ELŻBIETA PAŁASZ
wydawnictwo: Adamada
ilość stron: 24
format: 25x25 cm
rok wydania: 2016
dostępna: TUTAJ
Gdy tylko moja młodsza córka zorientowała się, jak fajnie można spędzać czas przy książkach, stale każe sobie coś czytać. Co prawda nie są to jakieś bardzo długie opowiadania, ale cieszę się, że wytrzymuje bez szaleństw choć troszeczkę. Moje dziecko uwielbia takie lektury, gdzie jest bardzo mało tekstu, za to cała masa przeróżnych ciekawych ilustracji. Gdy tylko moje czytanie choć odrobinkę się przeciąga, zaczyna się złościć i nie udaje nam się doczytać opowiadania do końca...
Dziś jednak sięgnęłam własnie po taką dłuższą książkę. Po znacznie obszerniejsze opowiadanie, niż te, które Natalka tak lubi. Miałam cichą nadzieję, że tym razem uda mi się zainteresować tego małego urwisa historią, którą bardzo chciałabym jej przeczytać. I powiem Wam, że ten plan miał dużą szansę powodzenia, bo ta książka jest zupełnie inna od wszystkich tych, które znam. Chyba pierwszy raz trafiłam na historię, w której kilkuletni maluch może uczestniczyć. Natalka jest jeszcze mała i nie wszystkie polecenia jest w stanie wykonać, ale sam fakt, że książeczka wymaga od niej jakiejś aktywności wystarczy, by mała siedziała i słuchała wszystkiego w skupieniu...
Basia to urocza kilkuletnia panienka. Pewnego razu w środku nocy obudził ją śpiew ptaszka. Dziewczynka wstała z łóżka i wyjrzała przez okno, ale wtedy trel ucichł, a ten pierzasty maluszek czmychnął czym prędzej. Basia zapragnęła wtedy z całego serduszka, by również mieć skrzydełka i móc tak fruwać jak ptaki po niebie. Niestety wiedziała, że takie marzenie nigdy się nie spełni, bo jak wiemy ludzie nie są w stanie fruwać. Wróciła zatem do łóżeczka i poszła spać. Na drugi dzień czekała ją pewna niespodzianka. Gdy mama poprosiła Basię, by ta poszła do ogródka po koperek, dziewczynka znalazła na grządce coś jeszcze poza tą zieloną roślinką. Były tam wstrętne robaki, których nasza mała bohaterka okropnie się brzydziła. Postanowiła zatem zerwać koperek z drugiej strony ogródka, a gdy tylko tam się udała, zobaczyła w krzakach małego pisklaka... Basia miała dobre serduszko i pomogła maluchowi wrócić do swojego gniazdka. Ale na to co wydarzyło się później z pewnością nie była przygotowana...
Tradycyjnie już nie powiem Wam co było dalej. Zawsze staram się zasiać u Was jedynie małe ziarenko ciekawości, żebyście sami zapragnęli dowiedzieć się co wydarzyło się dalej. A historia, którą Elżbieta Pałasz opisała w tej lekturze na pewno Wam się spodoba. Jest bardzo... zaskakująca ;) Ale nie tylko treść tej książeczki jest super, bo sam sposób opisania tej przygody naprawdę bardzo mnie zaskoczył. Autorka bowiem zachęca maluchy do tego by nie tylko słuchały wszystkiego w skupieniu, ale również uczestniczyły w aktywnie w tej historii. Jak? Już Wam wszystko opowiadam.
Już na samym początku, zanim w ogóle zaczniemy czytanie imię naszego dziecka trafia do grona współautorów tejże lektury. W książeczce jest bowiem miejsce na to, by dziecko narysowało swój portret oraz dopisało swoje imię zaraz pod informacją kto napisał tekst opowiadania i przygotował wszystkie ilustracje. Ale to oczywiście nie wszystko. Bowiem podczas czytania także znajdzie się sporo rzeczy, które mały czytelnik musi wykonać. Na przykład mogą narysować swojego ukochanego pluszaka, z którym lubią spać, albo paskudne robaczki w grządce z koperkiem. Potem trzeba poszukać gniazdka małego zagubionego pisklaka, Można potańczyć z krasnalami oraz narysować najpiękniejszego ptaszka jakim te nasze brzdące chciałyby się stać. Autorka zachęca także do wymyślenia własnej ptasiej pioseneczki lub sposobu jak odwrócić uwagę pewnego bardzo psotnego kociaka. I tak nasza historia toczy się dalej, a dziecko, które ma przyjemność go słuchać stale ma coś do zrobienia. I wiecie co? Nawet nie wiemy, kiedy docieramy do ostatniej strony! A to przecież miała być taka długa książka...
Powiem Wam, że ta lektura jest super. Nie przypuszczałam, że można w taki fajny sposób zainteresować dziecko książką. Widziałam już całą masę trików z puzzlami, magnesami, okienkami itp. Ale nie przypuszczałam, że zwykła krótka historia, w której dziecko może ot tak coś w niej narysować czy zrobić cokolwiek innego może w taki pozytywny sposób na nie wpłynąć. Moja mała buntowniczka nawet nie zauważyła, kiedy przeczytałyśmy calutką książeczkę choć tak naprawdę niewiele z tych poleceń wykonała! Obrazek z pluszakiem powstał na osobnej kartce, a robaków nie tworzyłyśmy wcale. Mała nie przepuściła okazji do tańca, ale śpiewać się wstydziła... Mimo to czytałyśmy wspólnie tą książeczkę dokładnie calutką bez najmniejszego problemu. A gdy skończyłyśmy, mała krzyknęła - jeszcze raz! Tak więc mamy w domu kolejną fajną lekturę, którą Natalka zaakceptowała w 100% i pokochała jak żadną inną :)
Dodam jeszcze, że opowiadanie to jest także pięknie wydane. No wiecie, twarda okładka, gruby papier... Ale nie tylko. Są tu jeszcze fajne kolorowe ilustracje Marianny Jagody, które dodają całości uroku. Ja jestem bardzo zadowolona. Polecam :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz