nie miało znaczenia. Po prostu, gdy Alicja tylko zobaczyła z daleka lekturę z jakimikolwiek przyciskami, aż się paliła by dorwać je w swoje małe rączki. Moje dziecko było zachwycone możliwością uruchamiania dźwięków w swojej lekturze i potrafiło siedzieć z nimi godzinami. Więc wiedziałam, że taka książka z pewnością jej się spodoba, choć z pewnością jest już na nią sporo za duża.

Ale to nie zmienia faktu, że jest to publikacja bardzo ciekawa. Nie tylko ze względu na wydawane przez książeczkę, a w zasadzie w tym przypadku przez długopis - jakiś dźwięków. Tutaj dodatkową atrakcją jest właśnie ten elektroniczny gadżet. Nie ma tu żadnych przycisków jak w typowych interaktywnych publikacjach dla dzieci, lecz wszystkowiedzący długopis, który potrafi odpowiedzieć na każde pytanie w książce. Dla takiego malca to niemalże jak czary! :)

No właśnie, a do tego treść. Nie wierszyki, nie opowiadania, lecz zabawa i nauka w jednym. Nasz mały szkrab ma możliwość dowiedzenia się czegoś nowego, bądź pochwalenia się już wcześniej zdobytą wiedzą. Poza tym korzystanie z długopisu, którym trzeba wcelować w małą kropkę tuż przy odpowiedzi to nie tylko świetna zabawa, ale także trening  koordynacji wzrokowo ruchowej u malca. No proszę. Ta książeczka wygląda dość niepozornie. Ale gdy poznamy ją lepiej okazuje się, że ma w sobie wieeeele zalet :)

U nas na razie "Wesołym gospodarstwem" zachwyca się moja starsza córka. Dla niej to fajna zabawa, bo choć pytania są bardzo proste jak na sześciolatkę, to nie lada wyzwaniem okazało się samodzielne ich odczytywanie. Potem także musi przeczytać zupełnie sama odpowiedzi i dopiero skazać tę prawidłową. A gdy Alicja już się nią znudzi, to dla Natalki będzie w sam raz! Więc długo to ona sobie bezczynnie na półce nie postoi ;)

1 komentarz: